Rozdział 9.
Cały marzec trwałam przy swoim,
okłamując siebie i wszystkich dookoła. Wciąż chodziłam zdenerwowana i starałam
się nie rozmawiać z nikim. Harry wpatrywał się we mnie dając mi do zrozumienia,
że mam porozmawiać z Fredem. Zwieszałam wtedy głowę zajmując się moimi dłońmi,
posiłkiem, bądź pracą domową. Ginny chyba dowiedziała się czegoś od Harry’ego,
bo potajemnie się do mnie uśmiechała.
Kwiecień przywitał nas zmianą
pogody. Śnieg stopniał, przyleciały ptaki, a słońce świeciło prawie bez
przerwy. Moja złość jakby odrobinę minęła i spędzałam trochę czasu z
przyjaciółmi. Fred już się nie uśmiechał tak sztucznie, co jak później się okazało
było wywołane zerwaniem z Angeliną. Kiedy stał się wolny wrócił do dawnych
nawyków.
- Teraz znowu masz szansę!
Hermiono, proszę cię. - wmawiał mi Harry.
- Och.. dajcie już spokój! Harry,
czy tak trudno pojąć, że nie chcę? Lepiej przygotuj się do sumów. Nie marudź mi
o, zaznaczam, moim WŁASNYM życiu miłosnym!
Przesiadywałam długo w bibliotece i
starałam się jak tylko mogłam spamiętać maksymalnie dużo regułek i zaklęć.
Czerwiec zbliżał się nieubłagalnie, a ja wciąż miałam pewność, że połowy wciąż
nie umiem. Fred przesiadywał przy książkach z miną wskazującą na zrezygnowanie.
Nawet George w końcu postanowił zajrzeć do książek.
- Hermino, a jak z tym zaklęciem?
Wiem, że to wiesz, pomocy! – prosił mnie George pewnego wieczora przy kominku.
Zrezygnowana sięgałam wtedy po jego książkę i udzielałam darmowych korepetycji.
- Dzięki, jesteś cudowna. –
uśmiechnął się, puścił mi oczko i wrócił do nauki.
- Jasne, zakochaj się. –
odpowiedziałam z sarkazmem.
Czasem moje własne zachowanie mnie
przerażało, ale tłumaczyłam je sobie zmęczeniem i przepracowaniem.
Ginny spędzała ze mną znacznie
więcej czasu. Już nie ukrywała, że wie o wszystkim od Harry’ego. Ślęczała nade
mną i przeszkadzała mi w nauce. Wciąż mówiła o Fredzie i wpatrywała się we
mnie, jakby szukając potwierdzenia, że to co mówi chociaż trochę mnie obchodzi.
- Chociaż z nim pogadaj! Może wróci
to co było przed balem. Proszę, no. – błagała mnie, a ja wciąż trwałam przy
swoim.
Często przypadnie zdarzało mi się
na niego zerknąć. Gdy siedział w pokoju wspólnym, na kolacji, czy gdy usiłował
się uczyć, miał wtedy zaciętą minę, która wywoływała u mnie uśmiech. Kiedy
nasze spojrzenia się spotykały, a było to niestety bardzo często, zawsze szybko
spuszczałam głowę. Hermiono, opanuj się!
Przecież nie możesz tak na niego patrzeć! To przyjaciel! Przyjaciele się tak
nie zachowują! Nie patrz tam! Nie patrz na niego! - Karciłam się sama w
myślach, gdy uśmiechał się do mnie dając mi do zrozumienia, że widzi mój wzrok.
Zepsujesz wszystko i jeszcze więcej! Co ty robisz? Nie myśl, nie patrz! Daj
spokój!
Z czasem łapałam się na tym, że
myślę o nim za często. Śnił mi się prawie co noc, co doprowadzało mnie do
szaleństwa. Wszędzie go widziałam, wszędzie czułam na sobie jego spojrzenia.
Obserwował mnie, a ja wciąż nie potrafiłam unikać jego wzroku. Uśmiechał się i
patrzył na mnie z tak cudownym pełnym nadziei spojrzeniem. Mimowolnie mój mózg
posyłał mi różne obrazy. Jego usta
zbliżające się do moich. Jego piękne oczy znajdujące się tak bardzo, bardzo
blisko moich. Jego ciało przytulające mnie do siebie. Nie mogłam
powstrzymać tych myśli. Wariuję! Co ja
robię? Fred, dlaczego tak na mnie działasz? Co się dzieje? Co ty robisz?
