niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział 2.

Rozdział 2.

            Moja choroba minęła i nim się zorientowałam nadszedł dzień wyjazdu do Hogwartu. Rano oczywiście, tylko ja byłam spakowana. Harry, Ron i Ginny biegali w popłochu i szukali swoich jakże niezbędnych rzeczy.
            - Mogę cię na chwilę porwać? – zapytał George podczas śniadania, które samotnie zajadałam.
            - Co się stało? – zapytałam siadając na jego łóżku.
            Krążył przede mną w zawrotnym tempie. Co jakiś czas przygryzał wargi, co oznaczało, że się denerwuje. Z każdym kolejnym krokiem moje serce przyspieszało. Co chce powiedzieć?
            - George! Mów!
            - Dobrze. To znaczy, chciałbym tylko mieć pewność, że za jakiś tydzień nie dowiem się, że znowu zerwałaś.
            Przemyślałam to co powiedział. Ułożyłam to sobie w głowie i spojrzałam na niego z uśmiechem.
            - Nie, nie dowiesz się. Nie planuję z nim zrywać. Przynajmniej na razie
            Wypuścił powietrze z płuc z udawaną ulgą.
            - Cieszę się!
            Mimo to wciąż przygryzał wargę patrząc na mnie. Taki długi grymas mógł znaczyć tylko jedno… boi się czegoś. Martwi się moją reakcją. Jej…, znam go doskonale!
            - George. – zaczęłam cicho. – Coś jeszcze się stało, prawda? Powiesz mi?
            - Możesz mi coś obiecać?
            - Oczywiście. Co tylko zechcesz. O co chodzi? – dopytywałam coraz bardziej zdenerwowana.
            - Chcę mieć tylko pewności. To znaczy… Och, chciałbym wiedzieć, czy po tym wszystkim nadal zostaniesz ze mną w kontakcie?
            - George… proszę. O czym ty w ogóle mówisz? Oczywiście, że nadal będziemy w kontakcie! Zupełnie nie wiem, jak obaj z Fredem możecie być tak niepewni siebie w tej kwestii.
            - On jest pewny. On jest tym bardziej zaradnym bliźniakiem. Wiesz, więcej pewności siebie otrzymał on, a mi trochę ubyło.
            Zaśmiałam się. Wstałam i przytuliłam go do siebie. O ile to w ogóle było możliwe, bo jak mogłabym przytulić kogoś tak ogromnego? Lepszym określeniem będzie: wtuliłam się w niego.
            - Tylko nie zapomnij do mnie pisać. – zaśmiałam się znowu.
            - Nie zapomnę. Wiesz, ja muszę uciekać na Pokątną, także nie odprowadzę was na dworzec. Zajmie się tobą Fred. Myślę, że mogę mu cię powierzyć.
            - Tak, też tak myślę. Damy sobie radę. Więc do wakacji, prawda?
            - Niestety, do wakacji. Trochę długo, ale pewnie nie dam rady wpadać do Hogsmeade.
            - Domyślam się. Szkoda, będzie mi ciebie brakowało.
            Oderwałam się od niego, ale on nie chciał mnie puścić, więc spojrzałam mu w oczy ze zdziwieniem.
            - Będę tęsknił, mała Hermiono. – powiedział niesamowicie poważnie patrząc mi w oczy.
           A potem zrobił coś, co było tak niespodziewane, że nie zdążyłam temu zapobiec. Pocałował mnie w kącik ust, zrobił to tak niesamowicie, że jeszcze długo stałam wpatrzona w otwarte drzwi, którymi wybiegł, po tej chwili słabości. Nim się otrząsnęłam minęła dłuższa chwila. Nie, on nie może… Nie powinien..
            - Hermiono, tylko na ciebie czekamy! – zawołała z dołu pani Molly.
            - Och, idę!
            Kilka chwil później stałam na dworcu przed pociągiem do Hogwartu.
            - Do widzenia, pani Molly. Proszę się nie martwić o Rona i Ginny. Postaram się nimi zająć. – powiedziałam ściskając panią Weasley.
            - Och, dziękuję, Hermiono, choć oni nie sprawiają takich problemów jak bliźniacy. – zaśmiała się cicho.
            - Do widzenia, panie Arturze! – krzyknęłam machając ręką do odchodzącego pana Artura.
            - Cóż. Znowu się żegnamy… - zaczął Fred chwytając mnie za ręce. – Będę tęsknić, mała.
            - Ja też, duży. – uśmiechnęłam się. – Do zobaczenia w Hogsmeade. Napiszę o pierwszym wypadzie, gdy tylko się dowiem. Obiecasz, że nie znajdziesz sobie żadnej innej, ciekawej czarownicy, podczas mojej nieobecności?
            - Och, nie wiem. Jest tyle pięknych kobiet w mojej okolicy… Tyle przychodzi do sklepu i zupełnie nie wiem, czy będę w stanie się im oprzeć.
            Spojrzałam na niego z wyrzutem.
            - Kochanie, żartuję! Kocham cię i nie znajdę innej. Tylko nie zapomnij do mnie wrócić.
            - Postaram się.
            A potem nastąpił długi, romantyczny pocałunek, który z żalem przerwałam nawoływana przez Harry’ego.
            Wbiegłam do pociągu i od razu przywarłam do otwartego okna.
            - Pa, Fred. Kocham cię!
            Machałam jeszcze kilka chwil, aż pociąg nie wjechał w zakręt, co skutecznie zmusiło mnie do wejścia do przedziału.
            - Och… Mam nadzieje, że ten semestr będzie lżejszy niż poprzedni. Co myślicie? – zapytałam przyjaciół.
            - Jasne, już to widzę. – mruknął Ron patrząc w stronę okna rozmarzonym wzrokiem. – Na pewno na szóstym roku kiedykolwiek będzie lżej!
            Droga do Hogwartu zleciała nam bardzo szybko. Za oknem już zaczęło ciemnieć, a na korytarzach rozpętał się szum spowodowany oczywistym podnieceniem przed kolejnym semestrem w Hogwarcie. Wyszliśmy z pociągu i przez zaspy brnęliśmy w stronę powozów. W strasznie zimnym, styczniowym powietrzu, każdy otulał się szczelniej swoim zimowym szalikiem.
            Po uczcie wieczornej przybyli uczniowie ruszyli do Pokojów Wspólnych i poszli spać zmęczeni całodniową jazdą w pociągu. Tylko ja zostałam przy stoliku z piórem w dłoni nad rozłożonym pergaminem.
            - Do kogo piszesz? – zapytał Harry przeciągle ziewając.
            - Ach, chcę coś wyjaśnić. Dobranoc, Harry!

