Rozdział 8.
Od balu minął tydzień. Moje myśli
wreszcie się uspokoiły i opanowały. Skutecznie unikałam Freda, co spowodowało,
że już nie postrzegałam go jako tego jedynego. Nie myślałam o nim, a gdy był w
pobliżu ulatniałam się. Po czasie miałam wyrzuty sumienia. Nie pomagałam już
Fredowi w nauce. Często widywałam go w pokoju wspólnym z masą książek dookoła i
z zaciętą miną. Pewnego razu po prostu do niego przysiadłam. Jakby nigdy nic
wyciągnęłam mu książkę z ręki i zaczęłam uczyć dalej. Tak było już co tydzień.
Po prostu siadałam i uczyłam dalej. Nie rozmawialiśmy ani przed ani po nauce. Z czasem Fred chciał to
zmienić. Wpatrywał się uparcie w moje oczy i chciał coś powiedzieć. Po nauce
zatrzymywał mnie, ale ja zawsze wymyślałam jakąś pilną sprawę, którą akurat
wtedy musiałam załatwić. Uciekałam zanim padły jakieś deklaracje, bądź zanim
temat przeszedł na temat balu.
- Będziesz musiała z nim pogadać! –
pouczał mnie Harry. – Zgódź się wreszcie.
Jakbym
sama o tym nie wiedziała.
Taka rozmowa zawsze kończyła się
kłótnią.
Fred nie ustępował ani na chwil:
- W końcu ze mną porozmawiasz! Nie
możesz tego wiecznie odkładać! – zawołał za mną, gdy uciekłam pod pretekstem
nauki w bibliotece.
- Będę próbowała to odwlekać jak
najdłużej. – powiedziałam sama do siebie.
W pewny słoneczny, choć mroźny
poniedziałek Fred przeszedł samego siebie. Nafaszerował pierwszoklasistę
cukierkami, które wywołały bardzo siny krwotok z nosa i uszu. Zrobił to tylko
po to, aby zwrócić moją uwagę. Na mnie to jednak nie podziałało. Rzuciłam mu
tylko mordercze spojrzenie i wyszłam z Pokoju Wspólnego. Byłam śmiertelnie zła
i nie chciałam widzieć jednego z bliźniaków na oczy. Unikałam go jeszcze
bardziej, a on usilnie patrzył na mnie w każdym możliwym miejscu. Czułam jego
spojrzenia na każdym posiłku w Wielkiej Sali, przed lekcjami, po lekcjach,
przed biblioteką, przed nauką, po nauce, przed pójściem spać i tak dalej.
Dosłownie wszędzie był Fred i jego przeszywające spojrzenie. Sama wciąż trwałam
przy swoim i zupełnie nic na mnie nie działało.
Pewnego wieczoru szłam z biblioteki
kompletnie zmęczona. To był bardzo ciężki i wyczerpujący dzień. Uczyłam się
najpierw sama, potem z Fredem, a później w bibliotece sprawdzałam wypracowanie
Ginny, która teraz zajadała kolacje wraz z Harrym. Szłam pustym korytarzem i
kierowałam swoje kroki do Pokoju Wspólnego. Żyłam moimi myślami i nie zwracałam
uwagi na otaczający mnie świat. Z zamyślenia wyrwała mnie czyjaś dłoń ciągnąca
mnie do pustej sali.
- Fred! Zgłupiałeś? Nie można tak
napadać na ludzi! – wydarłam się z wściekłością.
- A ignorować można? – zapytał
równie wściekły. – Teraz ze mną porozmawiasz. I nie chcę słyszeć, że Harry,
Ginny, bądź ktokolwiek inny cię potrzebuje. To jest moje kilka minut. Przeżyją
bez ciebie.
- Ale… - chciałam coś powiedzieć,
ale zabrakło mi argumentów. – Och, dobrze. Może w końcu trzeba pogadać.
- No! Po miesiącu gonitw nareszcie
się zgodziłaś!
Zaśmiałam się.
- Ok., więc o czym tak usilnie
chcesz ze mną porozmawiać? – zapytałam robiąc bezbronną minę.
- Chciałem zapytać, czy biorąc pod
uwagę to co działo się na balu, zgodziłabyś się pójść ze mną na walentynkową
wycieczkę do Hogsmeate?
- Fred, ale przecież jesteśmy
przyjaciółmi. Jak ty to sobie wyobrażasz?
- Przyjaciółmi? Hermiono, o ile się
nie mylę, to przyjaciele się nie okłamują. My nie robimy nic innego przez
ostatni miesiąc. – powiedział patrząc na mnie z wyrzutem. – Powiedz jeśli mam
przestać.
Fred podszedł do mnie i dotknął
mojej dłoni. Zadrżałam pod jego dotykiem i uśmiechnęłam się spoglądając na jego
dłoń leżącą na mojej. Serce zabiło mi mocniej, chciałam więcej tego dotyku, jak
mogłam się okłamywać? Oczywiście, że chciałam z nim iść. Jak mogłabym nie
chcieć. Westchnęłam cicho. Zbliżył się i drugą dłoń położył na mojej talii
delikatnie mnie do siebie przyciągając.
- Nie, Fred. – opanowałam się
wyrywając dłoń z jego.
- Nic, kompletnie nic nie czujesz?
– zapytał mierząc mnie wzrokiem.
- Fred, na balu oboje byliśmy
upojeni kremowym piwem, ta romantyczna piosenka też zrobiła swoje. Proszę cię,
przestań.
Na jego pytanie jednak nie
odpowiedziałam. Najpewniej wyczułby nutę zawahania w moim głosie.
- Nie zmieniaj tematu. Doskonale
wiem, że coś jest na rzeczy. Mam udawać, że nie chcę cię dotykać, kiedy
naprawdę tak bardzo chce? Mam nie patrzeć w twoje oczy, gdy te tak mnie
przyciągają? Nie wiem, czy za dużo ode mnie nie wymagasz.
- Tak nie zachowują się
przyjaciele, przestań. – powiedziałam cicho.
- Dobrze! W takim razie, jeśli tak
stawiasz sprawę, to ok.! Zrozumiesz czego chcesz, ale wtedy może być już za
późno.
Bałam się miłości, mimo, że tak
bardzo jej chciałam. Nie chciałam wiązać się teraz, gdy działo się źle, a miało
dziać jeszcze gorzej. Już dawno podczas rozmowy z Harrym i Ronem obiecałam im,
że gdyby kiedyś musieli szukać sposobu na walkę z Tym-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać,
ja będę im pomagać. Gdyby musieli wyjechać, przeprowadzić się, cokolwiek, ja
będę z nimi. Dlatego bałam się tego uczucia. Uczucia? Przesadziłam. Przecież to
był jeden taniec, więc nie można mówić o żadnym uczuciu. W każdym razie, bałam
się tego jak zachowuję się i czuję, gdy Fred jest tak blisko mnie. Wiedziałam,
że długo tak nie wytrzymam i w końcu poddam się. Nie wyobrażam sobie teraz
szukać miłości, bo niby po co?
Pech chciał, że początek lutego
przywitał mnie…. Miłością. Chodziłam po zamku co chwilę natykając się na Freda
i Angelinę. Chodzili za rękę, patrzyli sobie w oczy i uśmiechali się
niesamowicie radośnie. Można powiedzieć, że zarażali innych optymizmem. Ja
nadal byłam pesymistką. Każde jego spojrzenie wwiercało się we mnie. Każdy ich
wspólny widok przyprawiał mnie o złość. Chodziłam wściekła jak osa i obwiniałam
Freda o każde zło na świecie. Oczywiście tylko w myślach, nie rozmawiałam z nim
usilnie utrzymując, że po prostu ignorowanie go jest najlepsze, aby zapomnieć. Moją
złość ignorowałam i po prostu siadałam wtedy do książek, aby zapomnieć o tym co
czuję, gdy ich widzę razem… Nie powinno
tak być. Ty powinnaś być na jej miejscu, dlaczego nie jesteś? Przecież chcesz
tego. Chciałabyś poczuć wreszcie jego usta na swoich, jego dłonie na sowim
ciele, jego ciężar na swoim ciele… STOP! Co ty wyprawiasz?!
Fred jakby doskonale wiedział co
czuję. Patrzył na mnie zdecydowanie za często. Kiedy ja chciałam go unikać on
pojawiał się wszędzie, gdzie miałam zamiar się zjawić. Kilka razy nawet
widziałam go w bibliotece. Kiedy przechodził obok mnie, niby przypadkiem,
ocierał się o mnie, lub również przypadkiem mnie dotykał. Wtedy zawsze moje
serce nienaturalnie mocno przyspieszało. Mimowolnie się uśmiechałam i chciałam
tego więcej. Niby przypadkiem patrzył na mnie, gdy Harry i Ginny ogłosili, że
są razem i zupełnie przypadkiem patrzył na mnie na posiłku, gdy siedzieliśmy na
przeciwko siebie.
Jeśli chodzi o dalszą część
przypadków, to w walentynki, również przypadkiem, wpadł na mnie niosąc ogromny
bukiet czerwonych róż.
- Och, Hermiono, przepraszam, nie
zauważyłem cię. – powiedział z marną skruchą w oczach.
- Och, daruj sobie. – powiedziałam
i wściekła ruszyłam dalej.
- Wesołych Walentynek! – zawołał za
mną.
- Tak, na pewno będą. – warknęłam.
Każdy na około mnie widział, że coś
się dzieję. Ja chodziłam ciągle zła i zdenerwowana, a nawet na niewinne pytania
odpowiadałam krzykiem. Fred za to chodził cały w skowronkach nienaturalnie
często się uśmiechając. Jakby wiedział, że kiedyś i tak coś do niego poczuję,
bo to jest oczywiste. Nikt, kompletnie nikt nie wiedział, że obie skrajnie
różne emocje są ze sobą powiązane i wywołane jednym słowem: PRZYJAŹŃ.
- Ok., powiesz mi o co się
pokłóciłaś z Fredem? – Harry zapytał mnie pewnego wieczora patrząc znacząco na
kanapę, gdzie Fred obściskiwał się z Angeliną.
- Dlaczego od raz pokłóciłam? –
zapytałam ze złością. Harry nawet się nie zdziwił. Wiedział, że złoszczę się
ostatnio bardzo często.
- Nie rozmawiacie od czasu… - zastanowił
się Harry.
- Nie rozmawiamy? W pierwszej i
drugiej klasie w ogóle z nim nie rozmawiałam, a dopiero teraz to cię niepokoi?
Po prostu nie rozmawiamy.
- Hej, nie rozmawiacie od balu,
prawda? - zapytał patrząc na mnie znacząco. – haa! Ten wasz taniec, co?
- Daj spokój! Jesteśmy
przyjaciółmi. Ok., byliśmy! Teraz jest z Angeliną i jest w porządku! Od kiedy
chłopacy się tymi sprawami interesują?
Harry po krótkim namyśle ostatnie
pytanie zignorował i z ogromnym uśmiechem na twarzy pochylił się do mnie, aby powiedzieć
cicho:
- No nie, Fred i Hermiona! Oj, ale
się dzieje. Między wami coś jest!
- Zamknij się! Jest z Angeliną, słyszysz? Nic między nami nie ma!
- Albo tylko ty tak myślisz. –
powiedział i odszedł do sypialni.
- Tak, albo tylko ja tak myślę.
~~~
Rozdział 8 za nami.
Czytasz? Skomentuj?
Chętnie poczytam co myślicie o moim opowiadaniu :)
ciekawe, ciekawe...
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny rozdział ;*