środa, 19 lutego 2014

Rozdział 2.

Rozdział 2.

            Punkt o piątej trzydzieści ruszyliśmy do ogrodu. Słońce właśnie wstawało i oślepiało nas swoim blaskiem. Dziś miał być upalny i słoneczny dzień. Jak na sierpień temperatura była już wysoka, więc w południe przekroczy pewnie trzydzieści stopni.
            Już w ogrodzie pani Molly wręczyła mi list.
            - Czytaj, proszę.

Niniejszym Ministerstwo Magii na pisemny wniosek pani Molly Weasley przyznaje rodzinie bliżej wymienionej czarownicy Pakiet magiczno-mugolski: WAKACYJNY OGRÓD.
W skład pakietu wchodzą wszystkie atrakcje, które zostają uznane za wakacyjne.
Czas trwania pakietu wynosi – 7 dni
Cena pakietu – ustalona z pracownikiem Ministerstwa, Arturem Wesley’em
Możliwość zwrotu pakietu – brak.

Zastępca Organizatora Zabaw Magicznych:
Minerwa Gold

Minerwa Gold

            - Dobrze. Chłopcy macie mi stworzyć z tego miejsca ładne i przytulne miejsce. Miły obiad się szykuje, więc otoczenie ma być równie miłe. – zarządziła pani Weasley.
            - Wakacyjny ogród? – zapytałam z uśmiechem.
            - Tak, kochanie, masz mi tu stworzyć wakacyjny ogród z basenem i zadbać o to, aby chłopcy ustawili wszystko na swoich miejscach.
            Chłopcy wybuchli głośnym śmiechem. Fred zerwał trochę trawy i wrzucił ją bratu za koszulkę. Razem z panią Molly przeciągle westchnęłyśmy.
            - Hermiono, po prostu niech zrobią coś na wzór tarasu. Pilnuj, żeby nie zrobili więcej szkody niż pożytku. Będę w kuchni, przepraszam, że cię zostawiam, ale czeka mnie naprawdę masa gotowania. – I poszła do kuchni.
            Westchnęłam, znowu. Jakoś podejrzanie często to ostatnio robiłam. To będzie ciężki poranek.
            - Hej, hej, chodźcie na chwilę! – zawołałam do nich. Obdarzyli mnie pełnymi niezadowolenia spojrzeniami i podeszli.
            - Tak, mamo? – zapytali równocześnie.
            Zignorowałam ich.
            - Gnomów nie ma. Wczoraj zajął się nimi Ron z Harrym. – powiedziałam. – Trzeba urządzić tą wolną przestrzeń na coś fajnego. Podłoga. Hmm.. szare płytki? – zapytałam parząc na Freda.
            Ten wymruczał coś i machnął różdżką zagruntowując całą trawę.
            - Nie całą! Średni prostokąt na środku, boki z trawy! – powiedziałam, a po chwili właśnie to widziałam w ogrodzie.
            - Ok., stół na płytki. Dość spory, bo będzie dużo osób. Do tego krzesła. – mówiłam, a rzeczy pojawiały się tam gdzie chciałam. – Nie takie. Trochę wyższe i z miękkim obiciem. Tak, dobre. Będzie ciepło, więc zadaszenie przeźroczyste, żeby słońce ładnie się przebijało. Nad całe płytki! Hm. Kwiaty! Dużo kwiatów! Białe i niebieskie. – zadecydowałam. – Tu i tu, o i jeszcze tu! – wskazałam miejsca, gdzie po chwili pojawiły się kwiaty.
            - A co będziemy robić po obiedzie? – zapytał znudzony moją paplaniną George. - Jakieś atrakcje?
            - Hm. Basen! Tam! – wskazałam miejsce w rogu ogrodu. – A obok leżaki! Dużo leżaków… dla każdego! Nie takie! Takie jak krzesła. Z miękkim obiciem. Ognisko. Wieczorem zrobimy ognisko! O, tutaj! – wskazałam miejsce zasłonięte wysokimi drzewami. – Pewnie Tonks i Remus zostaną na noc, więc dla nas namiot. Tu, przy basenie! I bar! Z piwem kremowym i Whisky, tutaj! – wskazałam wolną przestrzeń przy basenie. – Muzyka. Radio ustawimy przy basenie. Ok., ozdoby. Lampki! W powietrzu najlepiej! – wskazałam palcem jak mają przebiegać i po chwili mięliśmy piękny sufit z kolorowych lampek. – Ok., basen, możesz trochę powiększyć? O, idealnie, i jeszcze dmuchane materace!
            - Ok., chyba skończone. Co myślicie? – zapytałam patrząc na piękny teren przed nami.
            - Myślimy, że całkiem ładnie nam to wyszło, co nie, George? – zapytał Fred brata stając wyprostowany z ogromnym uśmiechem na ustach.
            - Myślę, Hermiono, że ty też powinnaś dzisiaj coś zrobić, a nie tylko leżeć i budzić innych. Weź przykład ze mnie i z Freda! – zawołał George.
            - Jasne. Dobrze, że macie taki dobry gust i tak ładnie ułożyliście wszystko w ogrodzie! – powiedziałam z sarkazmem i wyszłam.
            Uciekłam do swojego pokoju. Każdy stopień wzbudzał we mnie większy żal. Łzy cisnęły mi się do oczu. Tylko się nie rozpłacz. – usilnie myślałam. Jeszcze chwilę, tylko chwilę. Już za rogiem.
            Rzuciłam się na moje łóżko i zaczęłam płakać. Z jakiego powodu? Sama nie wiem. Byłam niedoceniona? Zazdrosna? O co? Smutna, bo oni wciąż żartują? Zła? Na nich? Co takiego zrobili? Och… głupia, trzeba było usiąść na leżaku i po prostu obserwować! Nie odzywać się i  nie wtrącać! Po prostu siedzieć i patrzeć! Dobrze, Hermiono… płacz, ale na obiedzie się śmiej i wypłacz teraz! Ale prawda była zbyt okrutna, aby o niej mówić. Płakałam, bo w głębi serca czułam, że nie mogę dłużej postrzegać Freda za przyjaciela, skoro tak na mnie działa, gdy jest obok. To było za trudne, nawet jak na mnie. Dlaczego akurat teraz, do cholery?
            I wciąż płakałam. Reszta Weasley’ów wraz z Harrym podziwiali ogród, co słyszałam przez otwarte okno. I właśnie wsłuchana w rozmowy dochodzące z ogrodu, usłyszałam:
            - To piękne! To wy? – zapytała Ginny.
            - Nie sami. Oczywiście Hermiona. – powiedział z zadowoleniem Fred. – Ma dziewczyna talent, nie ma co.
            Gwałtownie usiadłam na łóżku. Doceniał mnie! Fred mnie doceniał! Uśmiechnęłam się przez łzy. Fred doceniał to co zrobiłam. Wbrew temu, że to on przelał całą moją wizję na świat realny. Zrobiło mi się miło, gdy usłyszałam co mówił. Podeszłam do okna. Pani Molly cała w skowronkach stawiała miski i półmiski na stole. Pan Artur oglądał dmuchany materac. Ginny leżała na leżaku i przyglądała się siedzącemu nieco z boku Harry’emu. Harry ostatnio często odcinał się od innych i myślał gdzieś z dala od hałasu. Nie można się mu dziwić. Śmierć Syriusza zaskoczyła i zasmuciła wszystkich, jednak dla Harry’ego była prawdziwym ciosem. Po tylu latach odnalazł chrzestnego, a teraz go stracił i to z ręki śmierciożerców. Bracia Ginny siedzieli przy ognisku zawzięcie o czymś dyskutując.
            W końcu mój humor się poprawił.  Pobiegłam więc do łazienki. Ubrałam letnią, krótką sukienkę i zrobiłam delikatny makijaż. Użyłam po raz drugi produktów, które ostatnio były na mojej twarzy na pamiętnym balu. Rzęsy pociągnęłam jeszcze delikatnie tuszem.  Włosy spięłam w wysokiego koka, temperatura na zewnątrz była tak duża, że rozpuszczone nie wchodziły w grę. Chwilę później biegłam już do ogrodu.
            Uśmiechnęłam się wchodząc do kuchni. Zaskoczyła mnie mina Freda, który patrzył na mnie zszokowany i śledził mój każdy krok. Puściłam mu oczko, odpowiedział mi tym samym delikatnie się przy tym uśmiechając.
            Zasiedliśmy do obiadu, gdy tylko przybyli Remus i Tonks. Przy szalenie dobrym posiłku, było bardzo dużo śmiechu i dużo rozmów na najróżniejsze tematy. Ginny i Tonks zaprosiły mnie do rozmowy.
            - Jak tam dziewczyny? Harmiono, na pewno już to słyszałaś, ale wyglądasz przepięknie. Wyładniałaś. – zagadnęła Tonks.
           - Och, nie przesadzajmy, ale dziękuję. – zaśmiałam się i pochyliłam bliżej do dziewczyn. – Magia jest pomocą, a przynajmniej niektóre magiczne produkty.
            - Shh… Nic nie mów, nie zdradzaj naszych sekretów. – zaśmiała się Tonks.
            Cały obiad zleciał niesamowicie szybko. Gdy słońce zeszło na zachodnią stronę, zaczęła się impreza. Bliźniacy włączyli radio i rozkręcili je, aby było słychać wszystko dokładnie. Sama pobiegłam przebrać się w bikini i po chwili siedziałam już w cudownie chłodnej wodzie w basenie.
            - Dajcie spokój! Już jestem cała mokra! – wołała Ginny do Freda i George’a, którzy chlapali ją ogromną ilością wody.
            Sama miałam spokój, więc wdrapałam się  na dmuchany materac i rozkoszowałam chylącym się ku zachodowi słońcem, grzejącym moje nagie ciało.
            - Hej! Sama na dwuosobowym materacu?! Marnujesz miejsce! – narzekał podpływający do mnie Fred.
            - Tylko ty tak uważasz. – odpowiedziałam z uśmiechem
            Fred złapał materac i wdrapał się na niego. Rozsiadł się zabierając mi całe miejsce. 
            - Wyczaruj sobie drugi! Ten był mój! – powiedziałam z wyrzutem.
           - Mała. Zmieścimy się! Zobacz, usiądziesz tu. O tak! – usadził mnie na środku. – a ja porobię za twoje oparcie. – zaśmiał się. Skończyło się na tym, że siedziałam między jego nogami opierając się o jego nagi tors.
            - Niech będzie. – zaśmiałam się rozkoszując słońcem i ciepłem bijącym od Freda.
            Wtedy poczułam po raz pierwszy cudowny zapach jego nagiego ciała. Był jak afrodyzjak, uderzał do głowy. Napawałam się nim chwilę, aż nie dotarto do mnie co robię. Opanuj się!
            - Miło, co? – zapytał Fred oplatając rękami moją talię.
            - Całkiem, całkiem. – zamknęłam oczy.
            - Nie chciałabyś tak zostać na zawsze? – wymruczał mi do ucha.
            - Z tobą? Nie.. chociaż. – zawahałam się. – Nie! Jednak nie.
            Fred zaśmiał mi się dźwięcznie do ucha. Doskonale wiedział, że żartowałam. Przekręciłam odrobinę głowę. Znajdowaliśmy się w bardzo krępującej sytuacji, jednak ani mi, ani jemu to nie przeszkadzało. Nasze usta dzieliły minimetry. Uśmiechnęłam się delikatnie patrząc w jego piękne, brązowe oczy. Odpowiedział mi tym samym.
            - Pamiętasz, co ci powiedziałem w pociągu? – zapytał.
            Potaknęłam uśmiechając się trochę szerzej.

            - To zabieram się do roboty. – pocałował moje nagie ramię, a potem policzek. 


~~~~~~~

Przepraszam, przepraszam, przepraszam!
Jeśli czytasz moje opowiadanie, to wyższa linijka jest kierowana właśnie do Ciebie!
Przepraszam i obiecuję, że od piątku rozdziały będą pojawiać się co tydzień. 

Czytasz? Skomentuj! To pomaga :)

Pozdrawiam, Wiktoria.

1 komentarz: