Rozdział 10.
W Hogwarcie było tylko gorzej.
Ginny jakimś cudem dowiedziała się wszystkiego od George’a. Teraz ruda
siedziała obok mnie i sztorcowała mnie. Namawiała, żebym po prostu do niego
napisała i wyjaśniła czym się martwię i dlaczego to wszystko robię.
- Nie zrobię tego! A poza tym…
skąd o tym wszystkim wiesz?! George, tak?!
- Na brodę Merlina!!! –
wykrzyknęła Ginny na cały pokój wspólny. – Nie zmieniaj tematu! Nawet jeśli
George, to chyba dobrze, że mi powiedział! Może wreszcie ktoś przemówi ci do
rozumu!
- Nie krzycz, dobrze? Nie ingeruj
w moje sprawy, proszę cię. To wszystko są moje sprawy! Słyszysz? Moje i
ewentualnie Freda.
- Jakbyś nie zauważyła to też
moje sprawy. Mój brat przez ciebie cierpi! Słyszysz?! Walczysz o lepszy świat,
ale czym on będzie, jeśli nie będzie przy tobie tego, którego kochasz? Serio,
walczysz o lepsze życie dla dzieci Malfoy’a? Bo jeżeli dalej tak będziesz
myśleć, to swoich się raczej nie dorobisz. Najpierw ty! Rozumiesz? Ty powinnaś być
najważniejsza. Ale ty zawsze robisz wszystko odwrotnie. Więc teraz na pierwszym
miejscu stawiasz cały świat, a nie własne dobro. Hermino, on naprawdę cierpi.
- Cierpi, ale nie tak bardzo, jak
cierpiałby, gdybym odeszła z Harrym i Ronem wciąż zapewniając, że go kocham. –
powiedziałam cicho, wstając.
- Myślę, że tylko to sobie
wmawiasz. Tylko, żebyś nie uświadomiła sobie swojego błędu za późno.
- Myślę, że dam sobie radę sama.
Dziękuję za nic, Ginny! – krzyknęłam przez cały pokój i poszłam spać wciąż w myślach
mając ostatnie słowa Ginny.
Lepszy świat będzie ulgą dla każdego. Tak, walczę o większe dobro.
Wybiorę się z Harrym, jeśli mnie poprosi… O ile mnie poprosi. Muszę zacząć z
nimi rozmawiać! Nie mogę ich ignorować. Tak, wrócę do tej przyjaźni!
Nie zmienisz teraz decyzji, słyszysz? Nie będziesz z nim i tyle!
Uświadom to sobie wreszcie! Minęło. Wszystko minęło i po prostu nie wróci. Nie
wracaj, więc do wspomnień. Daj sobie spokój! Będzie dobrze, tylko zapomnij. „MÓJ
BRAT PRZEZ CIEBIE CIERPI.” Och, dajcie spokój! Torturowanie mnie w ten sposób
nic nie da. Kocham go, ok.? Tak, chcę z nim być, ale nie mogę. Koniec i kropka.
Cudowna, romantyczna i nieprzewidywalna historia okazała się zwykłą, szarą,
bardzo nieromantyczną i bardzo przewidywalną historyjką bez szczęśliwego
zakończenia. Koniec. Raz na zawsze koniec.
Nie potrafiłam pogodzić się z
końcem przez kilka następnych dni. Nie odzywałam się do nikogo i chodziłam
własnymi ścieżkami po całym zamku. Na lekcje wpadałam ostatnia, aby uniknąć
pytań ze strony Harry’ego i Rona. Ginny mnie ignorowała i chyba chciała się
zemścić. Widziałam jej pełne złości spojrzenia. Raz podczas porannej poczty
słyszałam jak specjalnie odrobinę głośniej czyta list Ronowi i Harry’emu.
Wszystko po to, abym słyszała, jak pani Molly przejmuje się Fredem. Torturowało mnie wszystko naokoło,
łącznie z najlepszą przyjaciółką do której zawsze mogłam zgłosić się z
problemem.
Jedynym pocieszycielem, który
mnie nie potępiał był George. Często w nocy spotykaliśmy się w Wieży
Gryffindoru.
- Jak tam dzisiaj? Jest lepiej? –
zapytał, gdy jego głowa już pojawiła się w kominku.
- Jasne, jest tak samo. Geroge,
ale dlaczego ty mnie nie potępiasz? Przecież Fred przeze mnie cierpi.
- Ooo.. Ginny cię maltretowała,
co?
- Ta.. chwila, skąd wiesz?
- Pisała do mnie. Tak, wiem co
ona o tym myśli, ale ja tak nie uważam. Myślę, że to twoja sprawa i zrobisz z
tym co będziesz chciała. Ja nie mogę ci niczego kazać, a tym bardziej potępiać.
Ginny tego nie rozumie. Wiesz, ona uważa, że jeśli się kogoś kocha, to w końcu
się z nim będzie. Pewnie chce wam po prostu pomóc.
- Pomoc okazuje w dziwny sposób.
- Wiem, wiem… Ale ona zrozumie
dopiero za jakiś czas, zobaczysz. – uśmiechnął się pocieszająco.
- Do tego czasu pewnie pokłócimy
się jeszcze tysiąc razy.
- Spróbuj z nią pogadać. Będzie
dobrze, wiesz?
- Tak myślę. Jak tam u was?
Dobrze idzie w sklepie? – zapytałam odrywając się na chwilę od własnych
problemów.
- Tak, ludzi bardzo dużo, ale
dajemy radę. Mamy nową… pracownicę. – zawahał się przez chwilę.
- I co z nią? Fajna? Pracowita?
- Ta.. Jasne, jest pracowita. –
powiedział z wahaniem.
- O co chodzi?
- Wiesz, ona chyba jest wyraźnie
zainteresowana Fredem.
- Ach.. – wyrwało mi się.
Poczułam cisnące się do oczy łzy.
Tak, przecież Fred jest przystojnym,
WOLNYM facetem, dlaczego miałaby się nim nie zainteresować?! Oczywiście, że się
nim zainteresowała, to wszystko jest oczywiste i pewne!
- Tak, to fajnie. – powiedziałam
patrząc na dywan. – Wiesz, możesz nie mówić…
- Hermiono. – przerwał mi cicho.
- Fredowi, że rozmawialiśmy. Nie
chcę…
- Hermiono! – przerwał mi
odrobinę głośniej.
- żeby wiedział, że się z tobą…
- HERMIONO! - krzyknął zmuszając mnie do przerwania
monologu.
Spojrzałam na niego zszokowana.
- On nie jest nią zainteresowany.
Słyszysz?! On naprawdę na ciebie czeka.
- Jasne, nie sądzę, żeby długo
przetrwał. Dzięki, George. Dobranoc. I ja naprawdę życzę im szczęścia.
Nie mogłam po tym zasnąć, a gdy
tylko mi się udawało widziałam przed oczami piękną blondynę wdzięczącą się do
Freda. Wyrzucenie tego obrazu z pamięci było męczarnią, ale w końcu mi się
udało. Wciąż pamiętałam, co George powiedział na zakończenie naszej rozmowy. To
zdanie trzymało mnie przy życiu. Gdybym mogła, to wyryłabym je sobie na skórze,
żeby zawsze o tym pamiętać.
Dni mijały, a ja często
wieczorami przesiadywałam sama przed kominkiem. Harry i Ron mieli treningi Quidditcha,
więc mogłam spokojnie zająć moje ulubione miejsce w fotelu. Czułam ulgę. W
końcu nie byłam dręczona ich nieustannym wtrącaniem się w moje życie. Miałam
dla siebie bardzo dużo czasu. Tak, przeznaczałam go oczywiście na myślenie. Cholera! Nie powinnaś… A może? Może powinnaś
porozmawiać z Fredem i mu wszystko powiedzieć?! Przecież wiecznie nie będzie
czekał… To za trudne!
Za dnia często sama jadałam w
Wielkiej Sali i unikałam wzroku innych. Oczywiście po bliżej nieokreślonym
czasie poczułam wyrzuty sumienia. Zdecydowałam, że wreszcie muszę z nimi
porozmawiać. Oczywiście nie tylko ze względu na to, że przez ostatni miesiąc
byłam niesamowicie samotna i nie miałam z kim swobodnie porozmawiać. Te wyrzuty
sumienia też zrobiły swoje. Przejmowałam się niepowodzeniami Harry’ego na
lekcjach. Nie mówię o eliksirach, bo oczywiście w tym był najlepszy, wciąż
wyprzedzając mnie o kilka stopni. Podsłuchując ich rozmowę, pewnego dnia, dowiedziałam
się, że ma książkę, która już wcześniej była przez kogoś używana. Ktoś musiał
być niezwykle dobry z eliksirów, bo zmieniał zamieszczone w książce receptury
na własne. W ten sposób Harry robił najlepsze napary z całej grupy. Nie miałam
pojęcia jak może się z tym tak obnosić, ale robił z siebie gwiazdora na
lekcjach, a profesor Slughorn był z niego niezwykle dumny. Zapraszał go na
swoje wieczorne herbatki z najlepszymi uczniami. Oczywiście ja też na nich
gościłam, bo cokolwiek by się działo, nie dałam „zrzucić” się z drugiego
miejsca w grupie najlepszych.
Zła, czy niezła na Harry’ego, w
końcu postanowiłam się odezwać. Wypatrywałam ich w pokoju wspólnym, ale nie
pojawiali się, więc poszłam do Wielkiej Sali. Harry wraz ze swoim cieniem,
Ronem siedzieli pogrążeni w cichej rozmowie.
Ruszyłam, więc w kierunku rudej i
czarnej czupryny. Minęłam Ginny, która oglądała swoje nowe buty na wystawionych
stopach. Siedząc tyłem do stołu rozmawiała z Luną.
- Ładne. – mruknęłam uśmiechając
się i patrząc na buty.
Ginny prychnęła, schowała stopy
pod ławkę i wróciła do rozmowy. Ruszyłam do chłopców.
- Jak nastroje przed meczem? –
zapytałam wciskając się między nich i porywając tost ze stołu.
- Ah.. cóż.. – powiedział
zaskoczony Harry. – Jest w porządku. Chyba. Myślę, że damy radę. Co nie, Ron?
- Tak, myślę… och, Harry, serio,
nie myślę, aby było dobrze. – wymamrotał Ron blady na twarzy.
- Denerwuje się. Trochę bardziej
niż zawsze… Dobra, trochę bardziej niż kiedykolwiek. – wyjaśnił Harry.
Zaśmiałam się.
- Takie to zabawne? – zapytał z ironią
Ron.
- Nie, przepraszam, ale to dobry
znak. Zawsze jak się denerwujesz, to jest dobrze.
- Nie sądzę. – odpowiedział
chowając twarz w dłonie.
- Dasz radę. – poklepałam go po
ramieniu. – Cóż, uciekam. – powiedziałam idąc tyłem w stronę wyjścia. – Powodzenia,
chło… - nie dokończyłam, czując, że o coś się potykam.
A potem była już tylko ciemność i
okropny ból, gdzieś w tyle czaszki.
~~~
Zbliżamy się do wielkiego finału części drugiej :)
Czytasz? Skomentuj!
Pozdrawiam i mam nadzieje, że rozdział się podoba :)
Fajnie napisane, chociaż trochę mało pewnej akcji. Proszę, nie przeciągaj tego już tak baaaardzo, bo charakter całego opowiadania jakoś tak przez to się rozlewa (?). Nie wiem jak to ująć. ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny! ;D
cudne, cudne, cudne ♥♥!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny!
Pozdrawiam i życzę weny.
+ jeśli chcesz wpadnij do mnie. Fremione c:!