Rozdział 9.
Dni mijały
mi odrobinę szybciej. Ron jakby pogodził się z faktem, że nie będziemy razem.
Cóż, pogodził, albo tylko udawał, że dał sobie z tym radę. W każdym razie
rozmawiał ze mną PRAWIE tak jak wcześniej. Może odrobinę bardziej zwracał się
do mnie w takich rozmowach. Dobra, bez ściemniania. Zwracał się do mnie bez
przerwy, szukał poparcia w każdym stwierdzeniu, pomagał przy najróżniejszych
pracach i nigdy mi się nie sprzeciwił. Wymarzony chłopak, gdyby nie jeden fakt.
To nie był Fred. Niestety.
W ostatni
weekend października grono pedagogiczne postanowiło zorganizować wyjście do
Hogsmeade. Nie chciałam iść. W gruncie rzeczy nie zamierzałam, bo i po co? Tak,
to, że ja nie chciałam iść denerwowało innych. Sama nie wiem dlaczego, ale
Harry upierał się, że powinnam i że on osobiście będzie mi towarzyszyć w
trakcie tego wypadu. Nie rozumiałam o co może mu chodzić. Do czasu…
- Harry,
możesz pożyczyć mi na sekundę książkę?
- Którą?
- Och,
serio? Przecież tylko z transmutacji mamy do napisania wypracowanie! A jak
widzisz właśnie nad nim ślęczę. Naprawdę chwilami zachowujesz się, jakbyś nie
chodził do szkoły od miesiąca. Więc, proszę, Harry użycz mi na sekundę książkę
od transmutacji.
- Nie
denerwuj się tak, ok? Pytam z grzeczności. Proszę.
- Dziękuję.
Chwyciłam w
dłonie książkę i przekartkowałam w poszukiwaniu odpowiedniej strony. Książka
sama otwarła się na zaznaczonej, jakimś świstkiem, stronie. Podniosłam odrobinę
książkę i delikatnie, aby nie wzbudzić podejrzeń, spojrzałam na świstek. List. To przecież pismo George’a.
Pamiętaj! Hermiona musi być w Hogsmeade. Liczę na Ciebie, stary.
Och, jasne. Oczywiście. Znowu coś knuje. Cholera!
Z impetem zatrzasnęłam książkę
zapominając przy tym o przeczytaniu o najczęstszych skutkach ubocznych używania
transmutacji na ludziach. Pozostali spojrzeli na mnie podejrzanie.
- Wszystko w porządku? – zapytała
Ginny odrywając wzrok od książki.
- Jasne. – warknęłam oddając
książkę Harry’emu. – Pójdę już spać.
Pognałam do sypialni, ale w łóżku
długo nie potrafiłam zasnąć. Co oni
knują? Na pewno chcą doprowadzić do mojego spotkania z Fredem. Tak, to jest
jasne. Tylko dlaczego im na tym tak
zależy?! No właśnie i komu na tym zależy? Harry i George? Przecież oni nie
powinni ingerować w moje prywatne, sercowe sprawy. Och, w sumie sama sobie z
nimi nie radzisz, to dlaczego ktoś nie miałby ci pomóc? Tylko dlaczego oni?
Geroge, ok., to mój przyjaciel, w sumie może mieć w tym interes. Przecież
pomagając mi, pomoże w jakimś małym stopniu Fredowi. Ale Harry? Bardziej
spodziewałabym się, że to Ginny się w to wplącze. Hmm, trochę dziwne, to trzeba
przyznać. Jak się tego dowiedzieć?
Nazajutrz postanowiłam, że nie
pójdę do Hogsmeade. Nie podstawię się tak
łatwo, może jeśli będą musieli się nade mną pomęczyć, to coś się wyda. Wieczorem
nadeszła jedna z nielicznych tego dnia okazji, aby porozmawiać na ten temat z
Harry’m.
- Dobranoc, Hermiono, do
zobaczenia jutro. – pożegnał mnie Harry.
- Tak, dobranoc i miłej zabawy na
wycieczce.
Jak Harry szybko poszedł w stronę
schodów, tak szybko zawrócił i ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy usiadł
naprzeciwko mnie na podłodze.
- Co, przepraszam? Hermiono,
wydawało mi się, że namówiliśmy cię na to wyjście.
- Nie, Harry, nigdzie nie idę.
Mam masę wypracowań do napisania.
- Ty? Znając ciebie już na pewno
wszystko odrobiłaś.
Cholera, jak on mnie zna.
- Nie. – skłamałam bez zająknięcia.
– Mam zamiar odrobić wszystko jutro. Także nigdzie nie idę.
- Idziesz! Hermiono, idziesz i
nie chce słyszeć żadnych wahań! – krzyknął stając nade mną.
- Dlaczego ci tak na tym zależy?!
Przecież to zwykły wypad!
- Bo… bo… chce żebyś się
rozerwała.. To znaczy.. wiesz, odpoczęła od tej szkoły…
Zaśmiałam się z ironią.
- Nie rozśmieszaj mnie! Mam dosyć
rozrywek w tej szkole. Jako prefekt naprawdę nie narzekam na nudę! Więc, Harry,
dlaczego?! Powiedz mi! O co wam wszystkim chodzi? Biegacie za mną od tygodnia ciągle
i ciągle nadając o Hogsmeade! Co tam mnie czeka? Co knujecie?
- Nic. Pójdź jutro, to się
dowiesz. Po prostu choć z nami.
- Czego się dowiem?! Harry,
proszę cię, po prostu powiedź mi o co chodzi, ok.? Nikomu nie powiem, że wiem.
Błagam, ja nie lubię niespodzianek.
- Nie mogę. Obiecałem George’owi,
że nie… no, cholera!
Haaa! Tak, George, nie można za bardzo wierzyć w to, że Harry dotrzyma
tajemnicy, jeśli ja go zaczną wypytywać.
- George’owi?! Harry! Co wy
knujecie? Ty z George’m?!
- Tak, trochę knujemy, ale
przysięgam, że to tylko i wyłącznie jego sprawka, ja się nie mieszałem, tylko
miałem doprowadzić cię do wioski, a potem nie wiem co planuje.
- Och, Harry, jak mogłeś? Wiesz
jaki jest George.
- Wiem, ale błagam cię, Hermiono,
po prostu choć jutro z nami. Jeśli wymyśli coś głupiego, to osobiście cię
stamtąd wyniosę, ale może naprawdę ma coś fajnego w zanadrzu, co?
- Harry, Harry… Dobra, ale robię
to tylko dlatego, że mi powiedziałeś. Pamiętaj o tym, na przyszłość. Dobranoc.
Rano wstałam szybko i szykując
się do wyjścia rozmyślałam nad różnymi sytuacjami, które mogą się dzisiaj
wydarzyć. Co planują? George, tak, jeśli
on coś planuje, to na pewno nie będzie to nic dobrego w skutkach dla mnie.
Nim zdążyłam sobie uświadomić,
ciągnięta przez Harry’ego, szłam do Hogsmeade. Starałam się nie denerwować i
nie martwić na zapas, oczywiście to nic nie dało. Gdy tylko stanęłam na głównej
ulicy serce zamarło, tylko po to, aby po chwili uderzyć ze zdwojoną siłą. Tak,
moje serce zawsze potrafi mnie wydać. Oddech mi przyspieszył, ale starałam się
to ignorować i gdzieś w podświadomości uspokoić.
- Harry, na co czekamy? –
zapytałam zniecierpliwiona.
- Zobaczysz. – odpowiedział
rozglądając się z niepokojem po okolicy.
Obiegłam wzrokiem najbliższe
sklepy. Nic szczególnego nie zauważyłam, ale po chwili moje serce znów zamarło,
gdy ujrzałam bliźniaków kroczących w moją stronę.
- George… Fred… Co to ma znaczyć?
– zapytałam z wyrzutem.
Fred nie patrzył na mnie.
Obserwował swoje buty i nie okazywał nawet minimalnego zainteresowania moją
osobą.
- Och, dajcie spokój! – krzyknął
George, gdy idąc za przykładem mojego chłopaka spojrzałam na swoje buty. –
Macie pogadać! Słyszycie?! Nie interesuje mnie, czy macie na to ochotę, czy
nie. Macie pogadać i będę was przetrzymywać w
tej knajpie dopóki nie zamienicie ze sobą odpowiedniej ilości słów! Nie
słyszę protestów, więc proszę.
Wepchnął nas do małej słodkiej
knajpki, której nigdy wcześniej nie widziałam. Spojrzałam na Freda i usiadłam
przy stoliku.
- Usiądź, skoro i tak nas szybko
nie wypuści… - wymamrotałam.
