Rozdział 5.
Do końca wakacji został tydzień.
Jeden, krótki tydzień. Tylko tyle miałam czasu na spędzenie jakiś fajnych chwil
z Fredem.
Dziś
chłopcy wybrali się na jakiś długi spacer, a ja wraz z Ginny zostałyśmy w domu.
Pomagałyśmy pani Weasley i plotkowałyśmy o Tonks i Remusie.
- Mylisz,
że wezmą ślub? – zapytała Ginny.
- Nie mam
pojęcia. Przecież są razem dopiero rok, mają jeszcze czas, nie sądzisz?
- Może, ale
widać jak się kochają. Może pobiorą się szybciej. Byłoby fajnie.
- Wiem, Ginny
jak bardzo lubisz śluby, ale nie postrzegaj wszystkich jako potencjalne pary
przed ołtarzem, co?
- Oj, ale
sama przyznaj, że byłoby fajnie gdyby…
- Hej,
sowy! – przerwałam jej pokazując na okno.
Faktycznie
leciały dwie sowy.
- Zdałam! –
krzyknęłam, gdy już otworzyłam przesyłkę.
-
Wiedziałam, ty zawsze zdajesz! – Ginny uściskała mnie przyjaźnie. – Ciekawe jak
reszta.
- Fred… -
wyrwałam się z objęć Ginny i ruszyłam do wyjścia z domu.
Gdy tylko
znalazłam się na zewnątrz usłyszałam krzyki podniecenia i ujrzałam biegnącego w
moją stronę wysokiego rudzielca. Fred podbiegł porwał mnie w objęcia i obrócił
się wraz ze mną wokół własnej osi.
- Zdałem,
rozumiesz? Zdałem! Wszystko dzięki tobie! Nawet nie wiesz jak się cieszę!
Hermiono, jesteś najwspanialszą, najlepszą, najcudowniejszą dziewczyną na
świecie! – krzyczał wciąż trzymając mnie w ramionach. – Dziękuję, dziękuję!
Uwielbiam cię, naprawdę cię uwielbiam!
- Fred, tak się cieszę! Niesamowite! Jestem z ciebie taka dumna! Mój mały, zdolny
uczeń! – potargałam mu odrobinę już i tak mocno rozczochrane włosy.
Fred
postawił mnie na ziemi i spojrzał w oczy. Momentalnie cały świat przestał dla
mnie istnieć. Był tylko on i tylko ta krótka chwila. Motylki pojawiły się w
wiadomym miejscu. Serce przyspieszyło, jakbym co najmniej przebiegła maraton.
Cały świat, wszyscy ludzie poznikali. Był on, jego oczy i usta, które zbliżały
się do moich. Po moim ciele przebiegł prąd, zrobiło mi się gorąco. Modląc się,
aby ta chwila okazała się wstępem do naszego opowiadania obserwowałam Freda.
Jego usta były już tak blisko. Stałam się głucha na całą otaczającą nas rzeczywistość
i oddałam się w całości długiemu, namiętnemu pocałunkowi, zapominając o
wszystkim. Wciąż powtarzając w myślach modlitwę trwałam w chwili oderwania od
rzeczywistości. Niech to będzie początek,
początek pełen nadziei i pewności, że będzie cudownie. To nie może być
zakończenie tej historii.
Po jakimś
czasie, nie mam pojęcia jakim, Fred oderwał się ode mnie, a ja wreszcie
uświadomiłam sobie, gdzie jestem. Serce wciąż biło znacznie szybciej, oddech
również przyspieszył. W końcu do moich uszu dobiegł dźwięk głośnych oklasków.
Szeroko otwartymi oczami patrzyłam w uśmiechające się do mnie oczy Freda. A
potem ujrzałam niesamowicie duży uśmiech George’a i usłyszałam gdzieś za mgłą:
- Brawo,
bracie, nareszcie!
Rozejrzałam
się niepewnie dookoła. Ginny uśmiechała się i klaskała, Harry stał obok i
pokazał mi kciuk do góry, co najpewniej znaczyło, że jest przeszczęśliwy. Ron
stał z boku. Zupełnie nie pasował do obrazu, który się przede mną rozpościerał.
Miał zaciętą minę i wściekłe spojrzenie, którym wodził po mnie, a potem po
swoim bracie. Długo zatrzymał się na naszych splecionych dłoniach, a potem
pognał w stronę małego lasku. Postanowiłam nie zaprzątać sobie nim myśli.
Ignorowałam
teksty George’a cały dzień. Oczywiście mścił się na mnie za to, że tak zareagowałam
na pocałunek Freda. Czy to moja wina, że
on tak na mnie działa?
- Muszę ci
podziękować. – powiedział do mnie Fred, łapiąc mnie od tyłu za ramiona. –
Wybierzesz się dzisiaj ze mną na piknik? Nad jezioro na przykład?
- Jasne. Ale,
Fred, nie musisz mi dziękować. Zrobiłabym to dla każdego.
- Wiem, ale
ten piknik może być naszą pierwszą randką. Co myślisz?
- Ach, tak,
myślę, że to bardzo dobry pomysł.
Po południu
wybraliśmy się, więc nad jezioro. Fred w trackie drogi chwycił mnie za rękę, a
mi kompletnie to nie przeszkadzało. Teraz czułam, że przeszkadzałoby mi
jedynie, gdyby tego nie zrobił. Jakby wcześniejsze spacery z Fredem nic nie
znaczyły, bo nie odbywały się przy splecionych dłoniach.
- Wiesz,
co, mała? Jakoś inaczej idzie się z tobą teraz, niż wtedy w szkole, gdy mnie
uczyłaś. – zaczął nieśmiało Fred.
- Gorzej?
- Nie,
raczej lepiej. Ale trudno uwierzyć, że te spacery w szkole w ogóle się
odbywały. To było jakby w innym życiu. Teraz jest o wiele, wiele lepiej!
- Cieszę
się. – ścisnęłam mu odrobinę bardziej dłoń.
Kilkaset
kroków dalej, znajdowała się mała plaża, na której niedawno się opalałam. Fred
rozłożył koc, a z koszyka powyjmował różne smakołyki. Po szybkim i bardzo
smacznym posiłku, położyłam się na kocu i patrzyłam w poróżowiałe niebo.
Fred
położył się obok mnie. Złapał za rękę i spojrzał tam, gdzie ja.
- Piękne to
niebo. – powiedziałam cicho, bojąc się, że zniszczę tą cudowną magiczną
atmosferę.
- Nie. Znam
piękniejsze widoki.
- Fred,
przecież jest przepiękne!
- Nie tak
jak ty.
Spojrzałam
na niego szeroko otwartymi oczami. Powiedział
to.
- Tak
myślisz?
-
Oczywiście. Jesteś piękniejsza niż wszystkie zachody i wschody słońca razem
wzięte. Powiem więcej. Ty sama jesteś jak słońce. Rozświetlasz wszystko na
około. Taki mój mały promyk nadziei.
- Nie
wiedziałam, że jesteś takim romantykiem. Nigdy bym się tego po tobie nie
spodziewała.
Pochylił
się nade mną. Spojrzał mi głęboko w oczy i uśmiechnął się.
-
Zawiedziona?
-
Zachwycona! – powiedziałam podnosząc się odrobinę i składając na jego ustach
pocałunek.
Z początku zwykły, niewinny
pocałunek z czasem zmienił się w namiętny i długi, najbardziej romantyczny i
najsłodszy pod słońcem całus. Fred całował jak marzenie. Mimo, że nie miałam
zbyt dużego porównania, bo przecież wcześniej całowałam się tylko z Wiktorem,
to wiedziałam, że przygniatającego mnie w tej chwili Freda nie zamieniłabym na
żadnego innego chłopaka na tej ziemi.
~
Z coraz
większym żalem odliczałam dni do wjazdu do Hogwartu. Fred usiłował mnie chyba jak
najdłużej zatrzymać w Norze, bo co rano budziłam się w bukiecikiem świeżo
zerwanych kwiatków na stoliku nocnym. Sama nie wiem jakim cudem codziennie je
zrywał, bo sam uwielbiał spać, a przecież ja wstawałam wyjątkowo wcześnie. Z
Fredem spędzałam praktycznie całe dnie. Chodziliśmy na bardzo długie spacery i
rozmawialiśmy o wszystkim. Poznawałam go coraz lepiej i było mi z tym cudownie.
Codziennie dowiadywałam się o nim czegoś nowego. Z czasem nie wyobrażałam sobie
dnia bez niego. Jak przewidział zostaliśmy parą.
- Hermiono,
wiesz, jaka jesteś dla mnie ważna, prawda? – zapytał pewnego wieczoru, gdy
siedzieliśmy przed domem i obserwowaliśmy gwiazdy.
-
Oczywiście, pewnie tak jak ty dla mnie.
- Chciałbym
mieć pewność, że zostanę dla ciebie tak ważny na dłuższy czas.
- Fred, o
co chodzi?
- Zostań…
zostań moją Hermioną. Zostań moją dziewczyną. Na dobre i na złe. Zostań ze mną…
przy mnie.
Zdziwienia
jakie mnie wtedy ogarnęło nie da się opisać. Z szeroko otwartymi oczami
wpatrywałam się w zdenerwowanego Freda.
- Fred…
- Nie.
Powiedz tylko tak, czy nie.
- T.. tak.
– wyjąkałam z uśmiechem.
A ostatniego dnia przed wyjazdem do
Hogwartu coś sobie uświadomiłam.
Pakowałam
się właśnie, jako jedyna w tym domu, i z uśmiechem wspominałam wszystkie
cudowne chwile spędzone w Fredem. I właśnie wtedy po raz pierwszy od tak dawna
przypomniałam sobie o Tym- Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Ogarnęła mnie
ogromna rozpacz, bo przecież Harry i Ron mieli moje słowo, że jeśli kiedyś,
gdzieś pojadą, czy będą potrzebować jakiejkolwiek pomocy, to im pomogę. Nie może mnie pokochać. Pomyślałam
pakując nasze wspólne zdjęcie. Nie
pozwolę, żeby przeze mnie cierpiał. Nie pozwolę, żebyś mnie kochał w trakcie,
gdy ja cię zostawię i poświęcę się dla ratowania świata. On nie może mnie
pokochać! Nie może!
Tak też
ostatniego dnia pobytu w Norze chodziłam przybita i nie zdolna do prowadzenia
jakiejkolwiek rozmowy.
- Coś się
stało, mała? – zapytał mnie przy kolacji George.
- Nie, nie,
wszystko jest dobrze. – skłamałam szybko.
- Na pewno?
Nie jesteś zbyt rozmowna.
- Po prostu
denerwuję się szkołą.
- No nieee…
Przecież jeszcze masz wakacje! Ostatni dzień, ale jednak!
- Wiem. Po
prostu tak jakoś… Nie umiem tego wytłumaczyć.
-
Idziemy nad jezioro? – zapytał Fred uwalniając mnie od tłumaczenia się
George’owi.
- Tak.
Możemy iść.
Na spacerze
też byłam zdecydowanie bardziej milcząca, ale Fred zdawał się być taki sam. Na
pewno czymś się martwił, ale nie chciałam wiedzieć czym. Bałam się tego.
- Muszę ci
coś powiedzieć. – zaczął chwytając mnie za ramię i zmuszając do zatrzymania.
- Co
takiego?
- Coś
ważnego. Bardzo ważnego.
~~~
Wiem, akcja rozgrywa się szybko! Przepraszam, jeśli komuś to przeszkadza, ale nie lubię, gdy całe opowiadanie ma masę rozdziałów i właściwie nie wynika z nich nic konkretnego... :D
Cóż, mam nadzieję, że choć trochę się podoba, przyjmę wszystkie opinie.. I te dobre i te złe.
Czytasz? Skomentuj! :)
Cuuudny rozdział :D Coś czuję, że nie wytrzymam za długo, dopóki się nie dowiem, co Fred chciał powiedzieć Mionie xD No i super, że są razem, i to było takie słodkie, jak ją zapytał, czy zostanie jego dziewczyną >3< No i sama nie wiem, co jeszcze napisać, w tym rozdziale z tego, co przeczytałam, nie była ani jednego błędu, także wielkie brawa dla Ciebie, bo kiedy ktoś robi nawet dość małą ilość błędów, to ciężej się to czyta ;/ No i fajnie, że tak szybko rozgrywa się akcja, mnie też nudzą blogi, w których przez średnio 10-20 rozdziałów nie dzieje się nic konkretnego pomiędzy głównymi bohaterami xD Dobra, to chyba tyle, także pozdrawiam i życzę dużo, dużo weny, Maja :)
OdpowiedzUsuńczekałam calutki tydzień i codziennie zaglądałam, czy przypadkiem nic nie wrzuciłaś :D
OdpowiedzUsuńale muszę powiedzieć, ze rozdział zaspokoił moje oczekiwania :) naprawdę, piszesz świetnie i mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie dłuuuugi :D
pozdrawiam serdecznie i weny życzę <3
I kolejny cudowny rozdział :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Cię dziewczyno! :)
Szkoda tylko, że taki krótki... no ale trudno, najważniejsze, że jest! :)
Nie mogę się doczekać kolejnego! :)