Rozdział 2.
Punkt o
piątej trzydzieści ruszyliśmy do ogrodu. Słońce właśnie wstawało i oślepiało
nas swoim blaskiem. Dziś miał być upalny i słoneczny dzień. Jak na sierpień
temperatura była już wysoka, więc w południe przekroczy pewnie trzydzieści
stopni.
Już w
ogrodzie pani Molly wręczyła mi list.
- Czytaj,
proszę.
Niniejszym Ministerstwo Magii na pisemny wniosek pani Molly Weasley przyznaje rodzinie bliżej
wymienionej czarownicy Pakiet magiczno-mugolski: WAKACYJNY OGRÓD.
W skład pakietu
wchodzą wszystkie atrakcje, które zostają uznane za wakacyjne.
Czas trwania pakietu
wynosi – 7 dni
Cena pakietu –
ustalona z pracownikiem Ministerstwa, Arturem Wesley’em
Możliwość zwrotu
pakietu – brak.
Zastępca Organizatora Zabaw Magicznych:
Minerwa Gold
Minerwa Gold
- Dobrze.
Chłopcy macie mi stworzyć z tego miejsca ładne i przytulne miejsce. Miły obiad
się szykuje, więc otoczenie ma być równie miłe. – zarządziła pani Weasley.
- Wakacyjny
ogród? – zapytałam z uśmiechem.
- Tak,
kochanie, masz mi tu stworzyć wakacyjny ogród z basenem i zadbać o to, aby
chłopcy ustawili wszystko na swoich miejscach.
Chłopcy
wybuchli głośnym śmiechem. Fred zerwał trochę trawy i wrzucił ją bratu za
koszulkę. Razem z panią Molly przeciągle westchnęłyśmy.
- Hermiono,
po prostu niech zrobią coś na wzór tarasu. Pilnuj, żeby nie zrobili więcej
szkody niż pożytku. Będę w kuchni, przepraszam, że cię zostawiam, ale czeka
mnie naprawdę masa gotowania. – I poszła do kuchni.
Westchnęłam,
znowu. Jakoś podejrzanie często to ostatnio robiłam. To będzie ciężki poranek.
- Hej, hej,
chodźcie na chwilę! – zawołałam do nich. Obdarzyli mnie pełnymi niezadowolenia
spojrzeniami i podeszli.
- Tak,
mamo? – zapytali równocześnie.
Zignorowałam
ich.
- Gnomów
nie ma. Wczoraj zajął się nimi Ron z Harrym. – powiedziałam. – Trzeba urządzić
tą wolną przestrzeń na coś fajnego. Podłoga. Hmm.. szare płytki? – zapytałam
parząc na Freda.
Ten
wymruczał coś i machnął różdżką zagruntowując całą trawę.
- Nie całą!
Średni prostokąt na środku, boki z trawy! – powiedziałam, a po chwili właśnie
to widziałam w ogrodzie.
- Ok., stół
na płytki. Dość spory, bo będzie dużo osób. Do tego krzesła. – mówiłam, a
rzeczy pojawiały się tam gdzie chciałam. – Nie takie. Trochę wyższe i z miękkim
obiciem. Tak, dobre. Będzie ciepło, więc zadaszenie przeźroczyste, żeby słońce
ładnie się przebijało. Nad całe płytki! Hm. Kwiaty! Dużo kwiatów! Białe i
niebieskie. – zadecydowałam. – Tu i tu, o i jeszcze tu! – wskazałam miejsca,
gdzie po chwili pojawiły się kwiaty.
- A co
będziemy robić po obiedzie? – zapytał znudzony moją paplaniną George. - Jakieś
atrakcje?
- Hm.
Basen! Tam! – wskazałam miejsce w rogu ogrodu. – A obok leżaki! Dużo leżaków…
dla każdego! Nie takie! Takie jak krzesła. Z miękkim obiciem. Ognisko.
Wieczorem zrobimy ognisko! O, tutaj! – wskazałam miejsce zasłonięte wysokimi
drzewami. – Pewnie Tonks i Remus zostaną na noc, więc dla nas namiot. Tu, przy
basenie! I bar! Z piwem kremowym i Whisky, tutaj! – wskazałam wolną przestrzeń
przy basenie. – Muzyka. Radio ustawimy przy basenie. Ok., ozdoby. Lampki! W
powietrzu najlepiej! – wskazałam palcem jak mają przebiegać i po chwili
mięliśmy piękny sufit z kolorowych lampek. – Ok., basen, możesz trochę
powiększyć? O, idealnie, i jeszcze dmuchane materace!
- Ok.,
chyba skończone. Co myślicie? – zapytałam patrząc na piękny teren przed nami.
- Myślimy,
że całkiem ładnie nam to wyszło, co nie, George? – zapytał Fred brata stając
wyprostowany z ogromnym uśmiechem na ustach.
- Myślę,
Hermiono, że ty też powinnaś dzisiaj coś zrobić, a nie tylko leżeć i budzić
innych. Weź przykład ze mnie i z Freda! – zawołał George.
- Jasne.
Dobrze, że macie taki dobry gust i tak ładnie ułożyliście wszystko w ogrodzie!
– powiedziałam z sarkazmem i wyszłam.
Uciekłam do
swojego pokoju. Każdy stopień wzbudzał we mnie większy żal. Łzy cisnęły mi się
do oczu. Tylko się nie rozpłacz. –
usilnie myślałam. Jeszcze chwilę, tylko
chwilę. Już za rogiem.
Rzuciłam się na moje łóżko i
zaczęłam płakać. Z jakiego powodu? Sama nie wiem. Byłam niedoceniona?
Zazdrosna? O co? Smutna, bo oni wciąż żartują? Zła? Na nich? Co takiego
zrobili? Och… głupia, trzeba było usiąść
na leżaku i po prostu obserwować! Nie odzywać się i nie wtrącać! Po prostu siedzieć i patrzeć!
Dobrze, Hermiono… płacz, ale na obiedzie się śmiej i wypłacz teraz! Ale
prawda była zbyt okrutna, aby o niej mówić. Płakałam, bo w głębi serca czułam,
że nie mogę dłużej postrzegać Freda za przyjaciela, skoro tak na mnie działa,
gdy jest obok. To było za trudne, nawet jak na mnie. Dlaczego akurat teraz, do cholery?
I wciąż
płakałam. Reszta Weasley’ów wraz z Harrym podziwiali ogród, co słyszałam przez
otwarte okno. I właśnie wsłuchana w rozmowy dochodzące z ogrodu, usłyszałam:
- To
piękne! To wy? – zapytała Ginny.
- Nie sami.
Oczywiście Hermiona. – powiedział z zadowoleniem Fred. – Ma dziewczyna talent,
nie ma co.
Gwałtownie
usiadłam na łóżku. Doceniał mnie! Fred
mnie doceniał! Uśmiechnęłam się przez łzy. Fred doceniał to co zrobiłam. Wbrew temu, że to on przelał całą
moją wizję na świat realny. Zrobiło mi się miło, gdy usłyszałam co mówił.
Podeszłam do okna. Pani Molly cała w skowronkach stawiała miski i półmiski na
stole. Pan Artur oglądał dmuchany materac. Ginny leżała na leżaku i przyglądała
się siedzącemu nieco z boku Harry’emu. Harry ostatnio często odcinał się od
innych i myślał gdzieś z dala od hałasu. Nie można się mu dziwić. Śmierć
Syriusza zaskoczyła i zasmuciła wszystkich, jednak dla Harry’ego była
prawdziwym ciosem. Po tylu latach odnalazł chrzestnego, a teraz go stracił i to
z ręki śmierciożerców. Bracia Ginny siedzieli przy ognisku zawzięcie o czymś
dyskutując.
W końcu mój
humor się poprawił. Pobiegłam więc do
łazienki. Ubrałam letnią, krótką sukienkę i zrobiłam delikatny makijaż. Użyłam
po raz drugi produktów, które ostatnio były na mojej twarzy na pamiętnym balu.
Rzęsy pociągnęłam jeszcze delikatnie tuszem.
Włosy spięłam w wysokiego koka, temperatura na zewnątrz była tak duża,
że rozpuszczone nie wchodziły w grę. Chwilę później biegłam już do ogrodu.
