piątek, 13 września 2013

Miniaturka: Odcinając przeszłość od przyszłości.


Odcinając przeszłość od przyszłości

Szłam ubrana w długą do ziemi wrzosową sukienkę. Szłam i powinnam się cieszyć. Ślub. Nie mój ale jednak ślub, to zawsze szczęśliwy moment. Serce bolało i chciało odejść od tego miejsca. Przede mną majaczył już wysoki i stary dom, w którym w młodości przeżywałam najwspanialsze wakacje w życiu. Wysokie szpilki wbijały się w ziemię i utrudniały chód, ale chciałam iść i oglądając te cudowny widoki dookoła Nory, wspominać. To jezioro, nad którym tyle raz opalałam się z Ginny. Ta polana osłonięta wysokimi drzewami na której przeżyłam pierwszą cudowną randkę z jednym z Weasley’ów. Każde źdźbło trawy przypomniało o cudownych zabawach na świeżym powietrzu wraz z moimi najlepszymi przyjaciółmi. Zbliżałam się do Nory. Słońce cudownie odbijało się od okien w domu. Załamywało się na namiocie, który stał rozpostarty obok domu. Z daleka widziałam już tłumy ludzi, którzy przygotowywali uroczystość. Już dało się słyszeć krzyki pani Molly, która aktualnie rugała jednego ze swoich synów za zbyt swawolny wygląd. Uśmiechnęłam się przypominając sobie te wszystkie krzyki, które teraz wydawały się taką cudowną melodią dla uszu. Po chwili przypomniałam sobie po co tu jestem i uśmiech spełznął z mojej twarzy.
Weszłam do domu. Ginny ściskała mnie i prowadziła do ogrodu. Posadziła mnie w drugim rzędzie (Jesteś okrutna, Gnny! - pomyślałam) i pobiegła dalej. Gdy tylko zniknęła wśród dzikiego tłumu, wymknęłam się i przemknęłam z powrotem do domu. Pokierowałam swoje kroki do góry. Stanęłam przed doskonale znanymi mi drzwiami. Tam przeżyłam najszczęśliwsze chwile w moim życiu. Tam kochałam najbardziej i tam śmiałam się najczęściej. Teraz wchodziłam do pokoju, a serce usiłowało pokierować mnie gdzie indziej. Byle dalej od tego miejsca.
- Mogę? – zapytałam.
- Tak. – powiedział cicho mężczyzna siedzący przed lustrem z żelem do włosów w dłoni. – Hermiona! – zawołał, gdy mnie zobaczył. – Nie sądziłem, że przyjdziesz.
- Nie zamierzałam. – powiedziałam i ignorując cisnące się do oczu łzy ciągnęłam dalej. - Jednak zdecydowałam, że chcę powiedzieć ci to po raz ostatni. I… pożegnać cię raz na zawsze. Chcę odciąć przeszłość od przyszłości. Dać ci odejść.
Łzy popłynęły po moich policzkach. Fred stał sparaliżowany strachem. Wiedział co zamierzałam powiedzieć. Ja wiedziałam jak działają na niego moje łzy. Patrzył na mnie wielkimi, przerażonymi oczami i chciał dotknąć. Uciekłam przed jego dłońmi kierującymi się na moje ramiona.
- Nie. Nie płakałam już dawno. Teraz płaczę, bo patrzę na ciebie, zaraz mi przejdzie.
- Hermiono, próbowałem się z tobą skontaktować! Pisałem, ale nie dostałem żadnej odpowiedzi.
- Nie odpisywałam. Nie mogłabym żyć z myślą, że odebrałam ojca dziecku. Ale jestem tu, bo… kocham cię, Fred i zawsze będę kochać. Niczego nie oczekuję. Wiem, że nigdy nie byłoby dane nam być razem.  Chciałam tylko, żebyś o tym wiedział, żebyś o tym pamiętał na zawsze.
Łzy wciąż płynęły. Odetchnęłam głęboko i spojrzałam w jego piękne i w tej chwili tak przestraszone oczy.
-  I ja ciebie kocham. Nigdy nie przestanę. – powiedział i podszedł do mnie.
Ostatni raz dotknął moich ust swoimi. Ostatni raz otarł moje spływające łzy, a ja ostatni raz poczułam ten niesamowity żar w miejscu, w którym mnie dotykał. Ostatni raz widziałam jego oczy tak blisko moich. Ostatni raz… Serce bolało, gdy od niego odchodziłam, teraz rwało się do niego.
- Żegnaj, Fred. Szczęścia z Angeliną.
Wybiegłam z domu. Nigdzie nie było wolnego pokoju, więc pokierowałam swoje kroki do ogrodu. Wiedziałam, że jedno miejsce na pewno będzie puste i ciche. Usiadłam pod ogromnym drzewem tyłem do Nory i tego całego rozgardiaszu spowodowanego ślubem. Płakałam dalej nie zważając na to, czy ktoś mnie słyszy. (Na szczęście nikt nie słyszał.) Serce bolało i znów pod wpływem rozumu rwało się do cywilizacji, z dala od tego miejsca. Z dala od niego. Po chwili usłyszałam znajome dźwięki Marszu Weselnego.
Czas iść. Zobaczysz go ostatni raz. Zobaczysz, jak zupełnie szczerze mówi „kocham cię” innej. Zobaczysz jak odchodzi od ciebie raz na zawsze. Zobaczysz i może wreszcie sobie odpuścisz.
Angelina kroczyła dumnie po jasnym dywanie. Sukienka opinała jej duży brzuch. Dziecko Freda żyło w niej.
Usiadłam na krześle jak najdalej od pozostałych Weasley’ów. Widziałam przed ołtarzem uszczęśliwioną Ginny na stanowisku druhny. Ruda była rozpromieniona. Uwielbiała śluby, a bycie druhną uszczęśliwiało ją podwójnie.
Wszyscy patrzyli na parę przed ołtarzem. Nikt nie widział łez na moich policzkach.
Ksiądz opowiedział bardzo romantyczną historię miłości Freda i Angeliny a następnie powiedział:
- Jeżeli ktokolwiek z tutaj zgromadzonych zna przeszkody, dla których ci tutaj nie mieliby się pobrać niech przemówi teraz, lub zamilknie na wieki.
Zrobiło mi się gorąco. Moja jedyna szansa na spełnienie marzeń. Moja jedyna nadzieja w tej krótkiej minucie. Chcę wstać, chcę tam podejść i pocałować go, przypomnieć jakie czuł fajerwerki, gdy miał mnie przy sobie. Chcę tam iść i po prostu go odbić dla siebie. Chcę go.
Siedzę jednak dalej. Z oczu płyną mi łzy. Twarz stężała, nie pokazuje żadnych emocji. Tylko łzy pokazują co naprawdę czuję. Jestem głucha na całą ceremonię. Ignoruję wszystkie kwestie księdza i czekam tylko na jeden cios prosto w serce. Czekam na ten ostatni cios i na mój upadek. A potem słyszę tylko jedno:
- Tak. – mówi Angelina uśmiechając się do swojego mężczyzny.
- Tak. – mówi Fred.
Serce pęka mi na miliony kawałków. Koniec. Straciłam go. Raz na zawsze odszedł od ciebie i nigdy nie wróci. Dla ciebie jest teraz jak martwy.
- Ogłaszam was mężem i żoną. – ksiądz wbija mi jeszcze jeden sztylet w miejsce, gdzie kiedyś znajdowało się moje serce.
Z chwiejącymi się nogami wstaję i idę po trawie ignorując obcasy. Brnę dalej, byle dalej od tego miejsca. Nie ukrywam łez, płyną po mojej twarzy i wsiąkają w delikatny materiał sukienki. Kompletnie nic nie widzę. Wciąż słyszę tylko to jedno ogłuszające TAK, które już na zawsze pozostanie w moich myślach i w moim sercu, gdy tylko pomyślę o Fredzie. Nikt nie widzi moich łez. Ginny, zupełnie nieświadoma na pewno właśnie składa życzenia swojemu bratu i jego żonie. Jednak ktoś za mną goni. Ignoruję go. Udaję, że to nie ja i wciąż chwiejnym krokiem brnę do przodu przeklinając swoją głupotę. 
- Mała, jak się masz? – pyta George chwytając mnie za ramię.
Odwracam się powoli, jak sparaliżowana. Widzę drastyczną zmianę twarzy Georga, gdy widzi moje łzy. Widzi mój ból wyryty na mojej twarzy. Widzi go w oczach i w spływających strumieniami łzach.
- Herminono.- mówi cicho i milknie sparaliżowany moim widokiem. – Po co tu przyszłaś?
Opadam z sił. Właśnie, głupia, po co tu przyszłaś? Na co liczyłaś? Łzy płyną dalej i nie chcą przestać. Nie powstrzymuję się. Z ciężko bijącymi resztkami serca mówię cicho, jakby sama do siebie:
- Bo chciałam to widzieć, żebym już nigdy więcej nie wyobrażała sobie siebie w białej sukni z nim przy moim boku. Chciałam czuć łamanie serca, żebym już zawsze czuła ten ból, gdy o nim pomyślę. Chciałam go stracić, żeby o nim nie śnić i nie marzyć. Tylko… to tak cholernie boli. Nie mogłam go zatrzymać. Musiałam go oddać, komuś kto go bardziej potrzebuję. Ja jestem silna. – Z gardła wyrywa mi się głośny szloch. – Byłam silna, jeszcze godzinę temu.

- Choć, zabiorę cię stąd. – mówi do mnie i biorąc mnie za rękę ciągnie daleko stąd. Daleko od niego, od mojego Freda.



---------------------
Z serii tych smutniejszych :)
Czytasz? Skomentuj, żebym wiedziała, że czyta to ktokolwiek :)

5 komentarzy:

  1. hmmm... ale akcja się dzieje.
    Ciekawe co z tego będzie.
    Pisz dalej, czekam na kolejny post

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział < 3 Czekam na kolejne :) Obym się nie zawiodła ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja znowu wyję. Kobieto, ty umiesz grać na emocjach! Wiem, rozczulają mnie śluby, ale to było śliczne!
    -Stella :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Piszesz cudownie, a rozdział okropnie mnie poruszył :c

    OdpowiedzUsuń