George,
Mam szczerą nadzieję, że to do czego doszło w Twoim pokoju, było kwestią przypadku. Proszę, nie psuj przyjaźni i nawet jeśli będziesz musiał, to okłam mnie. Proszę, powiedz, że to przypadek i nie powinno do niego dojść. Niech to zostanie między nami, bo wiadome jest to, że zniszczyłoby to nie tylko naszą przyjaźń.
Hermiona

            Wysłałam list i siedziałam przed kominkiem rozkoszując się ciepłem. Nie potrafiłam pozbyć się George’a z mojej głowy. Wciąż miałam przed oczami jego poważną minę i tą zagryzioną wargę, która chwila później znalazła się tak blisko mojej. Nie mógłby, prawda? Nie mógłby! Wciąż zadawałam sobie to pytanie i wciąż sama sobie na nie odpowiadałam. Mantra?
            W kominku tańczyły płomienie, które skutecznie przyczyniły się do tego, że moje powieki zaczęły opadać. Zasnęłam z błąkającym się po moich myślach obrazem George’a. Obudziło mnie ciche pohukiwanie sówki, która wylądowała tuż obok mojej dłoni. Za oknem już świtało, a mi było strasznie zimno. W całym pokoju panował niemiły chłód. Zapewne otwarte okno i pusty kominek nie sprzyjały wyższym temperaturą.

            Tak, to był przypadek. Na pewno tylko przypadek… W każdym razie niech to zostanie między nami po prostu o tym zapomnijmy! To nie ma wpływu na naszą przyjaźń! Nie może mieć. Zapomnij, Hermiono.

            Zgniotłam kartkę i rzuciłam w stronę kominka. Gdy tylko kartka dotknęła popiołu, ten zniknął i pojawiły się drewka, które chwilę później zajęły się ogniem. Kartka spłonęła wraz z pamięcią o niedoszłym pocałunku.
            Mimo, że usiłowałam usunąć z myśli tą chwilę słabości ze strony George’a, wciąż nie mogłam pozbyć się myśli o tym dlaczego to zrobił. Dlaczego to zrobił?! Dlaczego teraz? Dlaczego nie powiedział? Dlaczego nie zauważyłam? Obok tych niesamowicie często przewijających się pytań błądziły też myśli o tym, czy…? Po pierwsze, przecież mam chłopaka! Po drugie, mam chłopaka, który jest jego bratem! Po trzecie, mam chłopaka, który jest jego bratem BLIŹNIAKIEM! Przecież oni potrafią coś takiego wyczuć! Czy to możliwe? Czy to nie jakaś ironia, że Weasley’owie, tak na mnie reagują?! Ron… nie przyjaciel, bo oczekuje czegoś więcej. Fred, przecież go kocham! George… przecież też go kocham, ale jak brata, przyjaciela!
            MANTRA: Nie mógłby! Nie mógłby! Nie mógłby!
            Chyba za dużo myślę. Zdecydowanie za dużo myślę! W takim momencie chciałabym wrócić na chwilę do cudownego lekarstwa pani Molly, które tak skutecznie potrafiło oczyścić mój umysł. Nie miałam takiej możliwości, więc… MYŚLAŁAM!
            Cały wolny czas spędzałam na uciekaniu od tego zajęcia. Nie było innej możliwości. Zatracałam się bez pamięci w książki. Tylko one potrafiły mnie uspokoić i uciszyć mój krzyczący umysł.
            - Jak pierwszy tydzień po powrocie? – zapytał Fred, gdy moje głowa pojawiła się w płomieniach w jego kominku.
            - Och, jest w porządku. Trochę nauki, ale konsekwentnie wszystko odrabiam, więc nie mam zaległości. A jak skl..?
            I właśnie wtedy obok Freda przyklęknął jego brat bliźniak. Odetchnęłam cicho.
            - Ok.? – zapytał Fred widząc moją reakcję.
            - Och, tak! Myślałam, że ktoś idzie, ale jest w porządku. Więc, jak wam idzie w sklepie?
            - Całkiem dobrze… - zaczął Fred.
            - Mamy nową pracownicę… - dokończył George idealnie udając, że nic się nie dzieje. – Całkiem miła i przyjazna dziewczyna.
            - Może się umówisz? – zapytałam z uśmiechem.
            - Próbowałem. Nie chciała. Ma ochotę na Freda.
            - Serio? – zapytałam Freda.
            Chłopak spłonął rumieńcem i zaśmiał się cicho.
            - Szkoda, że mam inną. Na prawdę jest całkiem ładna. Że też jestem tak nieziemsko przystojny… - pożalił się Fred mierzwiąc swoje potargane, ciut za długie włosy.
            - Och, nie zapominaj, że ja jestem tym przystojniejszym! – wtrącił George z zawadzkim uśmiechem idealnie naśladując odruch brata.

            - Jakież wy macie problemy! Nie wiem jak możecie spać po nocach! Toż to okropne, co mówicie! A jakie ja mam szczęście! Patrzę teraz na dwa bożyszcza i wprost nie wiem jak będę w stanie zasnąć dzisiejszej nocy. – powiedziałam ironicznie, uśmiechając się do nich.

~~~

Czytasz? Skomentuj! :)
Dzięki, W.