Rozdział
3.
W południe kara wydała się jeszcze
gorsza. Prawda, miałam spać z nimi w namiocie. Sama, no dobra. Tyle, że pani
Weasley miała się o tym nie dowiedzieć. Sam sen w namiocie może być, ale czułam
się bardzo źle z myślę, że mam okłamywać panią Weasley.
- Przecież nie kłamiesz. Po prostu
nie wspomnisz o tej nocy. – próbował przekonać mnie George, a Fred przytakiwał
dając znać, że myśli tak samo.
I tak było mi z tym źle, więc cały
dzień unikałam pani Molly, aż do samego wieczora.
Kiedy około dziesiątej wieczorem,
pani Molly powiedziała, że idzie spać, Fred do mnie mrugnął i kiwnął głową w
kierunku drzwi. Podeszłam do niego.
- Za pół godziny widzimy się w tym
miejscu. I nie waż się uciekać, bo i tak cię dorwiemy. – powiedział z
uśmiechem.
Przeciągle wypuściłam powietrz z
płuc i pobiegłam do sypialni, aby choć trochę się odświeżyć.
- Ok, Ginny, to pa. – powiedziałam. – Gdybym nie wróciła, to
wiedz, że byłaś świetną przyjaciółką. – uśmiechnęłam się marnie.
- To pa, Hermiono – uśmiechnęła się przepraszająco. – Będę cię
szukać, gdybyś czasem długo nie wracała. Fred i George doskonale o tym wiedzą,
więc się ich nie bój. Baw się dobrze. – powiedziała ze śmiechem.
- Jasne. – zamruczałam. – Niemożliwe.
Po szybkim prysznicu zeszłam do
kuchni, tam czekali już na mnie chłopcy.
- Idziesz jak na ścięcie. –
zamruczał Fred widząc moją minę.
- Tak się czuję. – powiedziałam
cicho, ale oboje uznali, że nie ma co wdawać się ze mną w dyskusje na ten temat,
więc puścili moją wypowiedź mimo uszy.
Fred miał w ręce różdżkę i mały pakunek.
- Lecimy? – zapytał krótko.
- Co? Bez światła? Nie, nie, ja nie
idę. – powiedziałam szeptem.
- Ojej, Hermiona się boi. – zakpił
Fred.
- Czasy nie pewne, Freddie. –
powiedział z uśmiechem George.
Fred wręczył pakunek George’owi.
- Zapraszam, panno Granger. –
powiedział pokazując swoje dłonie.
Spojrzałam na niego niepewnie.
- Czyli co? – zapytałam zmieszana.
- Nie chcesz iść sama, to pójdziesz
ze mną. – powiedział szczerząc się do mnie.
Złapałam go ze rękę i ruszyłam za
rudzielcem na przodzie.
- Nie lubię chodzić sama po ciemku.
– powiedziałam widząc jego triumfalny uśmiech.
- Jasne. – powiedział i ścisnął mi
dłoń.
- Och, nie wyobrażaj sobie nie wiem
czego! – krzyknęłam wytrącona z równowagi.
- Jasne, ale ciszej, bo gdy mama na
złapię, to tobie też się oberwie. – powiedział Fred rozglądając się dookoła. –
Boisz się co na ciebie szykujemy, mała?
- Spanie w namiocie nie może być takie
złe. Mam się bać?
- Och, słodka Hermiona myśli, że
będziemy całą noc grzecznie spać. – zakpił Fred.
- Jeszcze mogę wrócić. –
powiedziałam z przekąsem.
- Nie stresuj się. Ognisko, tylko
tyle szykujemy. – wyjaśnił Fred z uśmiechem.
Powlekliśmy się dalej. Nie zadawałam
pytań. Byłam wymarzonym towarem do porwania. Nie sprawiałam żadnych problemów.
Kilka minut i kilka napadów śmiechu
później ujrzałam przed sobą małą polankę z miejscem do ogniska obok ogromnego
jeziora. George jednym ruchem różdżki rozłożył namiot, Fred natomiast posadził
mnie na pieńku i zabrał się za rozpalanie ogniska.
- Co będziemy robić? – zapytałam
patrząc na nich wrogo.
- Nie kochanie! Po pierwsze nie
patrz tak na nas! – zawołał George.
Skrzywiłam się. A po chwili
sztucznie uśmiechnęłam.
- O, o, coś jak to, ale trochę
bardziej naturalnie. – powiedziała Fred. – Tyle razy się ładnie uśmiechasz,
teraz też dasz radę, no dalej Hermiono. – uśmiechnęłam się odrobinę bardziej
naturalnie. – Pęknie. – powiedział ze śmiechem Fred.
George wyczarował ogromną butelkę
kremowego piwa, która nigdy miała się nie skończyć.
- Pijemy z jednej butelki! –
zawołał. – Jak na prawdziwym ognisku.
Godzinę później leżałam na dwóch
pieńkach i z zafascynowaniem patrzyłam na niebo. Mrugało do mnie setki gwiazd.
Wpatrywałam się w nie marząc i myśląc o swoim życiu, o mnie samej, o
przyszłości. Po chwili usłyszałam chrapanie. Podniosłam głowę.
- Śpi. – powiedział spokojnie Fred.
