piątek, 15 listopada 2013

Rozdział 8.

Rozdział 8.

Od balu minął tydzień. Moje myśli wreszcie się uspokoiły i opanowały. Skutecznie unikałam Freda, co spowodowało, że już nie postrzegałam go jako tego jedynego. Nie myślałam o nim, a gdy był w pobliżu ulatniałam się. Po czasie miałam wyrzuty sumienia. Nie pomagałam już Fredowi w nauce. Często widywałam go w pokoju wspólnym z masą książek dookoła i z zaciętą miną. Pewnego razu po prostu do niego przysiadłam. Jakby nigdy nic wyciągnęłam mu książkę z ręki i zaczęłam uczyć dalej. Tak było już co tydzień. Po prostu siadałam i uczyłam dalej. Nie rozmawialiśmy ani przed  ani po nauce. Z czasem Fred chciał to zmienić. Wpatrywał się uparcie w moje oczy i chciał coś powiedzieć. Po nauce zatrzymywał mnie, ale ja zawsze wymyślałam jakąś pilną sprawę, którą akurat wtedy musiałam załatwić. Uciekałam zanim padły jakieś deklaracje, bądź zanim temat przeszedł na temat balu.
- Będziesz musiała z nim pogadać! – pouczał mnie Harry. – Zgódź się wreszcie.
Jakbym sama o tym nie wiedziała.
Taka rozmowa zawsze kończyła się kłótnią.
Fred nie ustępował ani na chwil:
- W końcu ze mną porozmawiasz! Nie możesz tego wiecznie odkładać! – zawołał za mną, gdy uciekłam pod pretekstem nauki w bibliotece.
- Będę próbowała to odwlekać jak najdłużej. – powiedziałam sama do siebie.
W pewny słoneczny, choć mroźny poniedziałek Fred przeszedł samego siebie. Nafaszerował pierwszoklasistę cukierkami, które wywołały bardzo siny krwotok z nosa i uszu. Zrobił to tylko po to, aby zwrócić moją uwagę. Na mnie to jednak nie podziałało. Rzuciłam mu tylko mordercze spojrzenie i wyszłam z Pokoju Wspólnego. Byłam śmiertelnie zła i nie chciałam widzieć jednego z bliźniaków na oczy. Unikałam go jeszcze bardziej, a on usilnie patrzył na mnie w każdym możliwym miejscu. Czułam jego spojrzenia na każdym posiłku w Wielkiej Sali, przed lekcjami, po lekcjach, przed biblioteką, przed nauką, po nauce, przed pójściem spać i tak dalej. Dosłownie wszędzie był Fred i jego przeszywające spojrzenie. Sama wciąż trwałam przy swoim i zupełnie nic na mnie nie działało.
Pewnego wieczoru szłam z biblioteki kompletnie zmęczona. To był bardzo ciężki i wyczerpujący dzień. Uczyłam się najpierw sama, potem z Fredem, a później w bibliotece sprawdzałam wypracowanie Ginny, która teraz zajadała kolacje wraz z Harrym. Szłam pustym korytarzem i kierowałam swoje kroki do Pokoju Wspólnego. Żyłam moimi myślami i nie zwracałam uwagi na otaczający mnie świat. Z zamyślenia wyrwała mnie czyjaś dłoń ciągnąca mnie do pustej sali.
- Fred! Zgłupiałeś? Nie można tak napadać na ludzi! – wydarłam się z wściekłością.
- A ignorować można? – zapytał równie wściekły. – Teraz ze mną porozmawiasz. I nie chcę słyszeć, że Harry, Ginny, bądź ktokolwiek inny cię potrzebuje. To jest moje kilka minut. Przeżyją bez ciebie.
- Ale… - chciałam coś powiedzieć, ale zabrakło mi argumentów. – Och, dobrze. Może w końcu trzeba pogadać.
- No! Po miesiącu gonitw nareszcie się zgodziłaś!
Zaśmiałam się.
- Ok., więc o czym tak usilnie chcesz ze mną porozmawiać? – zapytałam robiąc bezbronną minę.
- Chciałem zapytać, czy biorąc pod uwagę to co działo się na balu, zgodziłabyś się pójść ze mną na walentynkową wycieczkę do Hogsmeate?
- Fred, ale przecież jesteśmy przyjaciółmi. Jak ty to sobie wyobrażasz?
- Przyjaciółmi? Hermiono, o ile się nie mylę, to przyjaciele się nie okłamują. My nie robimy nic innego przez ostatni miesiąc. – powiedział patrząc na mnie z wyrzutem. – Powiedz jeśli mam przestać.
Fred podszedł do mnie i dotknął mojej dłoni. Zadrżałam pod jego dotykiem i uśmiechnęłam się spoglądając na jego dłoń leżącą na mojej. Serce zabiło mi mocniej, chciałam więcej tego dotyku, jak mogłam się okłamywać? Oczywiście, że chciałam z nim iść. Jak mogłabym nie chcieć. Westchnęłam cicho. Zbliżył się i drugą dłoń położył na mojej talii delikatnie mnie do siebie przyciągając.
- Nie, Fred. – opanowałam się wyrywając dłoń z jego.
- Nic, kompletnie nic nie czujesz? – zapytał mierząc mnie wzrokiem.
- Fred, na balu oboje byliśmy upojeni kremowym piwem, ta romantyczna piosenka też zrobiła swoje. Proszę cię, przestań.
Na jego pytanie jednak nie odpowiedziałam. Najpewniej wyczułby nutę zawahania w moim głosie.
- Nie zmieniaj tematu. Doskonale wiem, że coś jest na rzeczy. Mam udawać, że nie chcę cię dotykać, kiedy naprawdę tak bardzo chce? Mam nie patrzeć w twoje oczy, gdy te tak mnie przyciągają? Nie wiem, czy za dużo ode mnie nie wymagasz.
- Tak nie zachowują się przyjaciele, przestań. – powiedziałam cicho.
- Dobrze! W takim razie, jeśli tak stawiasz sprawę, to ok.! Zrozumiesz czego chcesz, ale wtedy może być już za późno.
Bałam się miłości, mimo, że tak bardzo jej chciałam. Nie chciałam wiązać się teraz, gdy działo się źle, a miało dziać jeszcze gorzej. Już dawno podczas rozmowy z Harrym i Ronem obiecałam im, że gdyby kiedyś musieli szukać sposobu na walkę z Tym-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać, ja będę im pomagać. Gdyby musieli wyjechać, przeprowadzić się, cokolwiek, ja będę z nimi. Dlatego bałam się tego uczucia. Uczucia? Przesadziłam. Przecież to był jeden taniec, więc nie można mówić o żadnym uczuciu. W każdym razie, bałam się tego jak zachowuję się i czuję, gdy Fred jest tak blisko mnie. Wiedziałam, że długo tak nie wytrzymam i w końcu poddam się. Nie wyobrażam sobie teraz szukać miłości, bo niby po co?
Pech chciał, że początek lutego przywitał mnie…. Miłością. Chodziłam po zamku co chwilę natykając się na Freda i Angelinę. Chodzili za rękę, patrzyli sobie w oczy i uśmiechali się niesamowicie radośnie. Można powiedzieć, że zarażali innych optymizmem. Ja nadal byłam pesymistką. Każde jego spojrzenie wwiercało się we mnie. Każdy ich wspólny widok przyprawiał mnie o złość. Chodziłam wściekła jak osa i obwiniałam Freda o każde zło na świecie. Oczywiście tylko w myślach, nie rozmawiałam z nim usilnie utrzymując, że po prostu ignorowanie go jest najlepsze, aby zapomnieć. Moją złość ignorowałam i po prostu siadałam wtedy do książek, aby zapomnieć o tym co czuję, gdy ich widzę razem… Nie powinno tak być. Ty powinnaś być na jej miejscu, dlaczego nie jesteś? Przecież chcesz tego. Chciałabyś poczuć wreszcie jego usta na swoich, jego dłonie na sowim ciele, jego ciężar na swoim ciele… STOP! Co ty wyprawiasz?!
Fred jakby doskonale wiedział co czuję. Patrzył na mnie zdecydowanie za często. Kiedy ja chciałam go unikać on pojawiał się wszędzie, gdzie miałam zamiar się zjawić. Kilka razy nawet widziałam go w bibliotece. Kiedy przechodził obok mnie, niby przypadkiem, ocierał się o mnie, lub również przypadkiem mnie dotykał. Wtedy zawsze moje serce nienaturalnie mocno przyspieszało. Mimowolnie się uśmiechałam i chciałam tego więcej. Niby przypadkiem patrzył na mnie, gdy Harry i Ginny ogłosili, że są razem i zupełnie przypadkiem patrzył na mnie na posiłku, gdy siedzieliśmy na przeciwko siebie.
Jeśli chodzi o dalszą część przypadków, to w walentynki, również przypadkiem, wpadł na mnie niosąc ogromny bukiet czerwonych róż.
- Och, Hermiono, przepraszam, nie zauważyłem cię. – powiedział z marną skruchą w oczach.
- Och, daruj sobie. – powiedziałam i wściekła ruszyłam dalej.
- Wesołych Walentynek! – zawołał za mną.
- Tak, na pewno będą. – warknęłam.
Każdy na około mnie widział, że coś się dzieję. Ja chodziłam ciągle zła i zdenerwowana, a nawet na niewinne pytania odpowiadałam krzykiem. Fred za to chodził cały w skowronkach nienaturalnie często się uśmiechając. Jakby wiedział, że kiedyś i tak coś do niego poczuję, bo to jest oczywiste. Nikt, kompletnie nikt nie wiedział, że obie skrajnie różne emocje są ze sobą powiązane i wywołane jednym słowem: PRZYJAŹŃ.
- Ok., powiesz mi o co się pokłóciłaś z Fredem? – Harry zapytał mnie pewnego wieczora patrząc znacząco na kanapę, gdzie Fred obściskiwał się z Angeliną.
- Dlaczego od raz pokłóciłam? – zapytałam ze złością. Harry nawet się nie zdziwił. Wiedział, że złoszczę się ostatnio bardzo często.
- Nie rozmawiacie od czasu… - zastanowił się Harry.
- Nie rozmawiamy? W pierwszej i drugiej klasie w ogóle z nim nie rozmawiałam, a dopiero teraz to cię niepokoi? Po prostu nie rozmawiamy.
- Hej, nie rozmawiacie od balu, prawda? - zapytał patrząc na mnie znacząco. – haa! Ten wasz taniec, co?
- Daj spokój! Jesteśmy przyjaciółmi. Ok., byliśmy! Teraz jest z Angeliną i jest w porządku! Od kiedy chłopacy się tymi sprawami interesują?
Harry po krótkim namyśle ostatnie pytanie zignorował i z ogromnym uśmiechem na twarzy pochylił się do mnie, aby powiedzieć cicho:
- No nie, Fred i Hermiona! Oj, ale się dzieje. Między wami coś jest!
- Zamknij się! Jest  z Angeliną, słyszysz? Nic między nami nie ma!
- Albo tylko ty tak myślisz. – powiedział i odszedł do sypialni.

- Tak, albo tylko ja tak myślę.



~~~

Rozdział 8 za nami. 
Czytasz? Skomentuj?
Chętnie poczytam co myślicie o moim opowiadaniu :)

1 komentarz: