Rozdział 2.
Moja
choroba minęła i nim się zorientowałam nadszedł dzień wyjazdu do Hogwartu. Rano
oczywiście, tylko ja byłam spakowana. Harry, Ron i Ginny biegali w popłochu i
szukali swoich jakże niezbędnych rzeczy.
- Mogę cię
na chwilę porwać? – zapytał George podczas śniadania, które samotnie zajadałam.
- Co się
stało? – zapytałam siadając na jego łóżku.
Krążył
przede mną w zawrotnym tempie. Co jakiś czas przygryzał wargi, co oznaczało, że
się denerwuje. Z każdym kolejnym krokiem moje serce przyspieszało. Co chce powiedzieć?
- George!
Mów!
- Dobrze.
To znaczy, chciałbym tylko mieć pewność, że za jakiś tydzień nie dowiem się, że
znowu zerwałaś.
Przemyślałam
to co powiedział. Ułożyłam to sobie w głowie i spojrzałam na niego z uśmiechem.
- Nie, nie
dowiesz się. Nie planuję z nim zrywać. Przynajmniej na razie
Wypuścił
powietrze z płuc z udawaną ulgą.
- Cieszę
się!
Mimo to
wciąż przygryzał wargę patrząc na mnie. Taki długi grymas mógł znaczyć tylko jedno…
boi się czegoś. Martwi się moją reakcją. Jej…,
znam go doskonale!
- George. –
zaczęłam cicho. – Coś jeszcze się stało, prawda? Powiesz mi?
- Możesz mi
coś obiecać?
-
Oczywiście. Co tylko zechcesz. O co chodzi? – dopytywałam coraz bardziej
zdenerwowana.
- Chcę mieć
tylko pewności. To znaczy… Och, chciałbym wiedzieć, czy po tym wszystkim nadal
zostaniesz ze mną w kontakcie?
- George…
proszę. O czym ty w ogóle mówisz? Oczywiście, że nadal będziemy w kontakcie!
Zupełnie nie wiem, jak obaj z Fredem możecie być tak niepewni siebie w tej
kwestii.
- On jest
pewny. On jest tym bardziej zaradnym bliźniakiem. Wiesz, więcej pewności siebie
otrzymał on, a mi trochę ubyło.
Zaśmiałam
się. Wstałam i przytuliłam go do siebie. O ile to w ogóle było możliwe, bo jak
mogłabym przytulić kogoś tak ogromnego? Lepszym określeniem będzie: wtuliłam
się w niego.
- Tylko nie
zapomnij do mnie pisać. – zaśmiałam się znowu.
- Nie
zapomnę. Wiesz, ja muszę uciekać na Pokątną, także nie odprowadzę was na
dworzec. Zajmie się tobą Fred. Myślę, że mogę mu cię powierzyć.
- Tak, też
tak myślę. Damy sobie radę. Więc do wakacji, prawda?
- Niestety,
do wakacji. Trochę długo, ale pewnie nie dam rady wpadać do Hogsmeade.
- Domyślam
się. Szkoda, będzie mi ciebie brakowało.
Oderwałam
się od niego, ale on nie chciał mnie puścić, więc spojrzałam mu w oczy ze
zdziwieniem.
- Będę
tęsknił, mała Hermiono. – powiedział niesamowicie poważnie patrząc mi w oczy.
A potem
zrobił coś, co było tak niespodziewane, że nie zdążyłam temu zapobiec.
Pocałował mnie w kącik ust, zrobił to tak niesamowicie, że jeszcze długo stałam
wpatrzona w otwarte drzwi, którymi wybiegł, po tej chwili słabości. Nim się
otrząsnęłam minęła dłuższa chwila. Nie,
on nie może… Nie powinien..
- Hermiono,
tylko na ciebie czekamy! – zawołała z dołu pani Molly.
- Och, idę!
Kilka chwil
później stałam na dworcu przed pociągiem do Hogwartu.
- Do
widzenia, pani Molly. Proszę się nie martwić o Rona i Ginny. Postaram się nimi
zająć. – powiedziałam ściskając panią Weasley.
- Och,
dziękuję, Hermiono, choć oni nie sprawiają takich problemów jak bliźniacy. –
zaśmiała się cicho.
- Do
widzenia, panie Arturze! – krzyknęłam machając ręką do odchodzącego pana
Artura.
- Cóż.
Znowu się żegnamy… - zaczął Fred chwytając mnie za ręce. – Będę tęsknić, mała.
- Ja też,
duży. – uśmiechnęłam się. – Do zobaczenia w Hogsmeade. Napiszę o pierwszym
wypadzie, gdy tylko się dowiem. Obiecasz, że nie znajdziesz sobie żadnej innej,
ciekawej czarownicy, podczas mojej nieobecności?
- Och, nie
wiem. Jest tyle pięknych kobiet w mojej okolicy… Tyle przychodzi do sklepu i
zupełnie nie wiem, czy będę w stanie się im oprzeć.
Spojrzałam
na niego z wyrzutem.
- Kochanie,
żartuję! Kocham cię i nie znajdę innej. Tylko nie zapomnij do mnie wrócić.
- Postaram
się.
A potem
nastąpił długi, romantyczny pocałunek, który z żalem przerwałam nawoływana
przez Harry’ego.
Wbiegłam do
pociągu i od razu przywarłam do otwartego okna.
- Pa, Fred.
Kocham cię!
Machałam
jeszcze kilka chwil, aż pociąg nie wjechał w zakręt, co skutecznie zmusiło mnie
do wejścia do przedziału.
- Och… Mam
nadzieje, że ten semestr będzie lżejszy niż poprzedni. Co myślicie? – zapytałam
przyjaciół.
- Jasne,
już to widzę. – mruknął Ron patrząc w stronę okna rozmarzonym wzrokiem. – Na
pewno na szóstym roku kiedykolwiek będzie lżej!
Droga do
Hogwartu zleciała nam bardzo szybko. Za oknem już zaczęło ciemnieć, a na
korytarzach rozpętał się szum spowodowany oczywistym podnieceniem przed
kolejnym semestrem w Hogwarcie. Wyszliśmy z pociągu i przez zaspy brnęliśmy w
stronę powozów. W strasznie zimnym, styczniowym powietrzu, każdy otulał się
szczelniej swoim zimowym szalikiem.
Po uczcie
wieczornej przybyli uczniowie ruszyli do Pokojów Wspólnych i poszli spać
zmęczeni całodniową jazdą w pociągu. Tylko ja zostałam przy stoliku z piórem w
dłoni nad rozłożonym pergaminem.
- Do kogo
piszesz? – zapytał Harry przeciągle ziewając.
- Ach, chcę
coś wyjaśnić. Dobranoc, Harry!
George,
Mam szczerą nadzieję, że to do czego doszło
w Twoim pokoju, było kwestią przypadku. Proszę, nie psuj przyjaźni i nawet
jeśli będziesz musiał, to okłam mnie. Proszę, powiedz, że to przypadek i nie
powinno do niego dojść. Niech to zostanie między nami, bo wiadome jest to, że
zniszczyłoby to nie tylko naszą przyjaźń.
Hermiona
Wysłałam
list i siedziałam przed kominkiem rozkoszując się ciepłem. Nie potrafiłam
pozbyć się George’a z mojej głowy. Wciąż miałam przed oczami jego poważną minę
i tą zagryzioną wargę, która chwila później znalazła się tak blisko mojej. Nie mógłby, prawda? Nie mógłby! Wciąż
zadawałam sobie to pytanie i wciąż sama sobie na nie odpowiadałam. Mantra?
W kominku
tańczyły płomienie, które skutecznie przyczyniły się do tego, że moje powieki
zaczęły opadać. Zasnęłam z błąkającym się po moich myślach obrazem George’a.
Obudziło mnie ciche pohukiwanie sówki, która wylądowała tuż obok mojej dłoni.
Za oknem już świtało, a mi było strasznie zimno. W całym pokoju panował niemiły
chłód. Zapewne otwarte okno i pusty kominek nie sprzyjały wyższym temperaturą.
