piątek, 18 października 2013

Rozdział 4.

Rozdział 4.

            Punkt o godzinie szóstej rano staliśmy przed Norą.
            - Ok., Hermiona idzie pierwsza. Cicho przejdź po schodach i leć do łóżka. – powiedział George.
            Szybko i bardzo cicho przemknęłam na samą górę. Uchyliłam drzwi. Ginny spała. Wślizgnęłam się do łóżka i od razu zasnęłam.
- Hermiono, wstawaj, już dziewiąta. Mama się denerwuje. – szturchała mnie Ginny.
- Och, nie… - powiedziałam podnosząc się z łóżka.
            Zwlekłam się na dół uprzednio zmieniają ubranie. W kuchni była pani Weasley i chłopcy. Bill i Ron zawzięcie o czymś dyskutowali, posłałam im słaby uśmiech i usiadłam do stołu. Bliźniacy siedzieli i wyglądali jakby zaraz mieli zasnąć. Sama walczyłam z tym, żeby pamiętać, że po mrugnięciu otwiera się oczy.
            Cały dzień wlókł mi się niemiłosiernie. Chciałam położyć się spać. Bliźniacy wyglądali podobnie. Co chwilę przysiadali i odpływali w marzenia.
            Wieczorem pani Weasley poprosiła mnie o pomoc przy kolacji.. To był najgorszy okres dzisiaj. Musiałam udawać i powstrzymywać ziewanie. O dwudziestej drugiej oczy bolały mnie tak, że zamykały się same. Siedziałam na kanapie i piłam czekoladę.
            - Co ci jest? - Zapytał mnie w pewnej chwili Ron patrząc na mnie podejrzanie.
            - Nic! – odpowiedziałam wyrwana ze stanu otępienia. – Chce mi się spać. To wszystko.
            - Aż tak?
            - Nie. Nie spałam za dobrze w nocy. – powiedziałam ziewając przeciągle.
            - To może idź spać. Rano pogadamy..
            Poczłapałam do siebie. Wzięłam szybki prysznic i już leżałam w łóżku. Zasnęłam w przeciągu minuty.
            Dni w Norze mijały niesamowicie szybko i intensywnie. Z nazywania rzeczy po imieniu wszystko wyglądało tak samo. Cały dzień można było zamknąć w trzech tytułach: intensywny pranek, duża dawka śmiechu i wolny, długi wieczór. W Norze moje dni były długie. Zawsze wstawałam razem z panią Weasley. Głównie dlatego, że chciałam jej pomóc. Nie znosiłam siedzieć bezczynnie, kiedy mogłam coś zrobić, a dodatkowo podziękować za gościnę. Rano, kiedy pani Molly przygotowywała śniadanie ja zajmowałam się nakrywaniem stołu, lub budziłam śpiochów. Nigdy nie budziłam bliźniaków. Bałam się. Nie ich, byli jak bracia, więc nie miała się czego obawiać. Czułam obawę przed ich pokojem i tym co jest w środku. Nocami z pokoju pod moim łóżkiem dochodziły różne odgłosy. Nieraz były to zwykłe śmiechu, a innym razem przeraźliwe wybuchy, które potrafiły postawić na nogi cały dom. Pani Weasley bała się mnie tam wysłać, więc szła sama lub wysyłała Ginny lub Rona.
            W Norze całe życie było beztroskie. Całe dnie na świeżym powietrzu i wiele innych zajęć w domu.
            Na początku sierpnia pani Molly wraz z panem Arturem zebrali nas wszystkich w kuchni.
            - Przenosimy się do domu Syriusza na cały miesiąc. – zakomunikował pan Weasley.
            - Gdzie?! – zapytaliśmy chórem.
            - Do Syriusza! Nie pytajcie! Dowiecie się na miejscu. Aha… Tylko jedno. Nie informujcie Harry’ego! Ma nic nie wiedzieć. – dodała pani Molly. – Naprawdę dowiecie się więcej na miejscu.
            Po długich protestach z mojej strony w końcu musiałam przystać na zmianę miejsca zamieszkania i na milczenie.
            Dziwny dom, w którym się znaleźliśmy był siedzibą główną Zakonu Feniksa. Wiedzieliśmy mało, głównie to, że stowarzyszenie zostało powołane do wali z Sami-Wiecie-Kim. Nie informowanie Harry’ego przysporzyło mi wiele problemów, ale nie myślałam o tym. Całe myśli pochłaniał niesamowity bałagan panujący w tym domu. Całe dnie sprzątania, a wieczorem podsłuchiwanie przez Uszy Dalekiego Zasięgu. Nie wiele usłyszeliśmy, ponieważ pani Molly zadbała o dobre zabezpieczenie drzwi kuchni, gdzie odbywały się zebrania. Kiedy do kwatery przybył Harry było jeszcze gorzej. Chłopak strasznie się na nas denerwował i często obwiniał o całe zło. Oczywiście wszystko wywołane było naszym milczeniem i strachem przed przesłuchaniem. A, bo Harry został napadnięty przez dementorów. Chcąc nie chcąc musiał sięgnąć po różdżkę, żeby się obronić. No i skończyło się koniecznością stawienia na przesłuchanie.
            Rano w dzień przesłuchania z głębokiego snu wyrwał mnie donośny trzask.
            - Och.. Ginny nie ma. – przywitał mnie George.
            - I tobie też dzień dobry. – odparłam z sarkazmem.
            - Przepraszam, ale głównie Ginny szukałem.
            - Jasne. Ale skoro już jesteś… Okno się zacięło. Możesz otworzyć?
            - Spoko. - George pociągnął furtkę, a okno puściło.
            - A gdzie masz swoją kopię? Jakoś tak dziwnie, gdy przychodzisz sam.
            - Fred śpi. – zaśmiał się i spojrzał na mnie. – A ty się martwisz! – zawołał oskarżycielsko.
            - Chyba nie dziwne, biorąc pod uwagę to, że los mojego przyjaciela leży w rękach ministra, który mu nie wierzy w powrót Sam – Wiesz - Kogo! No i oczywiście Sam – Wiesz – Kto… Nim denerwuję się najbardziej.
            - Sam – Wiesz – Kto sobie poradzi. Nim się nie musisz martwić. Da sobie koleś radę.
            - George, twoje poczucie humoru jest naprawdę rozbrajające. WOW! – dalej ćwiczyłam się w sarkazmie.
            - Ale się uśmiechasz. – zaśmiał się George. – Więc, mała. Harry?
            - Tak! Boję się, że go wyrzucą. Nie powinni. To by było kompletnie oburzające, ale nie uwierzyli mu w powrót Sam-Wiesz-Kogo. Mogą się zemścić.
            - Mała! Po pierwsze Dumbledore nigdy nie pozwoli na wyrzucenie swojego ulubionego ucznia. Po drugie on ma zawsze szczęście i w konsekwencji wychodzi cało ze wszystkich problemów. Nie ma szans, że go wyrzucą.
            - Myślisz? – George rozbudził we mnie jakieś małe nadzieje.
            - Na pewno! Tak będzie. Choć tu, głupolu! – George porwał mnie w objęcia.
            - Nie ma się co martwić! Wszystko będzie dobrze. Zawsze jest. – szeptał mi do ucha.
            Oderwałam się od niego po chwili zapomnienia i uśmiechnęłam się.
            - Dziękuję. – delikatnie pocałowałam jego policzek.
            - W razie problemu wal do mnie jak w dym, czy jakoś tak. – zaśmiał się cicho. – Do zobaczenia na śniadaniu. – I już go nie było.
            Tak jak mówił George wszystko skończyło się dobrze. Harry przeżył przesłuchanie i cały wrócił na Grimmauld Place. Oczywiście rudzielec nie omieszkał przypominać mi o tym, że wtedy tak panikowałam. Często mówił po prostu:
            - Mówiłem! Mówiłem! A ty nie wierzyłaś! Haa… czasem ja też mam racje.
           
~

Czas mijał, a nam został już tylko tydzień do rozpoczęcia roku. W pewien poniedziałek dostaliśmy listy.
            Dla odmian w tym roku dostałam aż dwa listy. W jednym był standardowy spis książek, a w drugim wielkimi literami walił do mnie tytuł Prefekta. Jak po chwili się okazało Ron również nim został.
            - O nie! Kolejni! Georgie! Wiejemy z tego domu. Za dużo tu Prefektów! – kpił Fred.
            W bardzo słoneczne sobotnie południe wybraliśmy się na Pokątną. Pani Weasley załatwiała swoje sprawy, a my swoje.
            - Ok, dużo nowych książek. Najpierw muszę iść do banku. – powiedziałam mojej małej gromadce.
            - My idziemy z tobą! – zawołali chórem bliźniacy.
            - My z Harrym skoczymy do sklepu z miotłami. – powiedział Ron i pokiwał na koniec.
- Pobiegnę z nimi! – krzyknęła do mnie Ginny i pobiegła dalej.
            Rozeszliśmy się w dwie różne strony. Bliźniacy uwielbiali gobliny. Oczywiście uwielbiali je obserwować. Często się z nich śmiali, a dodatkowo uwielbiali pędzące wózki.
            - One są tak ohydne! – szeptał Geogre.
            - Mogliby coś ze sobą zrobić. – mówił z odrazą Fred.
            - Och, dajcie spokój. – wypaliłam stojąc przed wyjątkowo ohydnym goblinem w okularach na nosie. Mimowolnie się skrzywiłam.
            - Chciałabym wypłacić pieniądze. – powiedziałam z powagą.
            - Oczywiście, czy ma panienka swój klucz? – zapytał goblin z podejrzaną miną.
            - Tak. – podałam klucz wstrętnemu stworowi, a chwilę później siedziałam w wózku z podejrzanym osobnikiem i bliźniakami.
            Po jakże intensywnych przeżyciach w banku w trójkę wybraliśmy się do Esów i Floresów. Chłopcy nie potrafili podzielić ze mną radości na widok nowych książek. Moje zachowanie komentowali jednak z dużą radością.
            - Hermiona i nowe książki… Cóż za oryginalność. – nawijał Fred.
            - Tak, nigdy bym nie wpadł na takie połączenie. – odpowiedział mu George.
            - Idealna para. – dokończył Fred.
            Ostatnie zdanie mnie zasmuciło. Nie dałam tego po sobie poznać, ale poczułam się strasznie. Czy to prawda? Nigdy nie znajdę sobie chłopaka, bo moim przeznaczeniem jest pochłanianie wiedzy? Czy naprawdę potrzebuję wizyty w księgarni z bliźniakami, aby to sobie uświadomić? Nie… tak nie może być. Krum nie postrzegał mnie w ten sposób. Krum? A co on o  mnie wiedział? Znał mnie tydzień, a już zaprosił na bal. Zasmuciłam się. Muszę się za to zabrać. Jak najszybciej! Wrócę do Hgwartu odmieniona! Tak zrobię! Znajdę chłopaka, bo dlaczego nie?
            Po zakończonych zakupach w księgarni odesłałam bliźniaków dalej i wróciłam do rozmyślań. Chodziłam po Pokątnej i nagle w oczy rzucił mi się pewien sklep: Piękno czarownicy. Weszłam do środka, a ze wszystkich stron uderzyła mnie masa różnych produktów. Pył redukujący trądzik na długo od zaraz, cień powiększający oczy, płyn uwydatniający usta, pył matujący twarz… Uśmiechnęłam się sama do siebie. Idealnie. Zgarnęłam kilka produktów, szybko zapłaciłam i wyszłam z produktami schowanymi w torebce, aby uniknąć zbędnych pytań.
            Po chwili w znacznie lepszym humorze wróciłam do moich towarzyszy podróży. Umililiśmy sobie czas w knajpie, a potem wróciliśmy do domu Syriusza.

~

            Tydzień minął bardzo szybko. W kolejną sobotę bliźniacy zadecydowali, że aby uczcić koniec wakacji, trzeba coś zrobić. Postanowiliśmy spać w namiocie. Pani Molly po bardzo długich namowach, zgodziła się. Oczywiście wcześniej wyczarowała nam miejsce w który byliśmy bezpieczni i niewidoczni dla mugoli.
Noc wlokła się , bo bliźniacy nie dawali nam spać. Ciągle dyskutowali i wybuchali śmiechem.
            - Fred! George! Proszę, idźcie spać! – wołała do niech Ginny.
            - Nie ma szans! – mówił Geogre a Fred przytakiwał mu ze śmiechem.
            - Ech… inny namiot? – zapytał zrezygnowany Harry.
            - Taa.. chyba by się przydał, szkoda, że go niema! – zawołała Ginny z wyrzutem patrząc na bliźniaków.
            - Mam was dosyć! – zawołałam do śmiejących się bliźniaków.
            - Ok., jeszcze chwila, no! – wołał Geogre.
            Godzinę później wreszcie udało mi się zasnąć.
            Rano od razu pokierowałam swoje kroki do domu. Poranne pomoce pani Molly były niemal rytuałem. Następnie postanowiłam spakować dokładnie mój kufer, aby uniknąć latania godzinę przed odjazdem pociągu. Usiłowałam namówić do tego innych, ale usłyszałam tylko głośny śmiech.
            - Nam to zajmie pięć minut! – śmiał się Fred.
            - Tylko pierwszego września czas biegnie trochę szybciej, dlatego się spóźniamy. – dopowiedział George.
            Rano obudziły mnie przeraźliwe wrzaski pani Molly. Była szósta rano, a nikt oprócz mnie nie był spakowany. Weasley’owie.. -  Pomyślałam.
            Zaraz za wrzaskami pani Molly dało się słyszeć przeraźliwe wrzaski pani Black.
            - SZUMOWINY! NĘDZNE KREATURY! BEZCZESZCZĄ DOM MOJEJ MATKI. A JEDEN TAKI NA TO POZWALA! SZLAMY! BEZMYŚLNE, NĘDZNE SZLAMY!

            Dom wariatów, pomyślałam.


~~

Czytasz? Skomentuj :)

Pozdrawiam i czekam na opinie :)

3 komentarze:

  1. Informuję o nowym rozdziale na moim Fremione.
    http://historia-niezwyklej-dziewczyny.blogspot.com/
    Zapraszam (:

    OdpowiedzUsuń
  2. Przy okazji super rozdział :3 nieoge doczekać sie następnego.

    OdpowiedzUsuń
  3. ciekawi mnie co Hermiona będzie robić w szkole ( prócz nauki)
    u mnie już rozdział 4, zapraszam

    OdpowiedzUsuń