czwartek, 26 września 2013

Rozdział 1. Księga pierwsza.

Rozdział 1.

            Lato jest najgorszym momentem na odkochiwanie się. Wolny czas oznacza ciągłe myślenie i brak możliwości zapominania o tym o którym w tym momencie najbardziej chciałam zapomnieć.
            Jestem zwykłą piętnastoletnią dziewczyną. No dobra, przesadziłam. Jestem czarownicą, która za dwa miesiące rozpoczyna swój kolejny, już piąty rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Aktualnie mam najnudniejsze wakacje w świecie. I dodatkowo jestem zakochana. Znowu przesadziłam. Zauroczona w chłopaku, którego już nigdy więcej nie zobaczę. Z tej sytuacji najlepszym wyjściem byłoby po prostu zapomnieć. Gdybym miała zajęcie najprawdopodobniej tak bym zrobiła. Bez zajęcia siedzą i myślę. Zabójstwo.
            Cała moja fascynacja rozpoczęła się w zeszłym roku szkolnym. W Hogwarcie odbywał się Turniej Trójmagiczny. Mnóstwo ludzi z innych szkół pojawiło się na całe dziewięć miesięcy w naszej szkole. Pojawił się również gwiazdor quidditcha – Wiktor Krum. Każda dziewczyna w szkole marzyła o nim. Ja byłam wyjątkiem. Nie okazywałam zainteresowania. Był dla mnie kolejnym gwiazdorem, który wykorzystywał to, że wszyscy go znają i robił szum wokół siebie. Pech chciał, że to on zainteresował się mną. Spacerki, a wcześniej ciągłe wpatrywanie się we mnie, zadziałały. Wpadłam i spodobał mi się. A potem wyjechał. Zostałam sama, tak jak stałam z kartką z jego adresem w dłoni i płonącym rumieńcem na policzku. Skończyła się szkoła i wróciłam do domu z milionami wspomnień.
            Szkoła? To moje drugie życie, mój drugi dom. Uwielbiam to miejsce i uwielbiam się uczyć, dlatego każdy chłopak postrzega mnie jak otwartą encyklopedię. Wiktor widział we mnie coś więcej. Dlatego mnie w końcu zainteresował. Cóż, pech chciał jednak dla mnie czegoś innego. W szkole jestem lubiana, więc nie mam problemu z towarzystwem. Mam wielu przyjaciół. Tak, ani jednego chłopaka, ale to nie problem. Nie oddałabym mojej wiedzy za miłość. Mam tych moich dwóch najlepszych przyjaciół… mi pasuje.
            Harry Potter, pierwszy z najważniejszych. Najbardziej znany w szkole chłopak. Dlaczego? Bo jako mały chłopiec pokonał Sami - Wiecie - Kogo. Jest najmłodszym szukającym w drużynie quidditcha. Dodatkowo na drugim roku nauki otworzył Komnatę Tajemnic, a zaledwie niespełna miesiąc temu zdobył Puchar Turnieju Trójmagicznego.
             Ron, drugi z najważniejszych. Również bardzo znany i lubiany. Głównie, dlatego, że wiecznie porównywany jest ze swoimi starszymi braćmi.
            Moje szkolne życie jest naprawdę w porządku, ale to osobiste pozostawia wiele do życzenia. W pierwszej klasie przez tydzień zauroczona byłam Harrym, ale przeszło, chyba każda dziewczyna z Hogwartu miała taki okres w życiu. W czwartej klasie był nieszczęsny Krum i koniec.
            W tym roku ma być inaczej. Zacznę o siebie dbać i to zmienię. Nie znam czarodziejskich sposobów na makijaż (wychowana zostałam przez mugoli – moi rodzice są stomatologami), ale mugolskie sposoby też potrafią pomóc.
             Początek lipca spędziłam domu. Nudziłam się nieziemsko. Pewnego dnia rozmyślenia przerwało mi delikatne stukanie do okna. Spojrzałam w stronę cichego dźwięku i uśmiechnęłam się. Podeszłam do okna i wpuściłam do pokoju starego i dziwnie wyglądającego Errola. Podniósł jedną nóżkę i spojrzał na przyczepioną do niej kopertę.

Kochana Hermiono,
Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Ostatnio nie mięliśmy możliwości porozmawiać, więc może mnie odwiedzisz?
Wszyscy tu za Tobą strasznie tęsknimy i chcielibyśmy Cię znowu u nas gościć.
Możesz przyjechać na koniec lipca i cały sierpień? Harry też zapewniał, że wpadnie, kiedy tylko jego mugole go wypuszczą.
                        Czekamy na szybką odpowiedź.
Pozdrawiam,
Ron
            Przeczytałam list i uśmiechnęłam się. Szybko wyjęłam kartkę i kopertę.

Kochany Ronie,
Bardzo mi miło, że mnie zapraszasz. Naturalnie bardzo chętnie Cię odwiedzę. Tylko pojawia się problem z transportem. Moi rodzice pracują do późna, a ja nie mam siedemnastu lat, abym mogła (o zgrozo) sama latać.

Hermiona

P.S. Proszę zajmij się Errolem, Jeszcze kilka lotów i padnie. Trochę szkoda go na tak długie loty.


Szybko nakarmiłam sowę, pogłaskałam ją i przywiązałam przesyłkę do nóżki.
            Położyłam się spać zostawiając otwarte okno. Nie mogłam zasnąć, więc w końcu usiadłam i sięgnęłam po Tajemnice Hogwartu, które wypożyczyłam z biblioteki w szkole na całe wakacje. Czytałam, aż nie usłyszałam cichego pohukiwania na parapecie. Uśmiechnęłam się widząc uradowaną i dumną z siebie Świstoświnkę.

Hermiono,
Nie ma problemu. Przylecimy po Ciebie piętnastego lipca  po dziewiątej wieczorem.

Ron

            Uśmiechnęłam się i znowu wróciłam do lektury.
            Kilka dni później siedziałam na kanapie, a obok mnie na podłodze stał mój ogromny kufer po brzegi wypchany ważnymi rzeczami.
            Punkt o dziewiątej do drzwi zadzwonił tajemniczy gość. Pobiegłam otworzyć.
            - Hej, Hermiono. Gotowa? – zapytali mnie chórkiem bliźniacy.
            - Jesteście sami. – stwierdziłam i uniosłam brwi.
            - Ładne powitanie. – skwitował Fred.
            - Ron ma mały szlaban. – dopowiedział George.
            - Jasne, rozumiem.
            Kiedy Fred uporał się z moim kufrem i zapakował go na swoją miotłę, wsiadłam na miotłę George’a i mocno go objęłam.
            - Mała, nie bój się. Nie dam ci spaść. – zaśmiał się i ruszyliśmy.
            Po jakimś czasie wylądowaliśmy przed Norą.
            Mimo późnej godziny po kuchni krzątała się pani Molly Weasley – matka Rona i reszty rudzielców. Powitała mnie i usadziła przy stole stawiając przede mną ogromny talerz z jajecznicą. Zjadłam potulnie i przeciągle ziewnęłam.
            - Fred, kufer do pokoju Ginny! Tylko zrób to po ludzku, schody nie gryzą. – powiedziała pani Weasley.
            Fred przewrócił oczami, uśmiechnął się do mnie i zaprowadził na piętro prowadząc różdżką kufer za mną. Otworzył przede mną drzwi.
            - Panie przodem. – wyszeptał widząc śpiącą Ginny.
            - Dziękuję, za kufer. – powiedziałam szeptem, gdy bagaż stał przed moim łóżkiem i uśmiechnęłam się przyjaźnie.
            - Do usług. – powiedział równie cicho. – Dobranoc. – wyszeptał na koniec z cieniem uśmiechu.
            - Dobranoc. – powiedziałam również z nikłym uśmiechem.
            - Dobranoc! – wykrzyknęła Ginny.
            Wybuchłam śmiechem, a zaraz za mną Fred i Ginny.
            - To lecę. – powiedział Fred.
            - Tylko nie dosłownie. – pożegnała go Ginny. – Od kiedy skończyli te siedemnaście lat są nie do zniesienia. Wszystko robią za pomocą różdżek. – powiedziała i ziewnęła.

            - Cwaniacy. – powiedziałam i padłam na łóżko.

~~~
Czytasz? Skomentuj :)

Pierwszy rozdział trochę krótki, ale następne będą dłuższe :)
Pozdrawiam, Wika.

3 komentarze:

  1. czekam aż napiszesz kolejny rozdział
    ten rozdział podoba mi się
    pisz tylko tak dalej

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapowiada się nieźle < 3 Już czytałaś mojego bloga o Fremione, ale o nim nie zapomnij ! xd Dodaję do obserwowanych :) Weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. u mnie pojawił się już 2 rozdział
    zapraszam do czytania

    OdpowiedzUsuń