Fred nie spojrzał na mnie. Zajął miejsce i zajął się swoimi
rękawami.
- Fred. – powiedziałam cicho.
Nie wiem co ci powiedzieć. Nie przemyślałam tego. Kompletnie nie wiem,
czego możesz ode mnie oczekiwać. Więc bez kompletnego przemyślenia wypluwam
z siebie słowa nie zważając na to, jak bardzo nie mają sensu.
- Wiesz, teraz w Hogwarcie jest
tak inaczej. Trochę gorzej bez was. Tak jakoś pusto…
- Hermiono…? – jego szept nie
zatrzymał mojego mało składnego monologu. Nawijałam dalej, bez zatrzymania…
- Naprawdę pusto, lepiej było z
wami. Trochę was brakuje. Może..
- Hermiono…?
- Wiesz, jak byliście, to było
tak zabawnie i jakoś lepiej, a teraz mam tak dużo czasu…
- Hermiono…?!
Opanowałam się i przestałam
mówić. Spuściłam wzrok. Nie, nie mogę nic
więcej powiedzieć. Siedź cicho!
- Powiedz mi, czy to co mówiłaś…
To była prawda?
- Och, Fred… - wyszeptałam po
chwili pełnej napięcia ciszy.
- Powiedz!
- Feddie, proszę cię… - Opanuj się! Nakazałam sobie w myślach,
przełykając łzy.
- Powiedz!
- Nie wiem sama. Przepraszam, ale
nie wiem, naprawdę nie wiem.
Spuściłam wzrok. Znowu uciekałam.
- Spójrz na mnie. – poprosił
spokojnym tonem.
- Nie, Fred, proszę, nie.
- Hermino, do cholery, chyba po
tym wszystkim należy mi się choć kilka słów SZCZEREGO wyjaśnienia, co? Nie
sądzisz, że na to zasługuje?
- Och, Fred, zasługujesz.
Przepraszam.
Spojrzałam w jego oczy. Te
piękne, zachwycające, brązowe oczy, wpatrzone tak ufnie we mnie. Boże, jak ja cię kocham. W tej jednej
chwili chciałam wstać, rzucić się mu na szyję i pocałować, a potem powiedzieć
jak bardzo go kocham i jak bardzo chcę z nim być. Zrób to! Tak, zrób to i już wszystko będzie tak jak powinno! Zrób to,
Hermiono. Już chciałam się podnieść z krzesła. NIE! Nie pamiętasz, że będzie cierpiał?! Nie rób tego, bo będziesz
żałować! Nie rób tego! Ten głos miał rację. Nie mogę mu powiedzieć. Nie
mogę go zranić tak bardzo.
- Tak, Fred, to była prawda.
Wstałam i znów z łzami
spływającymi po policzkach wyszłam z tej teraz tak ohydnie słodkiej kafejki, w
której moje miłosne życie znów legło w gruzach.
~~~
Kolejny rozdział za nami :) Dziękuję za wszystkie dotychczasowe komentarze! Bardzo się cieszę, że niektórzy czytają moje wypociny, mam nadzieje, że rozdział przypadł Wam do gustu, chociaż wiem, że chcielibyście, aby główna para opowiadania była już razem, tak WIEM! Ale bez problemów nie byłoby opowiadania.
Czytasz? Skomentuj! :)
;AAA; Ugh, Fremione, come back ;-;! Dzisiaj *wczoraj* od 16:30 co godzinę wchodziłam na Twojego bloga i przez kilka minut wciskałam F5, cieszę się, że jest rozdział, ale czemu Hermiona, najmądrzejsza czarownica od czasów Roveny Ravenclaw robi takie głupstwa D: ?! Wzburzona jestem, nie stać mnie na inny komentarz XD Weny życzę i pozdrawiam, Maja.
OdpowiedzUsuńJak możesz mi to robić! Jesteś okrutna! :( Tak mi tutaj kłamać do Freda i teraz kazać czekać na kolejny rozdział... Liczę na to, że pojawi się jak najszybciej! :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam, uwielbiam, uwielbiam <3
Świetny rozdział, szkoda, że taki smutny ;/ Jak tak możesz? :( Ja już myślałam, że się pogodzą.. A tu taka niespodzianka! No cóż, czekam z niecierpliwością na następny. :)
OdpowiedzUsuń+ Zapraszam, do mnie jeśli chcesz.
Pozdrawiam i życzę weny.