Rozdział
4.
Punkt o godzinie szóstej rano
staliśmy przed Norą.
- Ok., Hermiona idzie pierwsza.
Cicho przejdź po schodach i leć do łóżka. – powiedział George.
Szybko i bardzo cicho przemknęłam na
samą górę. Uchyliłam drzwi. Ginny spała. Wślizgnęłam się do łóżka i od razu
zasnęłam.
- Hermiono, wstawaj, już dziewiąta. Mama się denerwuje. –
szturchała mnie Ginny.
- Och, nie… - powiedziałam podnosząc się z łóżka.
Zwlekłam się na dół uprzednio
zmieniają ubranie. W kuchni była pani Weasley i chłopcy. Bill i Ron zawzięcie o
czymś dyskutowali, posłałam im słaby uśmiech i usiadłam do stołu. Bliźniacy
siedzieli i wyglądali jakby zaraz mieli zasnąć. Sama walczyłam z tym, żeby
pamiętać, że po mrugnięciu otwiera się oczy.
Cały dzień wlókł mi się
niemiłosiernie. Chciałam położyć się spać. Bliźniacy wyglądali podobnie. Co
chwilę przysiadali i odpływali w marzenia.
Wieczorem pani Weasley poprosiła
mnie o pomoc przy kolacji.. To był najgorszy okres dzisiaj. Musiałam udawać i
powstrzymywać ziewanie. O dwudziestej drugiej oczy bolały mnie tak, że zamykały
się same. Siedziałam na kanapie i piłam czekoladę.
- Co ci jest? - Zapytał mnie w
pewnej chwili Ron patrząc na mnie podejrzanie.
- Nic! – odpowiedziałam wyrwana ze
stanu otępienia. – Chce mi się spać. To wszystko.
- Aż tak?
- Nie. Nie spałam za dobrze w nocy.
– powiedziałam ziewając przeciągle.
- To może idź spać. Rano pogadamy..
Poczłapałam do siebie. Wzięłam szybki
prysznic i już leżałam w łóżku. Zasnęłam w przeciągu minuty.
Dni w Norze mijały niesamowicie
szybko i intensywnie. Z nazywania rzeczy po imieniu wszystko wyglądało tak
samo. Cały dzień można było zamknąć w trzech tytułach: intensywny pranek, duża
dawka śmiechu i wolny, długi wieczór. W Norze moje dni były długie. Zawsze
wstawałam razem z panią Weasley. Głównie dlatego, że chciałam jej pomóc. Nie
znosiłam siedzieć bezczynnie, kiedy mogłam coś zrobić, a dodatkowo podziękować
za gościnę. Rano, kiedy pani Molly przygotowywała śniadanie ja zajmowałam się
nakrywaniem stołu, lub budziłam śpiochów. Nigdy nie budziłam bliźniaków. Bałam
się. Nie ich, byli jak bracia, więc nie miała się czego obawiać. Czułam obawę
przed ich pokojem i tym co jest w środku. Nocami z pokoju pod moim łóżkiem
dochodziły różne odgłosy. Nieraz były to zwykłe śmiechu, a innym razem
przeraźliwe wybuchy, które potrafiły postawić na nogi cały dom. Pani Weasley
bała się mnie tam wysłać, więc szła sama lub wysyłała Ginny lub Rona.
W Norze całe życie było beztroskie.
Całe dnie na świeżym powietrzu i wiele innych zajęć w domu.
Na początku sierpnia pani Molly wraz
z panem Arturem zebrali nas wszystkich w kuchni.
- Przenosimy się do domu Syriusza na
cały miesiąc. – zakomunikował pan Weasley.
- Gdzie?! – zapytaliśmy chórem.
- Do Syriusza! Nie pytajcie!
Dowiecie się na miejscu. Aha… Tylko jedno. Nie informujcie Harry’ego! Ma nic
nie wiedzieć. – dodała pani Molly. – Naprawdę dowiecie się więcej na miejscu.
Po długich protestach z mojej strony
w końcu musiałam przystać na zmianę miejsca zamieszkania i na milczenie.
Dziwny dom, w którym się znaleźliśmy
był siedzibą główną Zakonu Feniksa. Wiedzieliśmy mało, głównie to, że
stowarzyszenie zostało powołane do wali z Sami-Wiecie-Kim. Nie informowanie
Harry’ego przysporzyło mi wiele problemów, ale nie myślałam o tym. Całe myśli
pochłaniał niesamowity bałagan panujący w tym domu. Całe dnie sprzątania, a
wieczorem podsłuchiwanie przez Uszy Dalekiego Zasięgu. Nie wiele usłyszeliśmy,
ponieważ pani Molly zadbała o dobre zabezpieczenie drzwi kuchni, gdzie odbywały
się zebrania. Kiedy do kwatery przybył Harry było jeszcze gorzej. Chłopak
strasznie się na nas denerwował i często obwiniał o całe zło. Oczywiście
wszystko wywołane było naszym milczeniem i strachem przed przesłuchaniem. A, bo
Harry został napadnięty przez dementorów. Chcąc nie chcąc musiał sięgnąć po
różdżkę, żeby się obronić. No i skończyło się koniecznością stawienia na
przesłuchanie.
Rano w dzień przesłuchania z
głębokiego snu wyrwał mnie donośny trzask.
- Och.. Ginny nie ma. – przywitał
mnie George.
- I tobie też dzień dobry. –
odparłam z sarkazmem.
- Przepraszam, ale głównie Ginny
szukałem.
- Jasne. Ale skoro już jesteś… Okno
się zacięło. Możesz otworzyć?
- Spoko. - George pociągnął furtkę,
a okno puściło.
- A gdzie masz swoją kopię? Jakoś
tak dziwnie, gdy przychodzisz sam.
- Fred śpi. – zaśmiał się i spojrzał
na mnie. – A ty się martwisz! – zawołał oskarżycielsko.
- Chyba nie dziwne, biorąc pod uwagę
to, że los mojego przyjaciela leży w rękach ministra, który mu nie wierzy w
powrót Sam – Wiesz - Kogo! No i oczywiście Sam – Wiesz – Kto… Nim denerwuję się
najbardziej.
- Sam – Wiesz – Kto sobie poradzi.
Nim się nie musisz martwić. Da sobie koleś radę.
- George, twoje poczucie humoru jest
naprawdę rozbrajające. WOW! – dalej ćwiczyłam się w sarkazmie.
- Ale się uśmiechasz. – zaśmiał się
George. – Więc, mała. Harry?
- Tak! Boję się, że go wyrzucą. Nie
powinni. To by było kompletnie oburzające, ale nie uwierzyli mu w powrót
Sam-Wiesz-Kogo. Mogą się zemścić.
- Mała! Po pierwsze Dumbledore nigdy
nie pozwoli na wyrzucenie swojego ulubionego ucznia. Po drugie on ma zawsze
szczęście i w konsekwencji wychodzi cało ze wszystkich problemów. Nie ma szans,
że go wyrzucą.
- Myślisz? – George rozbudził we
mnie jakieś małe nadzieje.
- Na pewno! Tak będzie. Choć tu, głupolu!
– George porwał mnie w objęcia.
- Nie ma się co martwić! Wszystko
będzie dobrze. Zawsze jest. – szeptał mi do ucha.
Oderwałam się od niego po chwili
zapomnienia i uśmiechnęłam się.
- Dziękuję. – delikatnie pocałowałam
jego policzek.
- W razie problemu wal do mnie jak w
dym, czy jakoś tak. – zaśmiał się cicho. – Do zobaczenia na śniadaniu. – I już
go nie było.
Tak jak mówił George wszystko
skończyło się dobrze. Harry przeżył przesłuchanie i cały wrócił na Grimmauld
Place. Oczywiście rudzielec nie omieszkał przypominać mi o tym, że wtedy tak
panikowałam. Często mówił po prostu:
- Mówiłem! Mówiłem! A ty nie
wierzyłaś! Haa… czasem ja też mam racje.
~
Czas mijał, a nam został już tylko tydzień do rozpoczęcia roku. W
pewien poniedziałek dostaliśmy listy.
Dla odmian w tym roku dostałam aż
dwa listy. W jednym był standardowy spis książek, a w drugim wielkimi literami
walił do mnie tytuł Prefekta. Jak po chwili się okazało Ron również nim został.
- O nie! Kolejni! Georgie! Wiejemy z
tego domu. Za dużo tu Prefektów! – kpił Fred.
W bardzo słoneczne sobotnie południe
wybraliśmy się na Pokątną. Pani Weasley załatwiała swoje sprawy, a my swoje.
- Ok, dużo nowych książek. Najpierw
muszę iść do banku. – powiedziałam mojej małej gromadce.
- My idziemy z tobą! – zawołali
chórem bliźniacy.
- My z Harrym skoczymy do sklepu z
miotłami. – powiedział Ron i pokiwał na koniec.
- Pobiegnę z nimi! – krzyknęła do mnie Ginny i pobiegła dalej.
Rozeszliśmy się w dwie różne strony.
Bliźniacy uwielbiali gobliny. Oczywiście uwielbiali je obserwować. Często się z
nich śmiali, a dodatkowo uwielbiali pędzące wózki.
- One są tak ohydne! – szeptał Geogre.
- Mogliby coś ze sobą zrobić. –
mówił z odrazą Fred.
- Och, dajcie spokój. – wypaliłam
stojąc przed wyjątkowo ohydnym goblinem w okularach na nosie. Mimowolnie się
skrzywiłam.
- Chciałabym wypłacić pieniądze. –
powiedziałam z powagą.
- Oczywiście, czy ma panienka swój
klucz? – zapytał goblin z podejrzaną miną.
- Tak. – podałam klucz wstrętnemu
stworowi, a chwilę później siedziałam w wózku z podejrzanym osobnikiem i
bliźniakami.
Po jakże intensywnych przeżyciach w
banku w trójkę wybraliśmy się do Esów i Floresów. Chłopcy nie potrafili
podzielić ze mną radości na widok nowych książek. Moje zachowanie komentowali
jednak z dużą radością.
- Hermiona i nowe książki… Cóż za
oryginalność. – nawijał Fred.
- Tak, nigdy bym nie wpadł na takie
połączenie. – odpowiedział mu George.
- Idealna para. – dokończył Fred.
Ostatnie zdanie mnie zasmuciło. Nie
dałam tego po sobie poznać, ale poczułam się strasznie. Czy to prawda? Nigdy nie znajdę sobie chłopaka, bo moim przeznaczeniem
jest pochłanianie wiedzy? Czy naprawdę potrzebuję wizyty w księgarni z
bliźniakami, aby to sobie uświadomić? Nie… tak nie może być. Krum nie
postrzegał mnie w ten sposób. Krum? A co on o
mnie wiedział? Znał mnie tydzień, a już zaprosił na bal. Zasmuciłam
się. Muszę się za to zabrać. Jak
najszybciej! Wrócę do Hgwartu odmieniona! Tak zrobię! Znajdę chłopaka, bo
dlaczego nie?
Po zakończonych zakupach w księgarni
odesłałam bliźniaków dalej i wróciłam do rozmyślań. Chodziłam po Pokątnej i
nagle w oczy rzucił mi się pewien sklep: Piękno
czarownicy. Weszłam do środka, a ze wszystkich stron uderzyła mnie masa
różnych produktów. Pył redukujący trądzik
na długo od zaraz, cień powiększający oczy, płyn uwydatniający usta, pył
matujący twarz… Uśmiechnęłam się sama do siebie. Idealnie. Zgarnęłam kilka produktów, szybko zapłaciłam i wyszłam z
produktami schowanymi w torebce, aby uniknąć zbędnych pytań.
Po chwili w znacznie lepszym humorze
wróciłam do moich towarzyszy podróży. Umililiśmy sobie czas w knajpie, a potem
wróciliśmy do domu Syriusza.
~
Tydzień minął bardzo szybko. W
kolejną sobotę bliźniacy zadecydowali, że aby uczcić koniec wakacji, trzeba coś
zrobić. Postanowiliśmy spać w namiocie. Pani Molly po bardzo długich namowach,
zgodziła się. Oczywiście wcześniej wyczarowała nam miejsce w który byliśmy
bezpieczni i niewidoczni dla mugoli.
Noc wlokła się , bo bliźniacy nie dawali nam spać. Ciągle
dyskutowali i wybuchali śmiechem.
- Fred! George! Proszę, idźcie spać!
– wołała do niech Ginny.
- Nie ma szans! – mówił Geogre a
Fred przytakiwał mu ze śmiechem.
- Ech… inny namiot? – zapytał
zrezygnowany Harry.
- Taa.. chyba by się przydał,
szkoda, że go niema! – zawołała Ginny z wyrzutem patrząc na bliźniaków.
- Mam was dosyć! – zawołałam do
śmiejących się bliźniaków.
- Ok., jeszcze chwila, no! – wołał Geogre.
Godzinę później wreszcie udało mi
się zasnąć.
Rano od razu pokierowałam swoje kroki
do domu. Poranne pomoce pani Molly były niemal rytuałem. Następnie postanowiłam
spakować dokładnie mój kufer, aby uniknąć latania godzinę przed odjazdem
pociągu. Usiłowałam namówić do tego innych, ale usłyszałam tylko głośny śmiech.
- Nam to zajmie pięć minut! – śmiał
się Fred.
- Tylko pierwszego września czas
biegnie trochę szybciej, dlatego się spóźniamy. – dopowiedział George.
Rano obudziły mnie przeraźliwe
wrzaski pani Molly. Była szósta rano, a nikt oprócz mnie nie był spakowany. Weasley’owie.. - Pomyślałam.
Zaraz za wrzaskami pani Molly dało
się słyszeć przeraźliwe wrzaski pani Black.
- SZUMOWINY! NĘDZNE KREATURY!
BEZCZESZCZĄ DOM MOJEJ MATKI. A JEDEN TAKI NA TO POZWALA! SZLAMY! BEZMYŚLNE,
NĘDZNE SZLAMY!
Dom
wariatów, pomyślałam.
~~
Czytasz? Skomentuj :)
Pozdrawiam i czekam na opinie :)
Informuję o nowym rozdziale na moim Fremione.
OdpowiedzUsuńhttp://historia-niezwyklej-dziewczyny.blogspot.com/
Zapraszam (:
Przy okazji super rozdział :3 nieoge doczekać sie następnego.
OdpowiedzUsuńciekawi mnie co Hermiona będzie robić w szkole ( prócz nauki)
OdpowiedzUsuńu mnie już rozdział 4, zapraszam