piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział 8.


Rozdział 8.

            Pierwszy tydzień września okazał się kompletną katorgą. Z niedowierzaniem patrzyłam na wolno biegnący czas. Nauczyciele jakby chcieli uświadomić nam, że życie polega na siedzeniu w książkach, zadawali nam tyle, że dosłownie cały czas wolny spędzałam w bibliotece. Na lekcjach słuchałam, bo wtedy odrywałam się od myśli o Fredzie. Jednak moje uważne sporządzanie notatek nic nie dawało na eliksirach. Uważnie dobierałam składniki i mieszałam odpowiednią ilość razy, ale wywar zawsze wychodził nie taki jak u Harry’ego. Tak, ten anty-eliksirowy uczeń teraz zdobywał wszystkie laury. Byłam zaraz za nim w ocenach, ale sam fakt, że wyprzedził mnie na najtrudniejszym przedmiocie był dla mnie nie do zniesienia. Jak mógł? U Snape’a nic mu nie wychodziło. Zawsze był najgorszy, a teraz odkrył w sobie talent do warzenia mikstur? Niemożliwe.
            Zazdrosna postanowiłam spędzać więcej czasu nad książką od eliksirów. Skończyło się to tym, że nie wysypiałam się prawie w ogóle. Miałam serdecznie dosyć szkoły, a dopiero minął pierwszy tydzień września.
            W następny poniedziałek moje serce zaczęło wreszcie bić w normalnym tempie. Już nie przyspieszało z byle powodu. I właśnie, kiedy sobie to uświadomiłam ujrzałam lecącą w moją stronę sowę, którą doskonale znałam. Sowa Freda i George’a. Serce przyspieszyło. Który mógł napisać? Fred? Co mógłby mi jeszcze powiedzieć? To ja powinnam do niego napisać pierwsza. To wszystko przeze mnie się posypało.  Bez zastanowienia otwarłam kopertę.


Hermiono,

Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Poprawił Ci się humor? Martwię się o Ciebie i naprawdę myślę, że powinnaś mu powiedzieć. Na pewno skończy się to lepiej, niż mój związek z Angeliną, bo definitywnie zerwaliśmy.
Odpisz szybko i napisz jak się masz.

George

            Przeczytałam list raz i zaraz drugi raz. Wyciągnęłam kartkę i nabazgrałam kilka słów. Jednak zaraz ją zgniotłam. Odpiszę wieczorem.
            Dzień był bardzo słoneczny, więc wyszłam na błonia, ale po chwili zawróciłam i pognałam do pokoju wspólnego w którym zionęło pustką. Przysiadłam w fotelu i uprzednio przemyślałam wszystkie za i przeciw, odpisałam na list George’a.


George,
Cóż, jest lepiej. Tęsknie za Wami. Za nim w szczególności, ale wciąż nie wiem co mogłabym mu powiedzieć, aby załagodzić tę sprawę. Może za jakiś czas się opanuję i coś wymyślę. Rozmawiał już z Tobą? Mówił coś o mnie? George, ja naprawdę wariuję. Musisz mi powiedzieć!
Przykro mi z powodu Angeliny. Nie za szybko doszliście do takich wniosków? Może wystarczyło zrobić sobie kilka dni przerwy, a wszystkie uczucia wrócą. Nie myślisz, że między Wami coś może być? Przemyśl to sobie, bo ładna BYŁA z Was para…. Może jeszcze kiedyś zagoszczę na Waszym ślubie.
                        Całuję,
Hermiona

            Dni wreszcie zaczęły mijać szybciej. Wciąż milczałam i nie rozmawiałam z Fredem. Miałam z tego powodu wyrzuty sumienia, ale ulatniały się, gdy siadałam do książek. Mimo, że nie myślałam o Fredzie na lekcjach, to często otoczenie mi o nim przypominało w nadmiarze. Na przykład z wielkiej Sali w trakcie śniadania jakiś trzecioklasista biegł do swojego stołu wykrzykując przy tym:
            - Fred! Hej, FRED! FRED! Słyszysz mnie?
            - Widocznie nie słyszy. Możesz po prostu do niego podejść? – warknęłam patrząc na niego wilkiem.
            Na lekcji nauczyciele też nie byli względem mojej obsesji obojętni. Nic nie wiedzieli, a zachowywali się, jakbym miała wypisane na twarzy, to, że jestem zakochana.
            - Panna Granger jakaś wyjątkowo wrażliwa ostatnio. Wypracowanie oczywiście idealne, ale dużo w nim smutku. Nieszczęśliwa miłość? – zapytał profesor Binnes.
            Na eliksirach też nie było kolorowo. Oczywiście w kociołkach eliksiry miały wszystkie kolory tęczy i oczywiście, tylko u Harry’ego wywar był w odpowiedniej tonacji zieleni, ale pytania ze strony nauczyciela wyprowadzały mnie z równowagi.
            - Proszę mi powiedzieć co znajduje się w tym kociołku? Nie podchodzimy! Powinniście wyczuć po zapachu.
           - To oczywiście Amortencja. Najsilniejszy eliksir miłosny. Można go poznać po wyglądzie, ale też po zapachu. Każdy odczuwa inny zapach. Ja czuję na przykład zapach świeżo skoszonej trawy, nowego pergaminu… - kiedy zapach dostał się do mojego nosa, ogarnęło mnie uczucie niesamowitej błogości. Chciałam podejść bliżej i właśnie wtedy poczułam jeszcze trzeci zapach. Zapach jego ciała. Tak, Fred, tak pachniał. Ten niesamowity zapach jego ciała ciągnął mnie do eliksiru. Och, opanuj się, właśnie o to w tym chodzi. Wstrzymałam oddech, aby nie czuć tej esencji.
            - Tak, to prawda. Dwadzieścia punktów dla Gryffindoru. Panna Granger bardzo dobrze nam wszystko wyjaśniła. Oczywiście Eliksir Miłosny nie wywoła w pożądanym osobniku prawdziwej miłości. Tego nic nie jest w stanie wywołać. Osoba zauroczy się w osobie, która sporządziła dany eliksir, nic więcej. Amortencja nie działa też wiecznie. Po czasie uczucie mija i najczęściej pamięć również. Nie polecam próbowania tego specjału. – zażartował profesor zatrzaskując wiekiem kociołek, dopiero wtedy zdecydowałam się wziąć wdech. – Zapewniam, że nikt nie chciałby się zakochać w takim starym grzybie jak ja. Dobrze. Teraz proszę do swoich kociołków. Otwórzcie książki na…
            Tak było często. Czułam jego zapach bardzo często. Podejrzenie często od Romildy Vane. Kiedyś podsłuchałam, jak planowała nafaszerować tym wywarem czekoladki i podłożyć je Harry’emu, ale nie sądzę, aby ten był na tyle naiwny, aby je zjeść.
            Koniec września zbliżał się nie ubłagalnie, a ja wciąż nie potrafiłam zdecydować, czy pisać do Freda, czy pozostać niewzruszoną i udawać, że nic się nie stało. Ron jakby odzyskiwał humor, ale ja wciąż byłam sceptyczna względem wszystkiego.
            - Może przejdziemy się po błoniach? Ładna pogoda dzisiaj. Co ty na to? – zagadnął mnie Ron podczas obiadu.
            - Jeśli chcesz.
            Ostatnio wszystko było mi obojętne. Z kim idę, gdzie idę, o czym mówię, o czym myślę. Robiłam to co musiałam i nic poza tym, oprócz nauki. Myślami błądziłabym byle gdzie, byle dalej od Freda. Nie uśmiechałam się, po prostu żyłam bez kompletnej radości i nadziei na jakąkolwiek poprawę. Szłam wpatrując się w swoje buty. Ron coś do mnie mówił, ale kompletnie nie wiedziałam co. Ignorowałam całe otoczenie nie myśląc o niczym. Oczywiście odpowiadałam zdawkowo: yhm, aha, oczywiście. Ale nic z tego nie wiedziałam.
            - Hermiono, proszę, posłuchasz mnie w końcu? – zapytał Ron chwytając za moje ramiona.
            - Przepraszam, co tam?
            - Cóż, skoro już zgodziłaś się wyjść za Neville’a, to może ustalimy datę ślubu?
            - Ron, przepraszam, po prostu nie mogę się ostatnio skupić. Jakoś ten rok szkolny wydaje mi się gorszy niż każdy inny. Nie wiem dlaczego.
            - Tęsknisz za nim? – zapytał Ron spuszczając głowę.
            - Co? Nie, jasne, że nie… Tak, to znaczy trochę.
            - Ciężko, co? Tak żyć z daleka od niego?
            Ocho, czyli teraz Ron przechodzi do wiadomego tematu.
            - Wiesz, jak ja się muszę czuć, gdy jestem obok ciebie. Tylko u mnie jest gorzej, bo ty jesteś tak blisko. Wiem, wiem, wiem… nigdy nie będę tak dobry, jak on. Zawsze będę tym gorszym. Przyjaciel, prawda?
            - Ron, tak, przyjaciel. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że nasza przyjaźń mogłaby się zmienić w coś takiego.
            Cholera, dlaczego akurat teraz? Teraz, gdy moje myśli krążą tak bezwładnie, gdy nie potrafię się skupić na niczym poza nauką. Teraz… Jak mam złożyć w kupę jedno zdanie, które go nie zrani i jednocześnie da do zrozumienia, że nigdy z nim nie będę.
            - Ron, przepraszam. Naprawdę bardzo cię przepraszam, ale… musisz zrozumieć. Znajdziesz sobie dziewczynę. Taką, która będzie z tobą szczęśliwa. Taką, która cię pokocha. I będziecie razem cholernie szczęśliwi, jak jeszcze nigdy. Tylko, że…
            - To nie będziesz ty. Wiem, ona będzie mnie kochać, ja będę kochać ją. Będzie kupa zabawy, uśmiechu i miłości. To będzie dziewczyna, która mnie doceni i odkryje we mnie wszystko co najlepsze. Tylko dlaczego, do cholery, to nie możesz być ty?!
            - Bo ja nią nie mogę być. Po prostu nie mogę. Przepraszam, Ron. Nie mogę być z nim i z tobą też nie. Jesteśmy przyjaciółmi. Przykro mi, ale nie pokocham cię w żaden inny sposób. Spróbuj mnie zrozumieć. To nie ta bajka. To nie jest nasza wspólna bajka. To by nie miało sensu.
            Odeszłam. Po prostu pokierowałam swoje kroki w stronę szkoły. Ron został ze smutnymi oczami wpatrzonymi w moją oddalającą się sylwetkę. Za plecami usłyszałam jeszcze słowa, których tak nie chciałam słyszeć:

            - I tak o ciebie zawalczę.

~~

I jak? 
Czytasz? Skomentuj :)

5 komentarzy:

  1. Zaczyna się robić ciekawie :D Kolejny super rozdział, teraz mnie ciekawi, co Ron będzie odwalać, żeby Miona się w nim zakochała XD Nie mam weny na dłuższy komentarz, także pozdrawiam, Maja.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem co pisać.
    Super, po prostu super! ;)
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział
    Malina

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny :D
    Kocham Fremione <3
    Ron... dałby sobie spokój z Hermioną. Przecież wie, że ona kocha innego. A w dodatku jego brata !
    Czekam na szybkiego nexta !
    Zapraszam do mnie na:
    http://bright-side-of-the-dark.blogspot.com/
    Weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobra na razie koncze czytac bo musze isc do okulisty ale wiedz ze uwiebiam to opowiadanie i na 100 procent nie raz tu wpadne. Chyba sie zakochalam w tym opku.

    OdpowiedzUsuń
  5. Az mi sie nie chce stad wychodzic, ale musze.

    OdpowiedzUsuń