piątek, 1 listopada 2013

Rozdział 6.

Rozdział 6.



Gdy tylko znaleźliśmy się na dworcu pani Weasley wraz z mężem poinformowali nas, że zmieniają plany. Okazało się, że święta spędzimy w kwaterze głównej Zakonu Feniksa.
- Och, z Harrym?... I oczywiście Syriuszem? – zapytała Ginny z nadzieją z głosie.
- Siostra, co z tobą? Masz Harry’ego na wyłączność w szkole. Jeszcze ci go mało? – zapytał George z ogromnym uśmiechem.
Ginny spłonęła rumieńcem. Złapałam George’a za ramię i odciągnęłam go przyjaźnie uśmiechając się do wciąż zawstydzonej Ginny.
- Daj jej spokój! Nie wtrącaj się. – wyszeptałam mu do ucha, gdy już się nachylił do mojej znacznie niżej położonej twarzy.
- Hermiono, ja dopiero zaczynam.
Święta na Grimmauld Place 12 były jak marzenie. Cały dom był ubrany w ozdoby świąteczne. Wigilia minęła na długich przygotowaniach, za to kolacja odbyła się idealnie. Dużo śmiechu i długie rozmowy z każdym członkiem naszej jednej ogromnej, wielopokoleniowej rodziny. Siedzieliśmy do bardzo późna zajadając się pysznymi potrawami, które przygotowała, w większości, pani Molly.
Pierwszy dzień Świąt był jeszcze lepszy i przyjemniejszy. Rano powitał nas ogromne stosy prezentów. Od razu rozpakowałam swoje i z zadowoleniem obserwowałam co otrzymałam w tym roku. Rodzice wysłali mi ogromną księgę pod tytułem Baśnie, jak później się zorientowałam były w niej wszystkie moje ulubione bajki z dzieciństwa oprawione w przepiękny jasnofioletowy materiał. Harry i Ron podarowali mi nowy kałamarz i piękne pióro, które na pewno było bardzo drogie. Pani Weasley dała mi ręcznie robiony sweter w kolorze brązowym, prawie takim jak moje włosy. Syriusz wręczył mi piękną zawieszkę nad łóżko, która miała odganiać złe sny. Bliźniacy natomiast dali mi coś, co było moim zdaniem najlepszym prezentem pod słońcem. Otrzymałam od nich cudowny komplet biżuterii. Małe przezroczyste kolczyki w kształcie serduszek, a do kompletu drobny wisiorek z tym samym motywem. Ginny do biżuterii dołączyła piękną bransoletkę z maleńkim serduszkiem, wszystko przepięknie razem się dopełniało. W sekrecie Fred podarował mi też książkę, w ramach podziękowania, za naukę. Książka pod tytułem: Magiczne życie z wariatami od razu poprawiła mi humor.
- Wiem, że masz dosyć książek, jako prezentów, ale nie mogłem się powstrzymać.
- Dziękuję, Fred. – powiedziałam z uśmiechem i pocałowałam go w policzek. – W sumie dawno nie czytałam nic nie związanego z lekcjami i nauką.
- Będziesz mogła trochę odpocząć od nauki i mnie, jako ucznia. – zaśmiał się cicho.
- Tak, wręcz marzę o tym.
Moje prezenty również podobały się adresatom. Bardzo mnie to cieszyło.
Pierwszy dzień świąt minął na śmiechu i ogólnej zabawie. Po południu, gdy słońce zaczęło świecić znacznie mocniej wyszłam na zewnątrz. Stanęłam na ulicy przed domem i obserwowałam otoczenie. Dzieci ganiały po ulicy, po której nie przejeżdżał żaden samochód. Uśmiechnęłam się widząc tyle radości i tak piękne uśmiechy na twarzach tych małych szkrabów. Obserwowałam otoczenie i chciałam zapamiętać każdy szczegół. Każde drzewo pokryte śniegiem, każde źdźbło trawy i każde płatek śniegu, który odbijał słońce. Oczywiście wiedziałam, że Nora w tym momencie wygląda na pewno znacznie ładniej. Oczami wyobraźni widziałam zamarznięte jezioro i śnieg pokrywający całe otoczenie tego cudownego domu. Jednak w obu tych miejscach czułam się bezpiecznie i czułam, że to moje jedne z niewielu ulubionych miejsc na świecie.
W drugi dzień świąt wstałam podejrzanie późno. Jako ostatnia zeszłam na śniadanie. Usiadłam obok Freda, bo tylko tam zostało miejsce.
- Witamy śpiocha! – powitał mnie, gdy usiadłam.- przynajmniej się wyspałaś. – wyszeptał mi do ucha z cieniem uśmiechu.
- Tak, czuję się jak nowonarodzona.
- Szykuj się na bitwę, dzisiaj trochę poszalejemy. Ostatnio jesteśmy podejrzanie grzeczni, co nie George?
- Tak, już się zaczynałem o nas martwić. Tak dłużej być nie może.
Bitwa rozpoczęła się równo w południe. Przez bliźniaków, którzy przysięgali, że nie wrócę do domu sucha, zostałam wystawiona na pierwszy ogień. Masa białych kul wyleciała w moim kierunku, gdy tylko stanęłam w śniegu. Ginny pomagała mi odeprzeć atak, ale nie miałyśmy szans. Bliźniacy nawet bez różdżek byli znacznie szybsi i silniejsi niż my z Ginny razem. Oberwałam w każdą część mojego ciała i tak jak obiecali po pół godziny byłam całkowicie mokra.
Godzinna bitwa skończyła się wygraną chłopców, co można było przewidzieć bez konieczności używania wewnętrznego oka. Nie było lepszych od bliźniaków i potwierdzał to każdy, kto miał trochę oleju w głowie.
W domu siedzieliśmy w jednym z największych pokoi. Fred rozpalił w kominku, reszta rudzielców przyglądała się jak Harry gra z Ronem w szachy czarodziejów, natomiast ja położyłam się na kanapie i nawet nie wiem kiedy, zasnęłam.
- Hej, choć, porobimy coś! Nie ma spania! – zawołał do mnie po jakimś czasie Fred.
- Co? Och, zasnęłam. – rozejrzałam się dookoła, wciąż była w pokoju z kominkiem, Fred stał nade mną, a reszta gdzieś przepadła. – Gdzie reszta? Ile spałam?
- Koło godzinki, wyspana? Reszta się rozeszła po tym jak Ron zdenerwowany przegraną rzucił szachami w kominek.
- Och, jasne. Nawet to mnie nie obudziło…
Fred podał mi rękę i pomógł wstać. Stanęłam przed nim i spojrzałam z delikatnym uśmiechem w jego oczy. Miał piękne, brązowe źrenice, które teraz dokładnie mnie obserwowały. Usłyszałam ciche dzwoneczki. Rozejrzałam się zdziwiona dookoła, wciąż trzymając Freda za rękę.
- Co to?
- Jemioła. – powiedział patrząc w sufit. – W domach czarodziei jemioła pokazuję się, kiedy nadarza się okazja do pocałunku. Zawsze najpierw słychać takie dzwoneczki.
- Do pocałunku? Och… - powiedziałam odsuwając się od niego.
Uśmiechnęłam się i opanowałam myśli.
- Przepraszam. - powiedziałam szybko na usprawiedliwienie.
- Nie masz za co. – zaśmiał się.
Podszedł odrobinę bliżej i pochylił się nade mną. Podniosłam twarz w jego kierunku i delikatnie musnęłam jego usta swoimi. Miał cudownie słodkie, miękkie usta. Smakowały truskawką, choć to pewnie było zasługą ciasta truskawkowego, które upiekła pani Molly.
- Przyjacielski buziak pod jemiołą też jest w porządku. – uśmiechnęłam się.
- Tak, oczywiście. – odpowiedział mi zawadzkim uśmiechem.

~

Po południu usiadłam przed kominkiem i ogrzewałam się rozmyślając. Czułam się bardzo szczęśliwa w tym miejscu i chwilowo chciałam zostać tu na zawsze. Kochałam mój prawdziwy dom, ale tu było inaczej, magicznie.
- Nad czym tak myślisz? – zapytał Fred siadając obok mnie.
- Och… nad moją sylwestrową kreacją. – skłamałam na zawołanie.
- Nie sądzę, aby strój mógł wywołać na twojej twarzy tak szczery i tajemniczy uśmiech.
- Nie wiesz o mnie wszystkiego. Może lubię ubrania.
- Co jak co, ale ty lubisz tyko książki. Ubrania są zbyt mało inteligentne. – powiedział Fred z uśmiechem.
- Powinnam się obrazić, ale jestem zbyt szczęśliwa. – zaśmiałam się.
- To jaką masz kreacje na bal?
- Jeszcze nie mam sukienki. – zaśmiałam się. – muszę jutro kupić, ale kompletnie nie wiem co może do mnie pasować.
- Ginny na pewno ci doradzi. Wybrałbym się z wami, ale wiem o ciuchach mniej niż możesz sobie wyobrazić. – zaśmiał się patrząc na swoje ubranie.
Tak też następnego dnia wybrałyśmy się z Ginny na Pokątną. Chciałam prostą sukienkę, która jednocześnie będzie dość efektowna. Sukienki, które oglądałyśmy niestety mnie nie satysfakcjonowały, choć Ginny podobała się co druga z oglądanych. Mi nie pasowały długości, kroje, dekolty, czy nawet kolory przeszyć. Potrafiłam przyczepić się do wszystkiego. Aż w końcu mijając jeden sklep zakochałam się… w sukience.  Ujrzałam piękną sukienkę w kolorze złotym. Była idealnie długa do samej ziemi, nie miała ramiączek i miała przepiękny idealnie skrojony dekolt. Od razu ją przymierzyłam. (Wyglądasz Jak księżniczka! – zawołała Ginny, gdy mnie zobaczyła.). Sukienka faktycznie wyglądała na mnie bardzo ładnie. Podkreślała moją szczupłą talię i szczupłe ramiona, maskowała mały biust i dodawała kobiecości. Cena sukienki była znacznie większa niż chciałam na nią wydać. Jednakże stwierdziłam, że taką sukienkę muszę kupić nie zwracając uwagi na koszty. Wyszłam więc ze sklepu z ogromną torbą, uśmiechając się do każdej mijanej mnie osoby.
Po powrocie do domu byłam przeszczęśliwa, że udało mi się dorwać taką sukienkę. Ginny podzielała moją radość i co chwila przyglądała się sukience.
- Będziesz w niej świetnie wyglądać! Szkoda tylko, że idziesz sama, to znaczy z takimi dwoma tłukami jak moi bracia. – śmiała się Ginny.
- Nie tylko ja będę sama. Parvati też nie ma partnera i idzie sama, z koleżankami.
- No, ale jednak iść z kimś w parze to inna kwestia. – uśmiechnęła się Ginny. – Na pewno z balu wyjdziesz z kimś! Chłopcy pospadają z krzeseł jak cię zobaczą!
- Tak, jasne Ginny, nie ma szans, że któryś zwróci na mnie swoją uwagę.
- A ja i tak wiem swoje. – obstawała przy swoim Ginny a następnie z ogromnym uśmiechem wyszła z pokoju.
I zostałam sama z moimi myślami. Bez chłopaka mogłam przeżyć, miałam cudownych przyjaciół i oni byli najważniejsi. Bal to jednak ważne wydarzenie w życiu każdej dziewczyny. Ten miałam przeżyć z bliźniakami u bok. Pewnie będzie zabawnie, z nimi zawsze jest.
Cały wolny tydzień spędziłam na nic nie robieniu. Miałam ogromne wyrzuty sumienia, ale Fred zawsze pojawiał się, gdy miałam sięgać po książkę do nauki.
- Co robisz? – wpadał bez pytania do pokoju i zadawał to samo pytanie.
- Nie uczę się! Chociaż powinnam.
- Nie powinnaś! Masz wolne, bo są święta. Zrób coś fajnego bez myślenia o książkach! – brał mnie często na barana i wychodził z pokoju.
- Jakby wakacje były wczoraj. – zaśmiałam się.
- Dokładnie, chociaż od wakacji jesteś jakby lżejsza. – powiedział podrzucając mnie sobie na plecach.

- Albo ty silniejszy! 


~~~

Czytasz? Skomentuj :)

2 komentarze: