Świat
czarodziei wreszcie odzyskał równowagę. Voldemort został pokonany a każdy kto
był jego sprzymierzeńcom uciekł z ogromnym strachem przed dobrem. Ludzie
cieszyli się, ponieważ nareszcie mogli spokojnie planować przyszłe dni bez
obawy, że pewna zakapturzona postać wedrze się do ich domu i wymorduje
wszystkich mieszkańców.
Mury Hogwartu stopniowo zostały odbudowywane, a uczniowie
z czasem mogli myśleć o kontynuowaniu nauki. Szkoła nareszcie miała być taka
jaka była wcześniej, bez Śmierciożerców i ingerencji Ministerstwa Magii.
Wszystko miało wrócić do poprzedniego porządku.
Nie dla każdego jednak bitwa okazała się dobra w
skutkach. Był pewien rudy młodzieniec, który w bitwie stracił znacznie więcej
niż każdy inny na tym świecie. Wysoki rudzielec stał teraz przed ogromnym
lustrem i ze smutnymi oczami wodził po swoim ciele.
Obserwował dokładnie nogi, następnie kierując się do góry
spokojnie obserwował tors na którym znajdował się brązowy sweter z dużą literą F na piersi. Każda część jego ciała
przypominała mu o ogromnej stracie. Oczy te które za czasów młodości strzelały
ognikami teraz nie miały wyrazu. Wypłynęło z nich już tyle łez. Nad oczami
wiecznie niesforna ruda grzywa, która była kiedyś jak ogień, teraz straciła
jakby blask. Tors, dłonie, nogi, wszystko takie same jak wtedy. Co więc
stracił? Swoją kopię.
Patrzył w swoje oczy i delikatnie uniósł kąciki ust w
górę. Oczy wciąż pozostały bez wyrazu. Pamiętał jak kiedyś dla żartu wraz ze
swoim bratem bawili się w lustrzane odbicie, aby rozśmieszyć swoją siostrę
Ginny. Ogniki można było dostrzec w obu parach cudownie brązowych oczu. Jedne z
tych oczu już nigdy nie miały się zaśmiać, ani nawet otworzyć. Po policzkach
rudzielca popłynęła łza. Jedna, kolejna i jeszcze jedna. Patrzył w lustro i
widział bardzo smutnego brata. Zachował jego sweter tylko po to, aby nieraz
spotykać się z nim właśnie w lustrze. Tylko dlaczego te oczy są tak
przeraźliwie smutne? Gdyby się uśmiechnął… Ale nie potrafił. Uśmiech
przypomniał marny grymas.
Otarł wierzchem dłoni spływającą łzę i położył dłoń na
literze. Doskonale pamiętał wszystkie wspólne święta, kiedy od mamy otrzymywali
takie swetry. Teraz został tylko ten sweter i jego ulubiona zabawka z
dzieciństwa, która stała teraz na najwyżej półce w szafie schowana przed
wzrokiem innych. To był tylko ich świat. Świat Freda i Georga. Dwóch
identycznych braci, którzy rozumieli się bez słów. Dwóch identycznych
żartownisi, którzy marzyli o podbiciu świata. Wszystkie marzenia, nadzieje i
plany rozpadły się, gdy ten jeden odszedł zostawiając drugiego.
Kiedy jeden z nich tracił drugiego, tracił część swojego
serce, swojej duszy i swoich wspomnień. Każde wspomnienie paliło jak prawdziwy
ogień. Każda najmniejsza pamiątka wzbudzała poczucie winy i ogromny ból,
którego nie uleczało nawet roześmiane dziecko o odziedziczonym po zmarłym wujku
imieniu. Każda część ciała jednego była połączona z drugim. Jak teraz jeden z
nich ma sobie poradzić z tymi wspomnieniami bijącymi do niego z każdego kąta
ich wspólnego pokoju, ich wspólnego sklepu, czy choćby lustra. George już
zawsze w głowie miał te oczy. Widział ostatni wyraz twarzy zmarłego brata.
Puste oczy wpatrzone w sufit. Już bez ogników, bez najmniejszego błysku.
Martwe, puste, bez wyrazu. Takie same oczy patrzyły na niego z lustra. Z jedną
różnicą. Te były żywe.
Został sam, zupełnie sam. Już nigdy nie miał się śmiać
tak jak śmiał się z nim. Już nigdy, przenigdy miał nie widzieć swojego odbicie
bez lustra. Został sam.
Pochylił się nad lustrem. Uklęknął i ze spływającymi
łzami czubkiem głowy dotknął gładkiej tafli lustra. Przedmiot był zimny, tak
zimny, jak on wtedy. Nie potrafił powstrzymywać płynących łez. Nie potrafił
powstrzymać niczego. Wspomnienia wypełniły go w całości. Ich wspólne wynalazki,
uśmiechy, zakłady, radości z żartów strojonych przed swoją matką, latanie na
miotle, bitwy na poduszki, wszystko zniknęło. Ich wspólny świat runął w
gruzach, gdy zabrakło jednego elementu. Elementu, który był tak ważny jak nic
innego. Padł przed lustrem i leżał,
leżał, leżał, a łzy wciąż płynęły po policzkach. Leżał dopóki oddech mu się nie
uspokoił. Wcześniej chciał śmierci, chciał odejść z tego świata i znów być z bratem. Teraz miał dla kogo żyć, ale pamięć
po bracie nigdy nie zniknie. Już zawsze będzie pamiętał jego śmiech, jego głos,
jego wygląd, który niczym nie różnił się od jego wyglądu. Każde spojrzenie w
lustro już zawsze miało przypominać o nim. Tyle lat przed nim, a on wciąż żyje
przeszłością. Żyje w nadziei, że przyjdzie choć małe ukojenie, ulga w tym
strasznym życiu, życiu które skończyło się wraz ze śmiercią Freda. Teraz to nie
życie. To egzystencja.
Jeśli czytasz, proszę, zostaw komentarz, żebym wiedziała, że czyta to ktokolwiek :)
______
Początek. Pierwszy post. Blog typowo o tematyce Harry'ego Potter'a i innych z tej serii.
Planuje wstawiać miniaturki i trochę dłuższe opowiadanie. Oczywiście przeważać będą opowieści typu Hermiona + Fred, ponieważ wydają mi się najciekawszą parą ;)
Pozdrawiam i zapraszam na inne posty.
Jeśli czytasz, proszę, zostaw komentarz, żebym wiedziała, że czyta to ktokolwiek :)
______
Początek. Pierwszy post. Blog typowo o tematyce Harry'ego Potter'a i innych z tej serii.
Planuje wstawiać miniaturki i trochę dłuższe opowiadanie. Oczywiście przeważać będą opowieści typu Hermiona + Fred, ponieważ wydają mi się najciekawszą parą ;)
Pozdrawiam i zapraszam na inne posty.
no pisz pisz zobaczymy co z tego wyjdzie. Kocham te opowiadania o Fremione
OdpowiedzUsuńja również kocham blogi o fermionie.
OdpowiedzUsuńFajnie się zaczyna zobaczymy jak dalej ci pójdzie ale pisz dalej
Zapraszam do czytania mojego bloga ;*
Fremione to moja ukochana para z Hogwartu. A przy tej miniaturce łzy płynęły mi same...
OdpowiedzUsuń-Stella :)
Tak w koncu znalazlam blog, ktorego tak dlugo szukalam. Mam nadzieje, ze nigdy nie przestaniesz pisac, bo jestes w tym na prawde dobra. To bylo swietne. Oh musze sobie zapisac Twojego bloga :) Tak! Cieszy mnie to, ze bedziesz pisac o Fredzie i Hermionie .Blagam Cie pisz czesto ;*
OdpowiedzUsuń