Rozdział 6.
Och, nie… Opanuj się i wymyśl szybko jakiś
inny temat! Nie może ci tego powiedzieć, nie może! Przecież nie zapomnisz o tym
i o nim, gdy to usłyszysz! Opanuj się! Po prostu się opanuj! Pamiętaj, że on
też będzie cierpiał, a nie może! Nie może przez ciebie cierpieć!
- Wiesz,
może później, dobrze. Zapomniałam czegoś spakować, a to też bardzo ważne.
Porozmawiamy trochę później, dobrze? – wypaliłam zrywając się w stronę domu.
Fred z
niezadowoleniem odprowadził mnie wzrokiem, a ja pobiegłam co sił w nogach do
domu.
Schowałam
się w pokoju i pod pretekstem zmęczenia nie zeszłam już w ogóle. Położyłam się
spać, ale długo nie mogłam zasnąć. Dlaczego
teraz? Dlaczego akurat teraz, kiedy dzieje się tak źle. Dlaczego teraz musiałam
się zakochać? Zakochać.. och, nie bądź śmieszna. Dlaczego teraz musiałam go
pokochać? Merlinie, Hermiona Granger KOCHA Freda Weasley’a. Cóż za ironia losu.
Jak to w ogóle możliwe? Chciałabym tutaj zostać. Z nim, tak na zawsze.
Zapomnieć o Voldemorcie. Dać sobie spokój z pomocą Harry’emu. Zapomnieć i być
tylko z nim. Niemożliwe.
Gdy mój zegarek wskazywał
północ, a Ginny głośno oddychała na łóżku obok, zeszłam na dół. Usiadłam przy
stole i po prostu płakałam patrząc na to całe pomieszczenie. Oddałabym wszystko, żeby tu zostać. Miałabym
pewność, że on o mnie nie zapomni. Że nie będzie przeze mnie cierpieć.
Mój cichy
szloch był prawie niesłyszalny, jednak w pewnym momencie usłyszałam czyjeś
ciche westchnienie. Otarłam oczy dłonią i spojrzałam w kierunku schodów.
- Co się
dzieje? – zapytał sennym głosem George.
Nie patrzył
na mnie, tylko na wpół otwartymi oczami wodził po stole. Nie widział, że
płaczę. Może lunatykował?
- Nic. Co..
co tu robisz? – zapytałam siląc się na obojętny ton.
- Płakałaś?
– zapytał patrząc na mnie z przerażeniem i zbudził się całkowicie podchodząc do
mnie.
- Nie. –
zaśmiałam się cicho. – Coś mi wpadło do oka, to nic takiego. Więc, co tutaj
robisz?
-
Przyszedłem się napić. I trochę odpocząć. Fred jakoś podejrzanie głośno
chrapie.
- Fred
chrapie? Serio?
- Tak,
jasne, że chrapie. Nigdy mi to nie przeszkadza, sam podobno też chrapie, ale
dzisiaj mnie denerwuje. Czekolady? – zapytał podchodząc do kuchenki.
- Poproszę.
Jakoś nie mogę spać.
- To zawsze
pomaga. Uważaj, ciepłe.
- Dziękuję.
- I jak
przed powrotem do szkoły? Cieszysz się?
- Sama nie
wiem. – zawahałam się. – W tym roku jakoś nie potrafię pogodzić się z końcem
wakacji. Nie wiem co to takiego, ale nie mam ochoty tam jechać.
- Hm, Fred,
co?
- Nie wiem.
Niby jesteśmy razem, niby wszystko jest idealnie, ale przecież to aż dziesięć
miesięcy.
- Ale są
święta i wasze wypady do Hogsmeade. Na pewno się tam spotkacie.
- Jasne,
ale to i tak mało czasu. Będę za nim tęsknić. Nie chcę tam wracać, George. Nie
chcę. – wyszeptałam przełykając łzy.
- Musisz,
nie? Ja na twoim miejscu nie zastanawiałbym się, tylko rzucił szkołę, ale ty
nie, ty jesteś stworzona dla wyższych celów.
- Nie
żartuj. Nie mogę rzucić szkoły, ale wiesz, bez was ta szkoła nie będzie taka
sama. Będzie inna, spokojniejsza.
- Wiem,
wiem, większych żartownisi ze świecą szukać. Będziesz miała mniej problemów z
odejmowaniem nam punktów, jako prefekt.
- Ale będę
tęsknić. Obiecaj, że czasem napiszesz. Cokolwiek się stanie, obiecaj.
- Napisze i
przypilnuje Freda, żeby również pisał. Nie zapomni.
- Dzięki.
Miłe pocieszenie.
Po kilku
godzinach od tej rozmowy obudziły mnie krzyki pani Molly. Jakaś powtórka z zeszłego roku?
- RON!
Gdzie twój sweter?! RON, SWETER! Ginny, tu mam twoje buty! Pakuj je!
- Co roku
to samo. – mruknął do mnie Fred, gdy jako jedyna spokojnie siedziałam jedząc
śniadanie.
- Nie wiem,
dlaczego nie macie nauczki, skoro co roku dzieje się to samo.
- Nikomu
się nie chce. Zabierać jeden dzień wakacji? No gdzie?
- Tak,
lepiej rano spóźnić się na pociąg,
prawda?
- W tym
roku mogłabyś się spóźnić. Tak o dziesięć miesięcy, najlepiej. – wyszeptał
porywając mnie w objęcie.
Znów czułam
ten niesamowity zapach jego ciała, gdy był tak blisko.
Pół godziny
później stałam przed domem z kufrem obok siebie. Czekałam, czekałam i czekałam,
a szanowni Weasleyowie wciąż biegali po domu w poszukiwaniu swoich rzeczy.
- Czy oni
wreszcie kończą? – zapytałam z nadzieją wychodzącego z domu Freda.
- Jeszcze
chwila. Przynajmniej tak mówi mama. Geroge! Choć tu!
Odeszłam
kawałek, aby dać bliźniakom chwile spokoju. Spojrzałam na jezioro, które teraz
było tak daleko. Dosłownie i w przenośni. Będę
tęsknić. Bardzo.
Na dworzec
zajechaliśmy o godzinie 10:45. Mieliśmy więc całe 15 minut, aby dorwać się do
pociągu. W biegu przez zatłoczony peron towarzyszył mi Fred pchający przed sobą
wózek z moim kufrem. Równo 5 minut przed odjazdem zapakowałam kufer do pociągu
i wyszłam się pożegnać. Objęła mnie pani Weasley, pan Artur i George. Na końcu
ze smutkiem podeszłam do Freda.
- Miałem ci
coś powiedzieć. – wyszeptał tuląc mnie do siebie.
PIERWSZY GWIZDEK.
- Nic nie
mów, możesz żałować.
- Więc
zapytam cię o coś... Co by było, gdybym cię kochał?
Moje serce
zamarło. Stałam uparcie tuląc się do niego i nie zamierzałam spojrzeć mu w
oczy. Powoli odliczałam sekundy. Przełykałam łzy i udawałam, że jego koszulka
ma w sobie coś, co nie pozwala mi się odkleić.
- Hermiono?
– zapytał odsuwając mnie od siebie.
Na pewno,
gdyby wiedział, co chce mu powiedzieć nie zrobiłby tego. Wolałby tego nie
słyszeć. Ale ja musiałam to zrobić. Dla jego własnego dobra, dla pewności, że
nie będzie mnie kochać, gdy ucieknę z Harrym i Ronem w pogoni za Voldemortem. Dobrze robisz, Hermiono, powinnaś to zrobić.
Nie będzie cierpiał. Może tylko chwilę, ale potem będzie dobrze. Zrób to póki
możesz.
- Nie
kochasz mnie. Nigdy bym nie uwierzyła, że jesteś w stanie pokochać kogoś
takiego jak ja…
DRUGI GWIZDEK. Jeszcze dwie minuty i pociąg
odjedzie.
- … Nigdy
nikogo nie kochałeś, a ja nie będę tą pierwszą. Nigdy nie uwierzę, że mnie
kochasz, słyszysz? Ty nie potrafiłbyś pokochać mnie. Nie jesteś do tego zdolny.
Proszę, Fred! To ja, Hermiona, Panna – Wiem – To - Wszystko! Jak mógłbyś mnie
kochać? Nie możesz… Nie potrafiłbyś, a ja nie potrafiłabym uwierzyć. Nigdy.
TRZECI GWIZDEK.
Spojrzałam
w jego pełne żalu i smutku oczy, odwróciłam się na pięcie i wciąż powstrzymując
łzy wbiegłam do pociągu. Wyglądając przez okno widziałam tylko rudą czuprynę
znikającą w tłumie innych osób, wtedy jeszcze nie wiedziałam, że moje serce
odchodzi wraz z przepychającym się w stronę wyjścia Fredem.
~~~
No to kolejny rozdział za nami :)
Mam nadzieję, że choć trochę Wam się spodoba i nie znienawidzicie mnie kompletnie za to rozstanie :)
Czytasz? Zostaw komentarz! :)
Ale... ale... ale jak to D:?! Jak ona mogła mu coś takiego powiedzieć :C? Rozumiem, że Voldemort, że Harry, że Ron, no ale mogła mu też powiedzieć, że go kocha i w ogóle... Ale rozumiem, ze tak miało być, że to część fabuły... Jednak mi przykro, że tak wyszło ;-; Najgorzej będzie, jeżeli ona będzie później chciała go przeprosić, a on uniesie się dumą i ją oleje ;-; No ale to już moje prywatne przemyślenia, a rozdział oczywiście cudny :3 I nie znienawidzę Cię, pewnie jeszcze się im jakoś ułoży : D [mam nadzieję XD] A u mnie nowego rozdziału ni ma, więc nie mam czego chamsko zareklamować xD Weny, weny, weny i ogólnie pozdrawiam, Maja :D
OdpowiedzUsuńczytam jak zawsze!
OdpowiedzUsuńjeju, to takie strasznie smutne ;-; jak ona mogła mu to powiedzieć? ale pewnie, że Cię nie znienawidzę! ale mam nadzieję, że szybko się zejdą :3
weny życzę!