piątek, 28 lutego 2014

Rozdział 3.

Rozdział 3.

            Po nocy spędzonej w namiocie z Weasleyami i Harrym byłam wyjątkowo dobrze wyspana.
            Następnego dnia pobytu Lupina i Tonks w Norze wszyscy wspólne zaplanowaliśmy, że spędzimy dzień nad jeziorem.
            - Hermiono! Zdecydowanie zabraniam ci nosić bikini! Zbyt wielu chłopców pożera cię wzrokiem. – przykazał mi Remus patrząc znacząco na rudzielców spoglądających na mnie.        - Remusie, ale jak mam się nie kąpać z nimi? Przecież prędzej czy później wylądowałabym w wodzie w ubraniu. – zaśmiałam się.
            - Tak, w sumie masz racje. Nie masz wyboru.
            Leżałam na kocu i rozmawiałam z leżącymi obok Tonks i Ginny.  Chłopcy siedzieli w jeziorze, a państwo Weasley wraz z Lupinem zawzięcie o czymś dyskutowali leżąc na leżakach.
            - Dziewczyny, chodźcie do nas! – zawołał George.
            Remus poderwał się z leżaka i biorąc Tonks za rękę pognał z nią do wody. Po nas przyszli bliźniacy i chwilę później siedziałyśmy w wodzie bawiąc się przy tym jak małe dzieci.
            Znowu położyłam się na materacy wodnym, ale tym razem nie wpuściłam do siebie nikogo innego. Oczywiście Fred nie mógł się z tym pogodzić i bardzo szybko wylądowałam w wodzie, on natomiast zajął materac.
            - Fred, nie mógłbyś mi choć raz ustąpić? – zawołałam wyciskając sobie wodę z długich włosów.
            - Nie, kochanie, nie na to pora! – puścił mi oczko i położył się na plecach.
            Podpłynęłam do niego. Chwyciłam materac ze strony jego głowy i pochyliłam się do niego.
            - Zrobisz mi trochę miejsca? – zamruczałam dotykając ustami jego ucha.
            - Nie, musiałabyś się bardziej postarać. – zaśmiał się wciąż nie otwierając oczu.
            - Bardzo ładnie proszę.
            - Nie. – powiedział kończąc rozmowę.
            - Dobrze! Jeszcze będziesz prosił, żebym położyła się obok ciebie! – zawołałam wychodząc z wody.
            Dumna z siebie stwierdziłam, że ledwie moje stopy dotknęły suchego piasku, Fred wyszedł za mną.
            - Obrażona? – zapytał z uśmiechem.
            - Ja się nie obrażam.
            - Chodź, znajdzie się miejsce na materacu. Droczyłem się tylko.
            - Nie. – powiedziałam patrząc w słońce. – poopalam się na plaży.
            - Daj spokój i choć! – pociągnął mnie za ręce i chwilę później siedziałam na materacu w podobnej pozycji, jak ostatnio.
            - Niesamowicie wyglądasz w tym bikini. – wymruczał mi do ucha.
            - Już słyszałam. Dziękuję, ale gdybym wiedziała, że spotka się to z takim odzewem, to pewnie bym go nie ubrała.
            - Nago na pewno wyglądasz równie ładnie.
            - Przestań! – zawołałam odpychając go.
            - Mówię prawdę. – zaśmiał się sadzając mnie sobie na kolanach.
            - Jestem ciężka. – zaśmiałam się. – Zostaw! – próbowałam się wyrwać.
            - Nie jesteś! Zostań. – uśmiechnął się.
            - Nie boisz się, że ktoś z twojego rodzeństwa nie będzie zachwycony, że tak razem siedzimy? 
            - Nie, ważne, że nam wygodnie.
            Inni nie byli jednak ugodowi względem nas. George i Ron przewrócili nas, gdy tylko zaczęło im się nudzić. Jeden z nich zrobił to tylko dlatego, że kompletnie nie podobała mu się idea mnie z Fredem razem. Dawał to wyraźnie do zrozumienia posyłając mi groźne, mordercze spojrzenia. Na Freda patrzył z ogromnym zawodem i niezadowoleniem. Jakby chciał wyrwać mnie z objęć swojego brata. Z Ronem nigdy nie rozmawiałam o uczuciach. W sumie mógł odczuć mylne wyobrażenie, że kiedyś do czegoś dojdzie. Ja jednak nigdy nie chciałam z nim być. Był tylko moim przyjacielem. Na dodatek widziałam spojrzenia Lavender posyłane w jego kierunku. Wierzyłam w to, że i on kiedyś spojrzy na nią inaczej niż jak na koleżankę.
            - Wieczorem opowiadasz. – szepnęła mi do ucha Tonks, gdy wracaliśmy do domu.
            Spojrzałam na nią zbita z tropu i uśmiechnęłam się tylko delikatnie.
            Po powrocie do domu pani Molly przygotowała spóźniony obiad, którzy wszyscy zjedli z ogromnym smakiem. Po południu ja sama wylegiwałam się na leżaku, a reszta Weasley’ów rozbiegła się po domu. Zadowolona wzięłam moją nową książkę i czytałam, zapominając przy tym o bożym świecie.
            - Mogę na chwilę? – spytał Ron siadając na leżaku obok.
            - A.. Jasne, oczywiście, siadaj.
            - Wiesz… ostatnio nie mięliśmy nawet czasu dobrze porozmawiać. Chciałabyś mi coś powiedzieć?
            - Nie. – odpowiedziałam. – To znaczy wydaje mi się, że wszystko wiesz. Chyba, że ty chcesz powiedzieć coś mnie.
            - Nie, nie. – zawahał się. – Chociaż nie. Fred? Co z nim?
            - Nie wiem. A co ma być? Zapytaj go, jeśli chcesz.
            - Nie, Hermiono! Co z wami?! – wykrzyczał cały czerwony na twarzy. – Widziałem was! Nie kłam! Nic nie powiesz?
            - Ronald, czy ty jesteś moim adwokatem? Musisz wszystko wiedzieć? Fred się wygłupia jak zawsze! O co ci dokładnie chodzi? Robisz to samo, co gdy rozmawialiśmy o Krumie. Jesteś zazdrosny? – wypaliłam bez zastanowienia.
            - No wiesz? To w ogóle nie o to chodzi! – krzyknął i pognał do domu.
            Doskonale wiedziałam, że o to chodzi. Co ten chłopak sobie wyobraża? Był kompletnie zazdrosny… I to o swojego brata. Jakby to, że jesteśmy przyjaciółmi nas do czegoś zobowiązywało. Westchnęłam i wróciłam do lektury. Jednak po kilku linijkach zamknęłam z trzaskiem książkę, ponieważ wybuch Rona wyprowadził mnie z równowagi. Jak on tak w ogóle może? Teraz odgrywa sceny zazdrości, w trakcie, gdy wcześniej nie powiedział mi nawet, że ładnie wyglądam. Nic. 
            Po kolacji wszyscy zasiedliśmy na kanapie przed kominkiem w salonie Weasley’ów. Pani Molly uradowana zmywała w kuchni i co chwila coś wołała, aby mieć udział w dyskusji. Ja milczałam. Wciąż rozprawiałam o Ronie i jego wybuchu zazdrości. Dopiero, gdy obiekt moich najgorszych myśli udał się spać wreszcie się rozluźniłam i wdałam się w rozmowę o Ministerstwie Magii. Kilka minut później, Lupin po ostrym spojrzeniu ze strony Tonks, również ogłosił, że jest szalenie zmęczony i idzie spać. Był mały problem z łóżkami, ale po kilku przeprowadzkach wyszło na to, że Lupin i Tonks zajmą pokój Ginny i mój. Młodsza dziś miała spać w dawnym i mocno zagraconym pokoju Percy’ego, a ja? Sama nie wiem. Zawsze mogłam przespać się na kanapie. Bliźniacy chwilę po Remusie również opuścili nasze grono.
            - Opowiadaj! – zawołała podekscytowana Tonks, gdy zostałyśmy same z Ginny.
            - Ale o czym? – zapytałam ze strachem patrząc na tą ekscytację.
            - O Fredzie! Co się dzieję?
            - Och… dajcie spokój! To tylko kumpel, nic więcej! Przecież wiecie, że on się ciągle bawi i zabawia. Nic więcej.
            - Jasne! Na basenie a potem nad jeziorem to wcale tak nie wyglądało! – kłóciła się Ginny.
            - Przestań! To naprawdę tylko zabawa!
            - Harmiono, ja widziałam te wasze spojrzenia w trakcie tej ZABAWY! – zawołała Tonks zaznaczając ostatnie słowo. – MÓW!
            Opowiedziałam im więc krótko, ale nie o wszystkim. Pominęłam obietnicę w pociągu i rozmowę na basenie. Poinformowałam je więc o mniejszości wydarzeń, ale to nie powstrzymało ich przed drążeniem tematu.
            - Będzie nowa para! – Tonks mówiła z podekscytowaniem do Ginny. – Jak ładnie… Fred i Harmiona! Ochhh…
            - Jaka para?! Tonks, to naprawdę nic takiego!
            - A był już jakiś całus?
            - Tonks, radzę ci dobrze, skończ! Idź spać, bo zaczynasz opowiadać głupoty! Dobranoc! – krzyknęłam za rozbawionymi dziewczynami wbiegającymi po schodach do góry.
            Ja nadal siedziałam patrząc w roztańczone płomienie w kominku. Rozmyślałam o wszystkim tym, co ostatnio się działo. Czy to możliwe, że coś się dzieje między mną a Fredem? Przecież uważałam. Obiecałam sobie. Po balu chciałam być tylko przyjaciółmi, a teraz bez ostrzeżenia wpadałam w coś, co powinno mnie ominąć. Co się ze mną działo? Przecież gdyby coś się działo, to Ron by nas zabił! Jego wybuchowy temperament i zazdrość… Złe połącznie! NIE, NIE, NIE! To się musi skończyć! Ale przecież nie mogę ignorować tego co czuję, gdy Fred jest obok mnie. Ten dreszcz emocji, to ciepło bijące od jego ciała. Te motylki, gdy był tak bardzo blisko. Ta świadomość, że jest zawsze tam gdzie ja. Przecież tego nie zignoruję. Czy to znaczy, że się zakochuję? Nie, nie mogę. Niech te sprawy idą własnym torem. Niczego nie przyspieszę, ani nie zwolnię. Pochłonięta myślami na temat Freda powoli odpłynęłam w cudownie spokojny sen.
            Ktoś mnie niósł. Bez wątpienia ktoś cię niesie. Powoli otwarłam oczy.
            - Zasnęłaś. – powiedział cicho Fred wchodząc ze mną po schodach. – Niosę cię do łóżka.
            - Dziękuję. – wymamrotałam. – Ale… gdzie? Przecież wszędzie pozajmowane.
            - Do mnie. George śpi w pokoju Charlie’ego. Nie martw się, znajdzie się miejsce.
            - Fred? – zapytałam cicho, gdy już położył mnie w swoim łóżku, a sam położył się w łóżku George’a.
            - Tak, mała? – spojrzał na mnie rozbawiony moim nieprzytomnym tonem.
            - Staraj się, dobrze?
            Zdziwił się. Zdziwienie wymalowało się na jego twarzy, a uśmiech spełznął z ust. Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami i nad czymś zawzięcie myślał. Gdy się domyślił zdziwienie na jego twarzy zmieniło się na błogi uśmiech. Zaśmiał się cicho.

            - Dobrze, mała. Dobranoc.

~~~~

No i kolejny rozdział za nami. Następny pojawi się za tydzień..

Czytasz? Skomentuj, proszę! :)
Mam nadzieje, że się podoba. 

3 komentarze:

  1. świetny♥♥!! Zakochałam się w tym blogu! Pisz dalej i nie przestawaj ♥!

    ~Tymbarkowa

    OdpowiedzUsuń
  2. cudowny rozdział, jak zwykle!
    naprawdę świetnie piszesz, zakochałam się :3
    dodawaj następny rozdział, bo już dłużej nie wytrzymam! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. czekam na ciąg dalszy :3
    zapraszam też do mnie, dopiero zaczynam publikować moje Fremione ;) http://i-am-not-perfect-sorry-baby.blogspot.com/2014/03/rozdzia-1.html

    OdpowiedzUsuń