Hermiono, opanuj się! Daj sobie
spokój! To tylko PRZYJACIEL! Potrzebowałam przyjaciółki, musiałam z kimś
porozmawiać, więc padło na Ginny. Opowiedziałam jej wszystko.
- Dla mnie to proste. Zakochujesz
się. – skwitowała mnie po całej opowieści.
Jej odpowiedź była jakby ciosem
zadanym mi prosto w żebra. Bałam się tego słowa od kiedy tylko zaczęłam
opowiadać. Ginny wydawała się zachwycona i na pewno już oczami wyobraźni
widziała nasz ślub.
- Nie. – zaprzeczyłam usuwając z
wyobraźni białą sukienkę i czarny garnitur. – Mam po prostu manię natręctw.
Wszędzie widzę Freda. Nie musisz tego nazywać, nawet lepiej, żebyś nie
nazywała. Po prostu powiedz jak się z tego wyleczyć.
- Zakochanie to nie choroba. Po
prostu z nim pogadaj!
- Ale ja się nie zakochałam! Ginny,
to był mój przyjaciel, nic więcej. – upierałam się.
- To pogadaj z nim i powiedz, że
chcesz wrócić do tego co było przed balem.
Postanowiłam tak zrobić. Znowu
zaczniemy się przyjaźnić i będzie dobrze, tak jak było.
Czatowałam na Freda po kolacji. Gdy
wychodził z Wielkiej Sali stanęłam przed nim. George i Lee obdarzyli mnie
miłymi uśmiechami.
- Możemy pogadać? – zapytałam
patrząc na niego znacząco.
Zignorowałam te cholerne motylki i
myśli, które nienaturalnie szybko zeszły z tematu na jego ciało.
- O czym?
- Może na osobności? – spojrzałam
znacząco.
- Nie mam przed nimi tajemnic. Są
moimi przyjaciółmi. – zakomunikował parząc na brata i Lee.
- Fred, aż tak mnie nienawidzisz,
że nie możesz ze mną porozmawiać nawet dziesięć minut?
- Nie nienawidzę cię. To ty nie chciałaś
rozmawiać. - skończył.
- Teraz chcę. – spojrzałam na niego
z cieniem uśmiechu.- Proszę.
- Dobra, znaj moje dobre serce. –
powiedział z uśmiechem. – Prowadź!
Otworzyłam drzwi do pierwszej
wolnej Sali i weszłam do środka.
- Więc? – zapytał.
- Wróćmy do tego, co było przed
balem. – powiedziałam szybko.
Podszedł do mnie bliżej. Serce
zabiło mi mocniej, odetchnęłam głęboko.
- Do przyjaźni. – dodałam znacząco.
- Do przyjaźni? Tak stawiasz
sprawę? Znowu będziemy się okłamywać, ale jako przyjaciele?
- Fred, proszę cię!
- Nie, Hermiono, codziennie widzę
twoje ukradkowe spojrzenia, jakbyś kradła chwilę tylko dla siebie i
przeznaczała ją na patrzenie w moją stronę..
- Tęsknie za przyjacielem. –
usprawiedliwiłam się.
- Okłamujesz siebie i mnie.
- Przepraszam. – podeszłam do niego
bliżej i spojrzałam w jego oczy.
Serce zabiło mi mocniej, oddech
przyspieszył a wszystkie myśli zniknęły. Był tylko on. Już zapomniałam po co tu
jestem, chciałam tylko jego. Chciałam być bliżej, pocałować go, zatopić się w
jego oczach. STOP! Jesteś tu, bo znowu
macie być przyjaciółmi! MÓW! Rozkazałam sobie w myślach.
Patrzył na mnie spokojnie,
wyczekująco.
- Przyjaciele? – zapytałam cicho.
- Ok., przyjaciele. – powiedział z
uśmiechem. - Przepraszam, ale muszę się uczyć. Owutemy już za miesiąc.
- Och, daj spokój, pomogę ci. –
powiedziałam i ruszyłam do wieży Gryfindoru.