Uśmiechnęłam
się wchodząc do kuchni. Zaskoczyła mnie mina Freda, który patrzył na mnie
zszokowany i śledził mój każdy krok. Puściłam mu oczko, odpowiedział mi tym
samym delikatnie się przy tym uśmiechając.
Zasiedliśmy
do obiadu, gdy tylko przybyli Remus i Tonks. Przy szalenie dobrym posiłku, było
bardzo dużo śmiechu i dużo rozmów na najróżniejsze tematy. Ginny i Tonks
zaprosiły mnie do rozmowy.
- Jak tam
dziewczyny? Harmiono, na pewno już to słyszałaś, ale wyglądasz przepięknie.
Wyładniałaś. – zagadnęła Tonks.
- Och, nie
przesadzajmy, ale dziękuję. – zaśmiałam się i pochyliłam bliżej do dziewczyn. –
Magia jest pomocą, a przynajmniej niektóre magiczne produkty.
- Shh… Nic
nie mów, nie zdradzaj naszych sekretów. – zaśmiała się Tonks.
Cały obiad
zleciał niesamowicie szybko. Gdy słońce zeszło na zachodnią stronę, zaczęła się
impreza. Bliźniacy włączyli radio i rozkręcili je, aby było słychać wszystko
dokładnie. Sama pobiegłam przebrać się w bikini i po chwili siedziałam już w
cudownie chłodnej wodzie w basenie.
- Dajcie
spokój! Już jestem cała mokra! – wołała Ginny do Freda i George’a, którzy
chlapali ją ogromną ilością wody.
Sama miałam
spokój, więc wdrapałam się na dmuchany
materac i rozkoszowałam chylącym się ku zachodowi słońcem, grzejącym moje nagie
ciało.
- Hej! Sama
na dwuosobowym materacu?! Marnujesz miejsce! – narzekał podpływający do mnie
Fred.
- Tylko ty
tak uważasz. – odpowiedziałam z uśmiechem
Fred złapał
materac i wdrapał się na niego. Rozsiadł się zabierając mi całe miejsce.
- Wyczaruj
sobie drugi! Ten był mój! – powiedziałam z wyrzutem.
- Mała.
Zmieścimy się! Zobacz, usiądziesz tu. O tak! – usadził mnie na środku. – a ja
porobię za twoje oparcie. – zaśmiał się. Skończyło się na tym, że siedziałam
między jego nogami opierając się o jego nagi tors.
- Niech
będzie. – zaśmiałam się rozkoszując słońcem i ciepłem bijącym od Freda.
Wtedy poczułam
po raz pierwszy cudowny zapach jego nagiego ciała. Był jak afrodyzjak, uderzał
do głowy. Napawałam się nim chwilę, aż nie dotarto do mnie co robię. Opanuj się!
- Miło, co? – zapytał Fred oplatając
rękami moją talię.
- Całkiem,
całkiem. – zamknęłam oczy.
- Nie
chciałabyś tak zostać na zawsze? – wymruczał mi do ucha.
- Z tobą?
Nie.. chociaż. – zawahałam się. – Nie! Jednak nie.
Fred
zaśmiał mi się dźwięcznie do ucha. Doskonale wiedział, że żartowałam.
Przekręciłam odrobinę głowę. Znajdowaliśmy się w bardzo krępującej sytuacji,
jednak ani mi, ani jemu to nie przeszkadzało. Nasze usta dzieliły minimetry.
Uśmiechnęłam się delikatnie patrząc w jego piękne, brązowe oczy. Odpowiedział
mi tym samym.
-
Pamiętasz, co ci powiedziałem w pociągu? – zapytał.
Potaknęłam
uśmiechając się trochę szerzej.
- To
zabieram się do roboty. – pocałował moje nagie ramię, a potem policzek.
~~~~~~~
Przepraszam, przepraszam, przepraszam!
Jeśli czytasz moje opowiadanie, to wyższa linijka jest kierowana właśnie do Ciebie!
Przepraszam i obiecuję, że od piątku rozdziały będą pojawiać się co tydzień.
Czytasz? Skomentuj! To pomaga :)
Pozdrawiam, Wiktoria.
Świetne, czekam na więcej !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę :D