Rozdział 6.
Gdy tylko znaleźliśmy się na dworcu pani Weasley wraz z mężem
poinformowali nas, że zmieniają plany. Okazało się, że święta spędzimy w
kwaterze głównej Zakonu Feniksa.
- Och, z Harrym?... I oczywiście Syriuszem? – zapytała Ginny z
nadzieją z głosie.
- Siostra, co z tobą? Masz Harry’ego na wyłączność w szkole.
Jeszcze ci go mało? – zapytał George z ogromnym uśmiechem.
Ginny spłonęła rumieńcem. Złapałam George’a za ramię i
odciągnęłam go przyjaźnie uśmiechając się do wciąż zawstydzonej Ginny.
- Daj jej spokój! Nie wtrącaj się. – wyszeptałam mu do ucha, gdy
już się nachylił do mojej znacznie niżej położonej twarzy.
- Hermiono, ja dopiero zaczynam.
Święta na Grimmauld Place 12 były jak marzenie. Cały dom był
ubrany w ozdoby świąteczne. Wigilia minęła na długich przygotowaniach, za to
kolacja odbyła się idealnie. Dużo śmiechu i długie rozmowy z każdym członkiem
naszej jednej ogromnej, wielopokoleniowej rodziny. Siedzieliśmy do bardzo późna
zajadając się pysznymi potrawami, które przygotowała, w większości, pani Molly.
Pierwszy dzień Świąt był jeszcze
lepszy i przyjemniejszy. Rano powitał nas ogromne stosy prezentów. Od razu
rozpakowałam swoje i z zadowoleniem obserwowałam co otrzymałam w tym roku.
Rodzice wysłali mi ogromną księgę pod tytułem Baśnie, jak później się zorientowałam były w niej wszystkie moje
ulubione bajki z dzieciństwa oprawione w przepiękny jasnofioletowy materiał.
Harry i Ron podarowali mi nowy kałamarz i piękne pióro, które na pewno było
bardzo drogie. Pani Weasley dała mi ręcznie robiony sweter w kolorze brązowym,
prawie takim jak moje włosy. Syriusz wręczył mi piękną zawieszkę nad łóżko,
która miała odganiać złe sny. Bliźniacy natomiast dali mi coś, co było moim
zdaniem najlepszym prezentem pod słońcem. Otrzymałam od nich cudowny komplet
biżuterii. Małe przezroczyste kolczyki w kształcie serduszek, a do kompletu
drobny wisiorek z tym samym motywem. Ginny do biżuterii dołączyła piękną
bransoletkę z maleńkim serduszkiem, wszystko przepięknie razem się dopełniało.
W sekrecie Fred podarował mi też książkę, w ramach podziękowania, za naukę.
Książka pod tytułem: Magiczne życie z
wariatami od razu poprawiła mi humor.
- Wiem, że masz dosyć książek, jako
prezentów, ale nie mogłem się powstrzymać.
- Dziękuję, Fred. – powiedziałam z
uśmiechem i pocałowałam go w policzek. – W sumie dawno nie czytałam nic nie
związanego z lekcjami i nauką.
- Będziesz mogła trochę odpocząć od
nauki i mnie, jako ucznia. – zaśmiał się cicho.
- Tak, wręcz marzę o tym.
Moje prezenty również podobały się
adresatom. Bardzo mnie to cieszyło.
Pierwszy dzień świąt minął na
śmiechu i ogólnej zabawie. Po południu, gdy słońce zaczęło świecić znacznie
mocniej wyszłam na zewnątrz. Stanęłam na ulicy przed domem i obserwowałam
otoczenie. Dzieci ganiały po ulicy, po której nie przejeżdżał żaden samochód.
Uśmiechnęłam się widząc tyle radości i tak piękne uśmiechy na twarzach tych
małych szkrabów. Obserwowałam otoczenie i chciałam zapamiętać każdy szczegół.
Każde drzewo pokryte śniegiem, każde źdźbło trawy i każde płatek śniegu, który
odbijał słońce. Oczywiście wiedziałam, że Nora w tym momencie wygląda na pewno
znacznie ładniej. Oczami wyobraźni widziałam zamarznięte jezioro i śnieg
pokrywający całe otoczenie tego cudownego domu. Jednak w obu tych miejscach
czułam się bezpiecznie i czułam, że to moje jedne z niewielu ulubionych miejsc
na świecie.
W drugi dzień świąt wstałam
podejrzanie późno. Jako ostatnia zeszłam na śniadanie. Usiadłam obok Freda, bo
tylko tam zostało miejsce.
- Witamy śpiocha! – powitał mnie,
gdy usiadłam.- przynajmniej się wyspałaś. – wyszeptał mi do ucha z cieniem
uśmiechu.
- Tak, czuję się jak nowonarodzona.
- Szykuj się na bitwę, dzisiaj
trochę poszalejemy. Ostatnio jesteśmy podejrzanie grzeczni, co nie George?
- Tak, już się zaczynałem o nas
martwić. Tak dłużej być nie może.
Bitwa rozpoczęła się równo w
południe. Przez bliźniaków, którzy przysięgali, że nie wrócę do domu sucha,
zostałam wystawiona na pierwszy ogień. Masa białych kul wyleciała w moim
kierunku, gdy tylko stanęłam w śniegu. Ginny pomagała mi odeprzeć atak, ale nie
miałyśmy szans. Bliźniacy nawet bez różdżek byli znacznie szybsi i silniejsi
niż my z Ginny razem. Oberwałam w każdą część mojego ciała i tak jak obiecali
po pół godziny byłam całkowicie mokra.
Godzinna bitwa skończyła się
wygraną chłopców, co można było przewidzieć bez konieczności używania
wewnętrznego oka. Nie było lepszych od bliźniaków i potwierdzał to każdy, kto
miał trochę oleju w głowie.
W domu siedzieliśmy w jednym z
największych pokoi. Fred rozpalił w kominku, reszta rudzielców przyglądała się
jak Harry gra z Ronem w szachy czarodziejów, natomiast ja położyłam się na
kanapie i nawet nie wiem kiedy, zasnęłam.
- Hej, choć, porobimy coś! Nie ma
spania! – zawołał do mnie po jakimś czasie Fred.
- Co? Och, zasnęłam. – rozejrzałam
się dookoła, wciąż była w pokoju z kominkiem, Fred stał nade mną, a reszta
gdzieś przepadła. – Gdzie reszta? Ile spałam?
- Koło godzinki, wyspana? Reszta
się rozeszła po tym jak Ron zdenerwowany przegraną rzucił szachami w kominek.
- Och, jasne. Nawet to mnie nie
obudziło…
Fred podał mi rękę i pomógł wstać.
Stanęłam przed nim i spojrzałam z delikatnym uśmiechem w jego oczy. Miał
piękne, brązowe źrenice, które teraz dokładnie mnie obserwowały. Usłyszałam
ciche dzwoneczki. Rozejrzałam się zdziwiona dookoła, wciąż trzymając Freda za
rękę.
- Co to?
- Jemioła. – powiedział patrząc w
sufit. – W domach czarodziei jemioła pokazuję się, kiedy nadarza się okazja do
pocałunku. Zawsze najpierw słychać takie dzwoneczki.
- Do pocałunku? Och… - powiedziałam
odsuwając się od niego.
Uśmiechnęłam się i opanowałam
myśli.
- Przepraszam. - powiedziałam
szybko na usprawiedliwienie.
- Nie masz za co. – zaśmiał się.
Podszedł odrobinę bliżej i pochylił
się nade mną. Podniosłam twarz w jego kierunku i delikatnie musnęłam jego usta
swoimi. Miał cudownie słodkie, miękkie usta. Smakowały truskawką, choć to
pewnie było zasługą ciasta truskawkowego, które upiekła pani Molly.
- Przyjacielski buziak pod jemiołą
też jest w porządku. – uśmiechnęłam się.
- Tak, oczywiście. – odpowiedział
mi zawadzkim uśmiechem.
~
Po południu usiadłam przed
kominkiem i ogrzewałam się rozmyślając. Czułam się bardzo szczęśliwa w tym
miejscu i chwilowo chciałam zostać tu na zawsze. Kochałam mój prawdziwy dom,
ale tu było inaczej, magicznie.
- Nad czym tak myślisz? – zapytał
Fred siadając obok mnie.
- Och… nad moją sylwestrową
kreacją. – skłamałam na zawołanie.
- Nie sądzę, aby strój mógł wywołać
na twojej twarzy tak szczery i tajemniczy uśmiech.
- Nie wiesz o mnie wszystkiego.
Może lubię ubrania.
- Co jak co, ale ty lubisz tyko
książki. Ubrania są zbyt mało inteligentne. – powiedział Fred z uśmiechem.
- Powinnam się obrazić, ale jestem
zbyt szczęśliwa. – zaśmiałam się.
- To jaką masz kreacje na bal?
- Jeszcze nie mam sukienki. –
zaśmiałam się. – muszę jutro kupić, ale kompletnie nie wiem co może do mnie
pasować.
- Ginny na pewno ci doradzi.
Wybrałbym się z wami, ale wiem o ciuchach mniej niż możesz sobie wyobrazić. –
zaśmiał się patrząc na swoje ubranie.
Tak też następnego dnia wybrałyśmy
się z Ginny na Pokątną. Chciałam prostą sukienkę, która jednocześnie będzie
dość efektowna. Sukienki, które oglądałyśmy niestety mnie nie
satysfakcjonowały, choć Ginny podobała się co druga z oglądanych. Mi nie
pasowały długości, kroje, dekolty, czy nawet kolory przeszyć. Potrafiłam
przyczepić się do wszystkiego. Aż w końcu mijając jeden sklep zakochałam się… w
sukience. Ujrzałam piękną sukienkę w
kolorze złotym. Była idealnie długa do samej ziemi, nie miała ramiączek i miała
przepiękny idealnie skrojony dekolt. Od razu ją przymierzyłam. (Wyglądasz Jak księżniczka! – zawołała
Ginny, gdy mnie zobaczyła.). Sukienka faktycznie wyglądała na mnie bardzo
ładnie. Podkreślała moją szczupłą talię i szczupłe ramiona, maskowała mały
biust i dodawała kobiecości. Cena sukienki była znacznie większa niż chciałam
na nią wydać. Jednakże stwierdziłam, że taką sukienkę muszę kupić nie zwracając
uwagi na koszty. Wyszłam więc ze sklepu z ogromną torbą, uśmiechając się do
każdej mijanej mnie osoby.
Po powrocie do domu byłam
przeszczęśliwa, że udało mi się dorwać taką sukienkę. Ginny podzielała moją
radość i co chwila przyglądała się sukience.
- Będziesz w niej świetnie
wyglądać! Szkoda tylko, że idziesz sama, to znaczy z takimi dwoma tłukami jak
moi bracia. – śmiała się Ginny.
- Nie tylko ja będę sama. Parvati
też nie ma partnera i idzie sama, z koleżankami.
- No, ale jednak iść z kimś w parze
to inna kwestia. – uśmiechnęła się Ginny. – Na pewno z balu wyjdziesz z kimś!
Chłopcy pospadają z krzeseł jak cię zobaczą!
- Tak, jasne Ginny, nie ma szans,
że któryś zwróci na mnie swoją uwagę.
- A ja i tak wiem swoje. –
obstawała przy swoim Ginny a następnie z ogromnym uśmiechem wyszła z pokoju.
I zostałam sama z moimi myślami.
Bez chłopaka mogłam przeżyć, miałam cudownych przyjaciół i oni byli
najważniejsi. Bal to jednak ważne wydarzenie w życiu każdej dziewczyny. Ten
miałam przeżyć z bliźniakami u bok. Pewnie będzie zabawnie, z nimi zawsze jest.
Cały wolny tydzień spędziłam na nic
nie robieniu. Miałam ogromne wyrzuty sumienia, ale Fred zawsze pojawiał się,
gdy miałam sięgać po książkę do nauki.
- Co robisz? – wpadał bez pytania
do pokoju i zadawał to samo pytanie.
- Nie uczę się! Chociaż powinnam.
- Nie powinnaś! Masz wolne, bo są
święta. Zrób coś fajnego bez myślenia o książkach! – brał mnie często na barana
i wychodził z pokoju.
- Jakby wakacje były wczoraj. –
zaśmiałam się.
- Dokładnie, chociaż od wakacji
jesteś jakby lżejsza. – powiedział podrzucając mnie sobie na plecach.
- Albo ty silniejszy!
~~~
Czytasz? Skomentuj :)
~~~
Czytasz? Skomentuj :)
Super! Nie oge sie doczekać kolejnego rozdziału :D
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny rozdział ;D
OdpowiedzUsuń