Położyłam się dalej i wciąż uparcie
rozmyślałam.
- Jak to jest tak żyć? – zapytałam
po chwili milczenia.
- Tak, czyli jak? – zapytał Fred.
- Tak jak wy. Żyć dla śmiechu, dla
przyjaźni, dla siebie nawzajem.
- Hermiono, przecież ty tak żyjesz,
dlaczego mnie o to pytasz?
- Nie prawda. Ja żyję książkami.
Nawet nie wiesz jak byłam szczęśliwa, gdy Ron zaproponował mi wakacje u was. W
domu cały czas się nudziłam. Nie mam życia poza szkołą. Interesują mnie tylko
książki. To staje się męczące na dłuższą metę. Chciałabym żyć dla jakiegoś
celu, a nie zostać Encyklopedią, która wie wszystko. – powiedziałam jednym
tchem.
- Nie myśl za dużo. – powiedział
Fred, głosem, którym jak sądzę udzielał rad. – Na co masz ochotę w tym
momencie? Na coś naprawdę szalonego. Pomyśl, ale tylko chwilę. Co masz w
głowie, kiedy zadaje to pytanie?
- Nigdy nie pływałam w jeziorze w nocy.
- Załatwione! – zawołał i zerwał się
na nogi.
- Ale nie tu! Fred, przestań! –
byłam bezradna. Fred niósł mnie właśnie na rękach do wody.
- Żyjemy chwilą. – uśmiechnął się i
wszedł do wody. – Szczerze? Zimna. - powiedział, ale uparcie szedł dalej.
W końcu stanął w wodzie do pasa i
opuścił mnie na nogi. Ciało przeszył mi przeraźliwy chłód, jakby tysiące
zimnych igieł wybijało się w moje ciepłe, nagie ciało.
- Brrr… Zimno! Mogłam pomyśleć o
czymś przyjemniejszym. Chcę wyjść.
- Nie, nie, to nie jest kąpiel. –
powiedział zagracając mi drogę. – To jest! – masa ogromnych igieł dorwała się
do moich rąk i ramion, a potem poszła w górę do mojej twarzy i włosów. Fred
jednym sprawnym ruchem ochlapał mnie wodą, tak, że nie zostało na mnie suchej
nitki.
- Zimno! Fred, nie dam ci dzisiaj
spać! Zobaczysz! - zebrałam w sobie całą siłę i oddałam mu tym samym.
- O jasne, już się boję, że nie
zasnę. Dzisiaj nie będzie spania! Ja ci nie dam spać! Są wakacje!
Kilkaset zimnych kropel na ciele
później nareszcie wyszłam z wody. Fred wyczarował wokół nas ogromną bańkę z
ciepłym powietrzem i po chwili byliśmy susi.
- Jasne, wy się bawicie a ja śpię.
Nie łaska mnie obudzić? – zapytał zaspanym głosem George.
- Nie byłeś nam potrzeby. – zawołał
do niego Fred.
Spojrzałam na niego i wybuchłam
śmiechem. Odpowiedział mi tym samym. Usiedliśmy znowu do ogniska, które
zaczynało już przygasać. Rozmawialiśmy jeszcze kilka chwil.
- Pójdziemy spać? – zapytałam w
końcu ziewając po raz kolejny.
- Taaa.. ale za chwile. – powiedział
cicho George.
- Nie za chwilę, tylko teraz!
Wstawaj i pakuj się do namiotu! – zawołał Fred.
- Ok, panie przodem. – powiedział
Fred kilka minut później, z uśmiechem puszczając mnie do namiotu.
- Oczywiście namiot czarodziejów.
Zwykłe też są fajne, wiecie? – zapytałam patrząc na nich.
- Mugolskie? – zapytali oboje
równocześnie.
- Tak. W mugolskich śpi się na
podłodze w śpiworach. Jest ciasno, ale bardzo przytulnie. To taka mini szkoła
przetrwania. – uśmiechnęłam się.
Fred wyciągnął różdżkę i machnął nią
szeptając jakieś słowa. Po chwili siedziała na podłodze w małym trzyosobowym
namiocie.
- Ooo.. to jest to! Noce w takich są
najlepsze! Śpię po środku. – powiedziałam wchodząc do śpiwora.
Chłopcy zajęli miejsca po moich
bokach i zasnęliśmy tylko po to, aby za godzinę wstać.
~~
I następny rozdział :)
Czytasz? Skomentuj :)
Wiecie, to motywuje i zapewnia, że moje wypociny nie idą na marne. Pozdrawiam.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSuper (: bardzo mi sie podoba Twoje Fremione, myśle, ze może z tego wyjsc cos świetnego. Dodaje do obserwowanych
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam na prolog mojego Fremione, Twoja opinia byłaby dla mnie ważna (:
http://historia-niezwyklej-dziewczyny.blog
Jestem na tak XD. Blog fajny czekam na kolejny rozdział. Dziewczyno pisz tylko szybko.
OdpowiedzUsuńWeny.
Pozdrawiam
~Ela ♥
fajny rozdział mam nadzieję że będziesz pisać tak dalej...
OdpowiedzUsuńu mnie dzisiaj kolejny rozdział, zapraszam