Tak, to był przypadek. Na pewno tylko
przypadek… W każdym razie niech to zostanie między nami po prostu o tym
zapomnijmy! To nie ma wpływu na naszą przyjaźń! Nie może mieć. Zapomnij,
Hermiono.
Zgniotłam
kartkę i rzuciłam w stronę kominka. Gdy tylko kartka dotknęła popiołu, ten
zniknął i pojawiły się drewka, które chwilę później zajęły się ogniem. Kartka
spłonęła wraz z pamięcią o niedoszłym pocałunku.
Mimo, że
usiłowałam usunąć z myśli tą chwilę słabości ze strony George’a, wciąż nie
mogłam pozbyć się myśli o tym dlaczego to zrobił. Dlaczego to zrobił?! Dlaczego teraz? Dlaczego nie powiedział? Dlaczego
nie zauważyłam? Obok tych niesamowicie często przewijających się pytań
błądziły też myśli o tym, czy…? Po
pierwsze, przecież mam chłopaka! Po drugie, mam chłopaka, który jest jego
bratem! Po trzecie, mam chłopaka, który jest jego bratem BLIŹNIAKIEM! Przecież
oni potrafią coś takiego wyczuć! Czy to możliwe? Czy to nie jakaś ironia, że
Weasley’owie, tak na mnie reagują?! Ron… nie przyjaciel, bo oczekuje czegoś
więcej. Fred, przecież go kocham! George… przecież też go kocham, ale jak
brata, przyjaciela!
MANTRA: Nie mógłby! Nie mógłby! Nie
mógłby!
Chyba za dużo myślę. Zdecydowanie za
dużo myślę! W takim momencie chciałabym wrócić na chwilę do cudownego
lekarstwa pani Molly, które tak skutecznie potrafiło oczyścić mój umysł. Nie
miałam takiej możliwości, więc… MYŚLAŁAM!
Cały wolny czas spędzałam na
uciekaniu od tego zajęcia. Nie było innej możliwości. Zatracałam się bez
pamięci w książki. Tylko one potrafiły mnie uspokoić i uciszyć mój krzyczący
umysł.
- Jak
pierwszy tydzień po powrocie? – zapytał Fred, gdy moje głowa pojawiła się w
płomieniach w jego kominku.
- Och, jest
w porządku. Trochę nauki, ale konsekwentnie wszystko odrabiam, więc nie mam
zaległości. A jak skl..?
I właśnie
wtedy obok Freda przyklęknął jego brat bliźniak. Odetchnęłam cicho.
- Ok.? –
zapytał Fred widząc moją reakcję.
- Och, tak!
Myślałam, że ktoś idzie, ale jest w porządku. Więc, jak wam idzie w sklepie?
- Całkiem
dobrze… - zaczął Fred.
- Mamy nową
pracownicę… - dokończył George idealnie udając, że nic się nie dzieje. –
Całkiem miła i przyjazna dziewczyna.
- Może się
umówisz? – zapytałam z uśmiechem.
-
Próbowałem. Nie chciała. Ma ochotę na Freda.
- Serio? –
zapytałam Freda.
Chłopak
spłonął rumieńcem i zaśmiał się cicho.
- Szkoda,
że mam inną. Na prawdę jest całkiem ładna. Że też jestem tak nieziemsko
przystojny… - pożalił się Fred mierzwiąc swoje potargane, ciut za długie włosy.
- Och, nie
zapominaj, że ja jestem tym przystojniejszym! – wtrącił George z zawadzkim
uśmiechem idealnie naśladując odruch brata.
- Jakież wy
macie problemy! Nie wiem jak możecie spać po nocach! Toż to okropne, co
mówicie! A jakie ja mam szczęście! Patrzę teraz na dwa bożyszcza i wprost nie
wiem jak będę w stanie zasnąć dzisiejszej nocy. – powiedziałam ironicznie,
uśmiechając się do nich.
~~~
Czytasz? Skomentuj! :)
Dzięki, W.