W pokoju wspólnym ruszyliśmy do
nauki. Wszystkie niestosowne myśli odpłynęły, gdy usiadłam do książek i zajęłam
myśli czymś innym.
- Dobra, to czego nie rozumiesz? Co
ci bliżej wyjaśnić albo sprawdzić? – zapytałam przeglądając jego notatki.
- Eliksiry to katorga. No i obrona
w sumie też. Wróżbiarstwo idzie mi średnio, ale wiem, że ty się z tego nie
czujesz. – uśmiechnął się.
- O nie! Wrócili do siebie!-
krzyknął George wchodząc przed dziurę pod portretem.
- Kto miał wrócić? – zapytałam z
sarkazmem. – Nikt nigdy nie był razem, a
tym bardziej nie zrywał.
- Taa.. a ja wiem swoje. Co nie,
Lee? Wygrałem! Zawołał do chłopaka rozmawiającego niedaleko z Angeliną.
- Jasne, o to się założyli! –
zaśmiał się Fred.
- O co? – zapytałam szybko.
- O nas! O to kiedy się pogodzimy i
„wrócimy do siebie”
- Świetnie, hazard w Gryffindorze i
to jeszcze z powodu problemów Prefekta. Wyleją mnie z tego stanowiska. –
zaśmiałam się. – Nic… Eliksir Wigoru, tak?
- Tak, wigoru. – powiedział Fred i
podał mi książkę.
I tak było co wieczór. George
zaczął przysiadać do nas, gdy poruszaliśmy jakiś cięższy temat. Obaj byli
zdolni, ale potrzebowali motywacji i pomocy przy trudniejszych tematach. Byli
strasznie leniwi i to była ich największa wada.
Sumy w tym roku odbywały się
wcześniej niż owutemy.
- A jeśli nie zdam? – zapytałam
Harry’ego pewnego słonecznego dnia.
- Tak, wtedy na czole wyrośnie mi
kaktus, a szkołę zamkną z powodu małej zdawalności egzaminu.
- Wiesz, że Umbrige nie będzie miła
dla nas… Ona nienawidzi.. Hm.. Wszystkich! To znaczy wszystkich uczniów.
- Och, daj spokój. Usiądziesz,
napiszesz i rozwiążesz test. Nie będzie cię pytać osobiście. – wołał Harry, gdy
go znowu męczyłam.
- I tak się jej boję. Choć w sumie
po naszej Gwardii ona nienawidzi mnie w szczególności… Harry, ja nie zdam! To
będzie straszne!
- Nienawidzi nas, to fakt, ale
przecież nie może chodzić po klasie, ani patrzeć w kartki tym bardziej! Opanuj
się!
Przez ostatni tydzień przed
egzaminami chodziłam zestresowana, jak nigdy dotąd. Wciąż w rękach ściskałam
książki, jakby miały mi pomóc. Powinnam sobie odpuścić, bo nikt inny tak nie
panikował, ale nie potrafiłam. W nocy nie spałam, za to zasypiałam nad ranem,
gdy musiałam wstawać. Uczyłam się wciąż i dodatkowo nadal pomagałam Fredowi i
również George’owi. Swoją drogą miałam co do niego rację. Uczył się, ale
dopiero od kwietnia. Trochę wiedział, ale tylko stąd, że przykładał się wraz z
Fredem do swoich wynalazków. O dziwo mieszanie ze sobą substancji opanował do
perfekcji. Inne przedmioty nadrabiał powoli, ale nadrabiał. Z moją pomocą był
do egzaminów przygotowany na poziomie średnim.
~~~~
Rozdział 9 za nami!
Chcecie więcej?
Czytasz? Skomentuj! :)
To jest najlepsze opowiadanie jakie kiedykolwiek czytalam o. Fredzie i Hermionie. Ono jest takie jakie byc powinno! Inne nie dorastaja temu do piet! Dziewie sie tylko ze masz tak malo komentarzy ;( Jestes genialna dziewczyno!
OdpowiedzUsuńPoza tym ja wiem ze stac Cie na jeszcze wiecej. To jedyne takie opowiadanie ktore chce mi sie czytac dalej. Zawsze w pewnym momecie przestawalam vczytac takie opowiadania, a tu jest inaczej. Twoje opowiadanie jest na prawde swietne. Pisz i nie przestawaj pisac!
OdpowiedzUsuń