Rozdział 8.
Pierwszy
tydzień września okazał się kompletną katorgą. Z niedowierzaniem patrzyłam na
wolno biegnący czas. Nauczyciele jakby chcieli uświadomić nam, że życie polega
na siedzeniu w książkach, zadawali nam tyle, że dosłownie cały czas wolny
spędzałam w bibliotece. Na lekcjach słuchałam, bo wtedy odrywałam się od myśli
o Fredzie. Jednak moje uważne sporządzanie notatek nic nie dawało na
eliksirach. Uważnie dobierałam składniki i mieszałam odpowiednią ilość razy,
ale wywar zawsze wychodził nie taki jak u Harry’ego. Tak, ten anty-eliksirowy
uczeń teraz zdobywał wszystkie laury. Byłam zaraz za nim w ocenach, ale sam
fakt, że wyprzedził mnie na najtrudniejszym przedmiocie był dla mnie nie do
zniesienia. Jak mógł? U Snape’a nic mu
nie wychodziło. Zawsze był najgorszy, a teraz odkrył w sobie talent do warzenia
mikstur? Niemożliwe.
Zazdrosna
postanowiłam spędzać więcej czasu nad książką od eliksirów. Skończyło się to
tym, że nie wysypiałam się prawie w ogóle. Miałam serdecznie dosyć szkoły, a dopiero
minął pierwszy tydzień września.
W następny
poniedziałek moje serce zaczęło wreszcie bić w normalnym tempie. Już nie
przyspieszało z byle powodu. I właśnie, kiedy sobie to uświadomiłam ujrzałam
lecącą w moją stronę sowę, którą doskonale znałam. Sowa Freda i George’a. Serce
przyspieszyło. Który mógł napisać? Fred?
Co mógłby mi jeszcze powiedzieć? To ja powinnam do niego napisać pierwsza. To
wszystko przeze mnie się posypało. Bez zastanowienia otwarłam kopertę.
Hermiono,
Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w
porządku. Poprawił Ci się humor? Martwię się o Ciebie i naprawdę myślę, że
powinnaś mu powiedzieć. Na pewno skończy się to lepiej, niż mój związek z
Angeliną, bo definitywnie zerwaliśmy.
Odpisz szybko i napisz jak się masz.
George
Przeczytałam
list raz i zaraz drugi raz. Wyciągnęłam kartkę i nabazgrałam kilka słów. Jednak
zaraz ją zgniotłam. Odpiszę wieczorem.
Dzień był bardzo słoneczny, więc
wyszłam na błonia, ale po chwili zawróciłam i pognałam do pokoju wspólnego w
którym zionęło pustką. Przysiadłam w fotelu i uprzednio przemyślałam wszystkie
za i przeciw, odpisałam na list George’a.
George,
Cóż, jest lepiej. Tęsknie za Wami. Za nim w
szczególności, ale wciąż nie wiem co mogłabym mu powiedzieć, aby załagodzić tę
sprawę. Może za jakiś czas się opanuję i coś wymyślę. Rozmawiał już z Tobą?
Mówił coś o mnie? George, ja naprawdę wariuję. Musisz mi powiedzieć!
Przykro mi z powodu Angeliny. Nie za szybko
doszliście do takich wniosków? Może wystarczyło zrobić sobie kilka dni przerwy,
a wszystkie uczucia wrócą. Nie myślisz, że między Wami coś może być? Przemyśl
to sobie, bo ładna BYŁA z Was para…. Może jeszcze kiedyś zagoszczę na Waszym
ślubie.
Całuję,
Hermiona
Dni
wreszcie zaczęły mijać szybciej. Wciąż milczałam i nie rozmawiałam z Fredem.
Miałam z tego powodu wyrzuty sumienia, ale ulatniały się, gdy siadałam do
książek. Mimo, że nie myślałam o Fredzie na lekcjach, to często otoczenie mi o
nim przypominało w nadmiarze. Na przykład z wielkiej Sali w trakcie śniadania
jakiś trzecioklasista biegł do swojego stołu wykrzykując przy tym:
- Fred!
Hej, FRED! FRED! Słyszysz mnie?
- Widocznie
nie słyszy. Możesz po prostu do niego podejść? – warknęłam patrząc na niego
wilkiem.
Na lekcji
nauczyciele też nie byli względem mojej obsesji obojętni. Nic nie wiedzieli, a
zachowywali się, jakbym miała wypisane na twarzy, to, że jestem zakochana.
- Panna
Granger jakaś wyjątkowo wrażliwa ostatnio. Wypracowanie oczywiście idealne, ale
dużo w nim smutku. Nieszczęśliwa miłość? – zapytał profesor Binnes.
Na eliksirach
też nie było kolorowo. Oczywiście w kociołkach eliksiry miały wszystkie kolory
tęczy i oczywiście, tylko u Harry’ego wywar był w odpowiedniej tonacji zieleni,
ale pytania ze strony nauczyciela wyprowadzały mnie z równowagi.
- Proszę mi
powiedzieć co znajduje się w tym kociołku? Nie podchodzimy! Powinniście wyczuć
po zapachu.
- To
oczywiście Amortencja. Najsilniejszy eliksir miłosny. Można go poznać po
wyglądzie, ale też po zapachu. Każdy odczuwa inny zapach. Ja czuję na przykład
zapach świeżo skoszonej trawy, nowego pergaminu… - kiedy zapach dostał się do
mojego nosa, ogarnęło mnie uczucie niesamowitej błogości. Chciałam podejść
bliżej i właśnie wtedy poczułam jeszcze trzeci zapach. Zapach jego ciała. Tak,
Fred, tak pachniał. Ten niesamowity zapach jego ciała ciągnął mnie do eliksiru.
Och, opanuj się, właśnie o to w tym
chodzi. Wstrzymałam oddech, aby nie czuć tej esencji.
- Tak, to
prawda. Dwadzieścia punktów dla Gryffindoru. Panna Granger bardzo dobrze nam
wszystko wyjaśniła. Oczywiście Eliksir Miłosny nie wywoła w pożądanym osobniku
prawdziwej miłości. Tego nic nie jest w stanie wywołać. Osoba zauroczy się w
osobie, która sporządziła dany eliksir, nic więcej. Amortencja nie działa też
wiecznie. Po czasie uczucie mija i najczęściej pamięć również. Nie polecam
próbowania tego specjału. – zażartował profesor zatrzaskując wiekiem kociołek,
dopiero wtedy zdecydowałam się wziąć wdech. – Zapewniam, że nikt nie chciałby
się zakochać w takim starym grzybie jak ja. Dobrze. Teraz proszę do swoich
kociołków. Otwórzcie książki na…
Tak było
często. Czułam jego zapach bardzo często. Podejrzenie często od Romildy Vane. Kiedyś
podsłuchałam, jak planowała nafaszerować tym wywarem czekoladki i podłożyć je
Harry’emu, ale nie sądzę, aby ten był na tyle naiwny, aby je zjeść.
Koniec
września zbliżał się nie ubłagalnie, a ja wciąż nie potrafiłam zdecydować, czy
pisać do Freda, czy pozostać niewzruszoną i udawać, że nic się nie stało. Ron
jakby odzyskiwał humor, ale ja wciąż byłam sceptyczna względem wszystkiego.
- Może
przejdziemy się po błoniach? Ładna pogoda dzisiaj. Co ty na to? – zagadnął mnie
Ron podczas obiadu.
- Jeśli
chcesz.
Ostatnio
wszystko było mi obojętne. Z kim idę, gdzie idę, o czym mówię, o czym myślę. Robiłam
to co musiałam i nic poza tym, oprócz nauki. Myślami błądziłabym byle gdzie,
byle dalej od Freda. Nie uśmiechałam się, po prostu żyłam bez kompletnej
radości i nadziei na jakąkolwiek poprawę. Szłam wpatrując się w swoje buty. Ron
coś do mnie mówił, ale kompletnie nie wiedziałam co. Ignorowałam całe otoczenie
nie myśląc o niczym. Oczywiście odpowiadałam zdawkowo: yhm, aha, oczywiście. Ale nic z tego nie
wiedziałam.
- Hermiono,
proszę, posłuchasz mnie w końcu? – zapytał Ron chwytając za moje ramiona.
-
Przepraszam, co tam?
- Cóż,
skoro już zgodziłaś się wyjść za Neville’a, to może ustalimy datę ślubu?
- Ron,
przepraszam, po prostu nie mogę się ostatnio skupić. Jakoś ten rok szkolny
wydaje mi się gorszy niż każdy inny. Nie wiem dlaczego.
- Tęsknisz
za nim? – zapytał Ron spuszczając głowę.
- Co? Nie,
jasne, że nie… Tak, to znaczy trochę.
- Ciężko,
co? Tak żyć z daleka od niego?
Ocho, czyli teraz Ron przechodzi do
wiadomego tematu.
- Wiesz,
jak ja się muszę czuć, gdy jestem obok ciebie. Tylko u mnie jest gorzej, bo ty
jesteś tak blisko. Wiem, wiem, wiem… nigdy nie będę tak dobry, jak on. Zawsze
będę tym gorszym. Przyjaciel, prawda?
- Ron, tak,
przyjaciel. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że nasza przyjaźń mogłaby się
zmienić w coś takiego.
Cholera, dlaczego akurat teraz? Teraz,
gdy moje myśli krążą tak bezwładnie, gdy nie potrafię się skupić na niczym poza
nauką. Teraz… Jak mam złożyć w kupę jedno
zdanie, które go nie zrani i jednocześnie da do zrozumienia, że nigdy z nim nie
będę.
- Ron,
przepraszam. Naprawdę bardzo cię przepraszam, ale… musisz zrozumieć. Znajdziesz
sobie dziewczynę. Taką, która będzie z tobą szczęśliwa. Taką, która cię
pokocha. I będziecie razem cholernie szczęśliwi, jak jeszcze nigdy. Tylko, że…
- To nie
będziesz ty. Wiem, ona będzie mnie kochać, ja będę kochać ją. Będzie kupa
zabawy, uśmiechu i miłości. To będzie dziewczyna, która mnie doceni i odkryje
we mnie wszystko co najlepsze. Tylko dlaczego, do cholery, to nie możesz być
ty?!
- Bo ja nią
nie mogę być. Po prostu nie mogę. Przepraszam, Ron. Nie mogę być z nim i z tobą
też nie. Jesteśmy przyjaciółmi. Przykro mi, ale nie pokocham cię w żaden inny
sposób. Spróbuj mnie zrozumieć. To nie ta bajka. To nie jest nasza wspólna
bajka. To by nie miało sensu.
Odeszłam.
Po prostu pokierowałam swoje kroki w stronę szkoły. Ron został ze smutnymi
oczami wpatrzonymi w moją oddalającą się sylwetkę. Za plecami usłyszałam
jeszcze słowa, których tak nie chciałam słyszeć:
- I tak o
ciebie zawalczę.
~~
I jak?
Czytasz? Skomentuj :)
Zaczyna się robić ciekawie :D Kolejny super rozdział, teraz mnie ciekawi, co Ron będzie odwalać, żeby Miona się w nim zakochała XD Nie mam weny na dłuższy komentarz, także pozdrawiam, Maja.
OdpowiedzUsuńNie wiem co pisać.
OdpowiedzUsuńSuper, po prostu super! ;)
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział
Malina
Świetny :D
OdpowiedzUsuńKocham Fremione <3
Ron... dałby sobie spokój z Hermioną. Przecież wie, że ona kocha innego. A w dodatku jego brata !
Czekam na szybkiego nexta !
Zapraszam do mnie na:
http://bright-side-of-the-dark.blogspot.com/
Weny życzę :D
Dobra na razie koncze czytac bo musze isc do okulisty ale wiedz ze uwiebiam to opowiadanie i na 100 procent nie raz tu wpadne. Chyba sie zakochalam w tym opku.
OdpowiedzUsuńAz mi sie nie chce stad wychodzic, ale musze.
OdpowiedzUsuń